Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Ostatni taki patriota

 

13 czerwca, w wieku 99 lat, zmarł profesor Witold Kieżun. Tego dnia odeszła pewna epoka, era ludzi nieskazitelnego honoru, żelaznych zasad i bezgranicznej odwagi. Jego życiorysem można obdzielić co najmniej kilka osób i jeszcze zostaną dziesiątki nieopowiedzianych historii.

Witold Kieżun urodził się w 1922 roku w Wilnie, kiedy to było jeszcze jedno z najpiękniejszych polskich miast. Po śmierci ojca – znanego lekarza – wraz z matką, również lekarzem, przeprowadził się do Warszawy. W strasznym roku 1939, jeszcze zanim rozpętało się piekło, zdał maturę w warszawskim Gimnazjum i Liceum im. Ks. Józefa Poniatowskiego.

W czasie wojny pracował jako szklarz, co było przykrywką do intensywnego konspirowania przeciwko okupantowi. W podziemiu skończył studia i został inżynierem budowy maszyn, zaczął też studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim.

Był żołnierzem Komendy Głównej Armii Krajowej, członkiem Zgrupowania Pułku Baszta, batalionu „Karpaty”, a od 1944 roku batalionu „Gustaw”. Od tego roku jego mieszkanie było magazynem broni. W sierpniu ruszył do walki z bronią w ręku. W powstaniu warszawskim walczył pod pseudonimem „Wypad” m.in. w akcji zdobycia Poczty Głównej, gdzie samodzielnie wziął do niewoli czternastu niemieckich jeńców. Odznaczony Krzyżem Walecznych, orderem Virtuti Militari.

Po upadku powstania uciekł z transportu i dotarł do Krakowa, gdzie natychmiast nawiązał kontakt z tamtejszymi strukturami Armii Krajowej. W marcu 1945 roku wpadł w ręce NKWD. Został aresztowany, przesłuchiwany, torturowany. Nie wydał nikogo. W maju tego roku był już na Syberii, zesłany do łagru w Krasnowodsku, na obrzeżach pustyni Kara-kum. Chorował, był na krawędzi życia i śmierci. Wrócił rok później na mocy amnestii, ale jeszcze raz został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa.

Rozumiał, że Polska jest kulawa, wykastrowana, ale innej nie ma. Nie bił głową w ścianę, ale też nigdy, do śmierci nie utracił nadziei na Polskę swoich marzeń.

Dokończył studia na Wydziale Prawa UW, był współorganizatorem Rewolucyjnego Komitetu Destalinizacji. Mimo permanentnego konfliktu z komunistyczną władzą, w 1964 roku uzyskał tytuł doktora w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, a pięć lat później obronił habilitację. W 1975 roku uzyskał tytuł profesora. W 1980 roku wyjechał za granicę. Wykładał zarządzanie m.in. w Filadelfii i Montréalu.

Nigdy nie odpuścił walki o wolną, suwerenną, niepodległą Polskę. Narzędziami tej walki była polityka. Nie stronił od jednoznacznych deklaracji i osobistego zaangażowania. Nigdy nie pogodził się z wizją Leszka Balcerowicza, której efektem była rozpaczliwa wyprzedaż polskiego majątku narodowego. Widział więcej, dalej, szerzej. Widział konteksty, przewidywał efekty, dedukował przyczyny. Ogromne doświadczenie życiowe dawało mu wręcz wizjonerską przewagę.

W 2005 roku był członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego, pięć lat później popierał Jarosława Kaczyńskiego w przedterminowych wyborach prezydenckich. Był dobrym duchem formacji Kukiz’15, którą wspierał swoimi radami podczas rozmów z liderami tego ugrupowania.

Witold Kieżun był (ależ okrutnie brzmi ten wyraz w sąsiedztwie Jego nazwiska…) patriotą starej daty. Patriotą realnym, marzycielem potrafiącym latać wysoko nad mizerią intelektualną każdego kolejnego pokolenia. Był wyjątkowym człowiekiem czynu, myśli i miłości do Ojczyzny.

Będziemy nazywać ulice i szkoły jego imieniem, w dyskusjach wspomnieniowych pojawią się relacje z nieznanych dzisiaj wydarzeń, ale czy my wszyscy naprawdę rozumiemy, jakie przesłanie życia nam zostawił Witold Kieżun?

Ostatnie kilkadziesiąt lat swojego życia profesor poświęcił na uświadamianie nas, Polaków, z jakiego typu kolonizacją mamy do czynienia.

„Ekonomiczna kolonizacja bowiem nie polega na tym, by zniszczyć jakiś kraj, ale by go eksploatować, a to wymaga jednak pewnego wzrostu poziomu życia. Jej efektem jest jednak stałe utrzymywanie się dystansu w rozwoju w porównaniu do krajów eksploatujących. Widać to m.in. w zarobkach pracowników. W Polsce pracownicy zarabiają nadal kilka razy mniej niż ludzie zatrudnieni w tych samych firmach, na tym samym stanowisku w krajach zachodnich, przy czym ceny wielu produktów są u nas nawet wyższe niż w krajach zachodnich” – mówił prawie dziesięć lat temu w wywiadzie dla „Naszego Dziennika”.

„Dziś tylko jedno leży mi na sercu: żeby Polacy się przebudzili. To ostatni moment! Jeszcze możemy Polskę uratować. Jeszcze możemy, ale tylko jednością” – nawoływał profesor kilka lat temu. Może rzeczywiście trzeba ostatniego pożegnania, zamkniętej trumny, żebyśmy wreszcie wzięli to sobie do serca?

Marian Rajewski

Kategoria:
????????????????????????????????????