Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Kolej na Solidarność

Kolej na Solidarność: Prymas Wyszyński i „Solidarność”

W poprzednim numerze pomieściliśmy tekst na temat postaci bł. ks. Jerzego Popiełuszko, który był uznawany na kapelana „Solidarności”, który poniósł za to najwyższą cenę. Dziś chciałbym przybliżyć postać innego duchownego, który również jest wiązany z „Solidarnością”. Czy jednak na pewno zawsze słusznie? Przekonajmy się.

Powstała „Solidarność” szybko stała się ruchem masowym. Bez wątpienia to dzięki temu ruchowi udało się doprowadzić stopniowo do transformacji ustrojowej w 1989 roku. Ze względu na swoją wielkość i dynamikę rozrostu „Solidarność” nie mogła pozostać niezauważona przez duchownych kościoła katolickiego, w tym głównie Prymasa Stefana Wyszyńskiego, jako najważniejszego przedstawiciela Kościoła.

Ogromnym więc zaskoczeniem dla stoczniowców był homilia, którą Prymas Wyszyński wygłosił 26 sierpnia 1980 roku. Prymas mówił wówczas: „Żądania mogą być słuszne i na ogół są słuszne, ale nigdy nie jest tak, aby mogły być spełnione od razu, dziś ich wykonanie musi być rozłożone na raty”.

Pomimo, że Wyszyński potwierdził, że słusznym jest postulat utworzenia niezależnego związku zawodowego, to jednak całość jego wypowiedzi już nie przypadła do gustu działaczom, którzy spodziewali się całkowitego poparcia. Prymas Wyszyński jednakże kierował się innymi priorytetami.

Tego samego dnia ukazał się dodatkowo komunikat Rady Głównej Episkopatu Polski o treści: „Osiągnięte porozumienia poparte odpowiednimi gwarancjami, powinny zakończyć strajki, aby normalne funkcjonowanie gospodarki narodowej i życia społecznego w pokoju stało się możliwe.”

Później, 7 września w trakcie posiedzenia Rady Głównej Episkopatu Prymas Wyszyński odniósł się do tematu swojej homilii tłumacząc swoje stanowisko: „Musimy dobrze zrozumieć rzeczywistość. Jesteśmy nauczycielami Narodu. Dnia 26 sierpnia 1980 r. mówiłem do Narodu, a nie do partii. Niektórym wydawało się, że za mało pod partię. Nie mówiłem też do stoczniowców – inni powiedzieli, że za mało pod stocznię. Ja mówiłem do Narodu i dlatego ograniczyłem się do tych elementów zasadniczych, starając się wydozować tak, abym nie był demagogiem, zwłaszcza w takiej sytuacji, w której nie wiadomo, do czego to jeszcze może doprowadzić”.

Wyjaśnienie tego możemy znaleźć również w osobistym dzienniku prowadzonym przez prymasa. Pisał w nim tak: Jestem zdania, że strajk trzeba kończyć, nie dlatego, że rosną koszta gospodarcze, tylko dlatego że „lepsze jest wrogiem dobrego”. Na razie Partia przegrała w oczach robotników i Narodu. Ale czy już trzeba ją dobijać? Trzeba ją skłonić, by zrobiła wszystko co możliwe, jako dalszy punkt wyjścia, do dalszego naprawiania błędów Partii. Ale trzeba pamiętać, że są i błędy społeczeństwa, które Partii ułatwiały błądzenie.

Prymas jednoznacznie zdefiniował stosunek kościoła do „Solidarności” w jednym z wpisów w swoim dzienniku: Popierając „Solidarność” należy bronić się przed rozszerzeniem zadań społeczno-gospodarczych na tereny polityczne.

Kardynał Wyszyński pragnął być doradcą związku i jedynie sugerować, w jaką stronę powinien zmierzać nowo powstały ruch społeczny, a nie być utożsamiany jako w pełni zaangażowany działacz „Solidarności”. W kolejnych miesiącach prymas radził działaczom związkowym, by kierowali się zasadami katolickiej nauki społecznej i zadbali o samokształcenie. Prymas działał w przekonaniu, że nie powinien się angażować w rozwiązywanie szczegółowych kwestii związanych z bieżącą działalnością „Solidarności” oraz że należy zachować dystans wobec związku.

Dlatego też pomimo wielokrotnie ponawianych zaproszeń nie wziął udziału w uroczystości poświęcenia pomnika stoczniowców. Uważał, iż nie może być tylko „prymasem stoczniowców”. Kardynał Wyszyński w czasie posiedzenia Rady Głównej Episkopatu z 9 grudnia 1980 r. określił jednoznacznie, że: „Trzymamy rękę na pulsie. Od samego początku kontaktuję się z przywódcami ruchu. Powinien to być ruch wyzwolenia społeczno-narodowego, który zadba o poprawę warunków pracy. W tym duchu do nich przemawiam”.

Kardynał Wyszyński, mimo okazanego działaczom „Solidarności” zaufania i wsparcia, podkreślał:

„(…) muszę utrzymać nadrzędną proporcję spraw, gdyż jestem prymasem całej Polski, a nie tylko stoczniowców. Mogą być takie sytuacje, w których to nadrzędne stanowisko będę musiał wykorzystać. Proces transformacji społeczeństwa trwa. Ludzie sami już mocno trzymają się swojego dążenia i nie trzeba dolewać oliwy do ognia”.

Krzysztof Drozdowski

krzysztof.drozdowski@wolnadroga.pl

solid19