W naszych tekstach opisując działaczy „Solidarności” oraz związane z nimi wydarzenia często podawane są informacje o tym, że np. kogoś aresztowała SB, czyli Służba Bezpieczeństwa. Warto więc przyjrzeć się bliżej tej instytucji.
Potocznie na SB mówiło się po prostu „bezpieka”.
„Ślubuję uroczyście… – służyć wiernie Ojczyźnie, Partii i Władzy Ludowej oraz strzec ustalonego przez prawo ładu, porządku i bezpieczeństwa publicznego – zwalczać wrogów bez względu na miejsce ich działania, występujących przeciwko ustrojowi socjalistycznemu i interesom Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz przeciwko innym państwom socjalistycznym” – od złożenia takiej przysięgi zaczynali służbę funkcjonariusze SB.
Służba ta została powołana po kompromitacji i likwidacji ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, co nastąpiło w wyniku afery związanej z ucieczką na Zachód ppłk. Józefa Światły. O tym jeszcze napiszemy w innym numerze. W listopadzie 1956 r. Ustawą Sejmu PRL powołano ministerstwo Spraw Wewnętrznych, a Służba Bezpieczeństwa zastąpiła dotychczasowy Urząd Bezpieczeństwa.
Nową służbę podzielono na piony (niektóre z nich powstawały z połączenia kilku innych). Poniżej przedstawiono nazwy wszystkich, jakie powstały do 1989 r.: Pion I (wywiad), Pion II (kontrwywiad), Pion III (walka z działalnością antypaństwową w kraju), Pion „A” (szyfry), Pion „B” (obserwacja), Pion „C” (ewidencja operacyjna), Pion „T” (technika operacyjna), Pion „W” (perlustracja korespondencji), Pion śledczy, Pion ochrony rządu, Pion rejestracji cudzoziemców, Pion IV (ochrona operacyjna kościołów i związków wyznaniowych), Pion paszportów, Pion RKW (radiokontrwywiad), Pion kontroli ruchu granicznego, Pion IIIA/V (ochrona operacyjna przemysłu), Pion ochrony przemysłu (nadzór nad fizyczną i techniczną ochroną uspołecznionych zakładów pracy), Pion cenzury (cenzura przesyłek pocztowych i korespondencji telekomunikacyjnej oraz kontrola rozmów telefonicznych), Pion studiów (rozpracowywanie kierownictwa opozycji), Pion łączności, Pion VI (ochrona operacyjna rolnictwa), Pion ochrony funkcjonariuszy, Pion ochrony konstytucyjnego porządku państwa, Pion ochrony gospodarki, Pion studiów i analiz.
Głównym zadaniem SB była tak naprawdę kontynuacja działań jej poprzedniczek, czyli sprawowanie pełnej kontroli nad społeczeństwem w kraju, a także wśród Polonii, głównie w Ameryce, Kanadzie i Wielkiej Brytanii.
Służba Bezpieczeństwa brała udział w zwalczaniu opozycji, w represjach wobec uczestników demonstracji i strajków. Odegrała główną rolę obok Milicji Obywatelskiej, ZOMO, ORMO oraz wojska w tłumieniu demonstracji w czasie wydarzeń marca 1968 r., grudnia 1970 r. na Wybrzeżu, oraz w Radomiu i Ursusie w czasie wypadków czerwcowych 1976 r. Stosowano różne środki w stosunku do działaczy „Solidarności” niejednokrotnie posuwając się do złamania praw człowieka, a nawet tortur. Nie robiono jednak tego na tak masową skalę, jak robiono to w czasach funkcjonowania Urzędu Bezpieczeństwa.
Dużą przydatność dla systemu Służba Bezpieczeństwa wykazała po rozpoczęciu w Polsce stanu wojennego. Praktycznie natychmiast przystąpiono do wyłapywania wytypowanych znacznie wcześniej poprzez szeroko rozstawioną agenturę działaczy „Solidarności”, których umieszczano w więzieniach i obozach odosobnienia, w których również SB posiadała uplasowanych tam agentów.
Służba Bezpieczeństwa brała udział obok wojska, MO, ZOMO, ORMO w pacyfikacji kopalni „Wujek”, na polecenie gen. Czesława Kiszczaka, w czasie której zginęło 9 górników, i w innych działaniach tego typu, w tym w hucie im. Lenina w Krakowie, stoczniach Gdańskiej i Szczecińskiej, Hucie Warszawa, ZM Ursus, WSK „Świdnik”, kopalniach „Manifest Lipcowy”, „Borynia” i „Staszic”. Podczas stanu wojennego za pomocą aparatu represji m.in. Służby Bezpieczeństwa internowanych zostało ok. 10 tys. osób.
W ostatnich latach działalności PRL główni działacze SB uwikłani zostali w różne afery i skandale. Jej funkcjonariusze przyczynili się również do śmierci Grzegorza Przemyka, czy też porwania i śmierci w męczarniach ks. Jerzego Popiełuszki.
Służbę Bezpieczeństwa rozwiązano w maju 1990 r. 2 miesiące później rozpoczął się proces weryfikacji funkcjonariuszy SB do nowo powstałego Urzędu Ochrony Państwa. Spośród 14.038 funkcjonariuszy, pozytywnie zaopiniowano 10.439, natomiast negatywnie – 3.595. Niszczenie archiwów SB trwało jednak nadal, w niektórych przypadkach aż do 1993 r.
Krzysztof Drozdowski
krzysztof.drozdowski@wolnadroga.pl
(Fot. Funkcjonariusze SB w Gdańsku)
W ostatnich numerach publikowaliśmy artykuły dotyczące najważniejszych osób związanych z „Solidarnością”. Byli wśród nich ks. Jerzy Popiełuszko, Anna Walentynowicz, Jerzy Janiszewski, czy też kardynał Stefan Muszyński. Dziś kolejna odsłona cyklu. Tym razem pragniemy Wam przybliżyć postać Andrzeja Gwiazdy.
Urodził się 14 kwietnia 1935 roku w Pinczowie. Co ciekawe ojciec Andrzeja służył jako marynarz we Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej. Po zakończeniu kampanii wrześniowej trafił do oflagu w którym przebywał do 1945 roku. Andrzej Gwiazda wraz z matką i babką w 1940 r. zostali wywiezieni, trafili do kołchozu w północnym Kazachstanie.
Po wojnie rodzina Gwiazdów wróciła do Polski. Pierwotnie zamieszkali na Górnym Śląsku, by ostatecznie znaleźć swoje miejsce w Gdańsku. W 1953 roku Andrzej Gwiazda rozpoczął studia na Politechnice Gdańskiej. Jednakże już po dwóch latach został z niej usunięty i powołany do wojska. W 1956 r. wrócił na uczelnię, którą ukończył w 1966 r., następnie pozostając na niej do 1973 r. na stanowisku asystenta w Instytucie Cybernetyki Politechniki Gdańskiej. W tym czasie wziął udział w wydarzeniach marcowych w 1968 roku oraz grudniowych w 1970 roku.
W 1973 roku podjął pracę w Zakładach Okrętowych Urządzeń Elektrycznych i Automatyki Elmor. W drugiej połowie lat 80. pracował w firmie prowadzącej roboty malarskie na wysokościach. W 1978 r. Andrzej Gwiazda znalazł się wśród założycieli Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Redagował wówczas biuletyn WZZ „Robotnik Wybrzeża”, zajmując się jednocześnie kolportażem różnych innych wydawnictw podziemnych.
W trakcie wydarzeń sierpniowych w 1980 r. został członkiem prezydium Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej. Współtworzył NSZZ „Solidarność”, 17 września 1980 r., w dniu powołania związku, został wybrany na stanowisko wiceprzewodniczącego związku jako jeden z dwóch zastępców Lecha Wałęsy. Był wielokrotnie inwigilowany przez MO oraz Służbę Bezpieczeństwa. Jego mieszkanie wielokrotnie poddawano rewizjom.
Po wprowadzeniu stanu wojennego został zatrzymany 13 grudnia 1981 r. i internowany w Strzebielinku. Wkrótce przeniesiono go do aresztu śledczego na Białołęce, a we wrześniu 1982 r. do jednego z ośrodków dla internowanych. Został oskarżony o próbę obalenia ustroju. Ostatecznie po niemal dwóch latach opuścił więzienie na mocy amnestii. Nie cieszył się jednak długo wolnością. 16 grudnia 1984 r. został ponownie aresztowany podczas uroczystości rocznicowych. Następnie skazany w dwóch procesach politycznych na kary 3 miesięcy i 2 miesięcy pozbawienia wolności. Odzyskał ją dopiero 15 maja 1985 roku.
W latach 1986-1989 należał do liderów Grupy Roboczej Komisji Krajowej „Solidarności”. Tym samym Gwiazda nie popierał Lecha Wałęsy i ustaleń Okrągłego Stołu. Uznał Wałęsę za zdrajcę „ideałów sierpniowych” i agenta SB, co spowodowało ostateczny rozdźwięk między nimi. Włączył się w działalności związku Solidarność 80.
W 1993 roku ubiegał się o mandat poselski z list komitetu wyborczego Poza Układem. Otrzymał jednak nieco ponad 4.000 głosów i nie uzyskał mandatu. Do 1991 r. pozostawał bezrobotny, a następnie wrócił do pracy do Elmoru. Ostatecznie w 1998 r. przeszedł na emeryturę, a w połowie lat 90-tych wycofał się całkowicie z polityki. W 2005 z grupą byłych działaczy WZZ i NSZZ „Solidarność” z początku lat 80. zbojkotował oficjalne obchody 25. rocznicy powstania „Solidarności”, organizując wraz z pismem „Obywatel” własne uroczystości.
10 maja 2007 r. z rekomendacji Prawa i Sprawiedliwości został wybrany przez Senat w skład Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. W 2011 r. W wyborach parlamentarnych w tym samym roku jako kandydat bezpartyjny z ramienia PiS bez powodzenia ubiegał się o mandat senatorski w okręgu gdańskim.
W grudniu 2021 r. w postępowaniu sądowym prawomocnie zasądzono Andrzejowi Gwieździe 400 tys. zł tytułem zadośćuczynienia i odszkodowania za internowanie w stanie wojennym. W 2017 r. został laureatem Nagrody im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego przyznanej przez Ruch Społeczny im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego.
Krzysztof Drozdowski
krzysztof.drozdowski@wolnadroga.pl
Chyba nie ma w Polsce nikogo, kto by nie rozpoznawał symbolu zwycięstwa, czyli Victorii stworzonego poprzez rozchylenie dwóch palców w kształt litery V. Podobnie jest z logiem „Solidarności”. Znacznie mniej jednakże już wiemy o twórcy logo – słowa symbolu.
Jerzy Janiszewski urodził się 11 marca 1952 roku w Płocku. Ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Wojciecha Gersona w Warszawie, a następnie studia na Wydziale Projektowania Graficznego Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Gdańsku.
Po studiach podjął pracę w zawodzie. Gdy w sierpniu 1980 roku w Stoczni Gdańskiej wybuchł strajk Janiszewski ochoczo przystąpił do działania. Zajął się między innymi drukiem biuletynu informacyjnego. To właśnie wówczas zaprojektował logo strajkujących o treści „Solidarność”.
W wyborze pomogli mu znajomi poeci. Wkrótce znak pojawił się na rozwieszanych w stoczni plakatach oraz na koszulkach. Po powołaniu związku zawodowego napis ten został oficjalnym symbolem NSZZ „Solidarności”. Znak ten wkrótce stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych znaków graficznych na świecie.
Nie był to jednak wcale pierwszy wybór. Jak podaje „Encyklopedia Solidarności” najpierw powstał plakat przedstawiający bramę nr 2 z kwiatami, później napis MKS z chorągiewką, następnie po konsultacjach napis-logo „Solidarność”.
Janiszewski zaprojektował również m.in. winietę „Tygodnika Solidarność” i logo Dni Sierpniowych Gdańsk-Gdynia ’81. Za swoje dokonania został uhonorowany w 1981 r. Grand Prix Plakatu w Katowicach.
Po wybuchu Stanu Wojennego Janiszewski wyemigrował do Niemiec, a następnie do Francji, gdzie uzyskał nawet stypendium artystyczne. W 1995 roku powrócił do Polski. Jednak nie na długo. Już trzy lata później ponownie wyemigrował. Tym razem obrał hiszpański kierunek. Od lutego 2009 roku przebywa w La Coruña w Hiszpanii, gdzie jest właścicielem studia plastycznego TAjjER.
Przygotował w 2011 roku logo polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, w 2015 roku nowe logo dla Sejmu RP oraz logo obchodów 40-lecia porozumień sierpniowych w 2020 roku.
Jak czytamy na stronie NSZZ „Solidarność”: – Nazwa i znak graficzny „Solidarność” stanowią dobro osobiste Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” będącego osobą prawną (art. 20 ust. 1 ustawy o związkach zawodowych). Zarówno nazwa Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, jak i znak graficzny „Solidarność” korzystają z ochrony prawnej przewidzianej przez obecne przepisy prawne. Oznacza to, że jakiekolwiek posługiwanie się tą nazwą czy znakiem graficznym przez inne osoby prawne, bez zgody władz NSZZ „Solidarność”, spowoduje wszczęcie odpowiednich działań prawnych dla ochrony dóbr Związku.
Sam autor opisywał po latach w jednym z wywiadów:
Znak „Solidarność” zaprojektowałem w sierpniu 1980 roku, w czasie strajku w Stoczni im. Lenina w Gdańsku. Związek jeszcze nie istniał, a tym bardziej jego nazwa. Powołanie niezależnego od aparatu władzy związku zawodowego robotników było dopiero jednym z 21 postulatów. Nie chodziło o symbol rozpoznawczy strajkujących, chodziło mi o coś więcej – o zawarcie w prostej formie tego, czego byłem świadkiem: rodzącego się i rozszerzającego buntu wobec niesprawiedliwości, pragnienia wolności, determinacji strajkujących i osób wspomagających strajk, niesłychanej solidarności wszystkich ludzi bez względu na pochodzenie, wiek, zawód, wyznanie. (…)
20 sierpnia w pracowni u mnie w domu pędzelkiem, czerwoną farbą na białym papierze formatu A5 zrobiłem znak. Zaniosłem do stoczni, otrzymałem zgodę na druk i rozpowszechnienie. Z przyjaciółmi zorganizowaliśmy papier, farbę i przy użyciu prostego ręcznego sitodruku zrobiliśmy pierwsze odbitki znaku z napisem „Gdańsk sierpień ‘80”. Były one drukowane codziennie w nakładzie ok. 200 egz. do końca trwania strajku. Powstało też kilka pierwszych białych koszulek ze znakiem oraz mały nakład plakacików z napisem „21xTAK”.
Pierwsze wydruki, które zawiozłem do stoczni w Gdańsku, zostały rozlepione. Były wręcz rozchwytywane: reprodukowane, filmowane – znak poszedł w świat. A 31 sierpnia podpisano w stoczni porozumienie, w Trójmieście skończyły się strajki. Później dowiedziałem się z prasy, że powstał NSZZ „Solidarność”, a mój znak stał się jego graficznym wizerunkiem.
W tekście wykorzystano fragment wywiadu J. Janiszewskiego z Andrzejem Brzozowskim dla pamięć.pl
Krzysztof Drozdowski
krzysztof.drozdowski@wolnadroga.pl
W katastrofie samolotu Tu-154 M pod Smoleńskiem zginęła jedna z najważniejszych kobiet, działaczek „Solidarności”.
Anna Walentynowicz z domu Lubczyk urodziła się 15 sierpnia 1929 r. w Siennem na Wołyniu w chłopskiej rodzinie ukraińskich protestantów. Rodzina jak to bywało w tamtych czasach była dość liczna. Anna miała jeszcze pięcioro rodzeństwa. We wrześniu 1937 r. zmarła matka, a trzy lata później w 1940 r. Nazar Lubczyk ponownie ożenił się z Marią Ozarczuk. Ze związku tego narodziło się kolejnych pięcioro dzieci.
W wieku 12 lat młoda Anna musiała rozpocząć pracę u polskich zarządców majątku Pustomyty. Wraz z nimi wkrótce wyjechała do jednej spod warszawskich wsi, a następnie znalazła się w Gdańsku. Początkowo pracowała w gospodarstwie rolnym, a następnie w piekarni i fabryce margaryny.
W 1950 r. trafiła do Stoczni Gdańskiej, gdzie przeszła kurs na spawacza. Szybko stała się przodownicą pracy. Wyrabiała 270% normy. Jej zdjęcia trafiły do gazet. W nagrodę, jako członkini komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej, wysłana została w sierpniu 1951 r. na zjazd młodzieży do Berlina. Wkrótce jednak zakończyła działalność w ZMP i wstąpiła do Ligi Kobiet. Zaczęła wówczas walkę o prawa pracownicze. Wówczas zainteresował się nią Urząd Bezpieczeństwa.
Ciężka praca odbiła się na jej zdrowiu. Anna przekwalifikowała się na suwnicową. Była szanowana i bardzo lubiana w pracy, o czym świadczy fakt, że gdy w 1968 r. podjęto próbę usunięcia jej z pracy w odwecie za domaganie się wyjaśnień dotyczących defraudacji pieniędzy z funduszu zapomogowego wstawiła się za nią cała załoga.
Podczas robotniczego protestu w grudniu 1970 r. Anna Walentynowicz przygotowywała strajkującym posiłki. W styczniu 1971 r. wybrano ją na delegatkę na spotkanie z I Sekretarzem KC PZPR Edwardem Gierkiem.
Co nie udało się w 1968 r. udało się w sierpniu 1980 r. Na pięć miesięcy przed osiągnięciem przez Annę Walentynowicz wieku emerytalnego została dyscyplinarnie wyrzucona z pracy. To doprowadziło do wybuchu strajku, w trakcie którego powstała NSZZ „Solidarność”. Władze musiały się ugiąć i przywróciły Walentynowicz do pracy.
Rok później miało dojść do próby otrucia Walentynowicz za pomocą furosemidu. W okresie Stanu Wojennego została aresztowana. W 1983 r. stanęła w Grudziądzu przed sądem. Została oskarżona o wywołanie strajku z sierpnia 1980 roku. Na rozprawie pojawił się wówczas Lech Wałęsa. Walentynowicz skazano na 1,5 roku wwiezienia w zawieszeniu. Do więzienia jednak i tak trafiła pod zarzutem zorganizowania manifestacji w grudniu 1983 r. pod krzyżem przy Kopalni Węgla Kamiennego „Wujek” w Katowicach.
Była inicjatorką protestu głodowego po zabójstwie ks. Jerzego Popiełuszki, przeprowadzonego od 18 lutego do 31 sierpnia 1985 r. w krakowskiej parafii ks. Adolfa Chojnackiego.
Po uzyskaniu informacji o współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa odcięła się od jego środowiska. Po 1989 r. nie utożsamiała się z polityką rządzących partii postsolidarnościowych. W wyborach parlamentarnych w 1993 r. bez powodzenia kandydowała do Sejmu z listy komitetu „Poza Układem”.
W lipcu 2006 r. gdański Instytut Pamięci Narodowej ujawnił, że Annę Walentynowicz inwigilowało ponad 100 funkcjonariuszy i tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa.
Anna Walentynowicz nazywana również Anną „Solidarność”, do czego przyczynił się Krzysztof Wyszkowski zginęła w katastrofie samolotu lecącego na obchody kolejnej rocznicy rosyjskiej zbrodni w Katyniu.
W lipcu 2012 r., rodzina Anny Walentynowicz po około dwóch latach starań uzyskała wgląd do dokumentacji z jej sekcji w Moskwie. Wykazano wówczas wiele rozbieżności dotyczących ciała, jak i ubioru.
25 września 2012 r. w oparciu o wyniki przeprowadzonych badań DNA Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie stwierdziła, że w grobie na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku-Wrzeszczu znajdowało się ciało innej ofiary katastrofy, Teresy Walewskiej-Przyjałkowskiej. Annę Walentynowicz pochowano omyłkowo na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.
Powtórny pogrzeb legendy „Solidarności” odbył się na gdańskim cmentarzu Srebrzysko w dniu 28 września 2012 r.
Krzysztof Drozdowski
krzysztof.drozdowski@wolnadroga.pl
(Fot. Prezydent Lech Kaczyński dekoruje Annę Walentynowicz Orderem Orła Białego, 3 maja 2006 r.; źródło domena publiczna)
W poprzednim numerze pomieściliśmy tekst na temat postaci bł. ks. Jerzego Popiełuszko, który był uznawany na kapelana „Solidarności”, który poniósł za to najwyższą cenę. Dziś chciałbym przybliżyć postać innego duchownego, który również jest wiązany z „Solidarnością”. Czy jednak na pewno zawsze słusznie? Przekonajmy się.
Powstała „Solidarność” szybko stała się ruchem masowym. Bez wątpienia to dzięki temu ruchowi udało się doprowadzić stopniowo do transformacji ustrojowej w 1989 roku. Ze względu na swoją wielkość i dynamikę rozrostu „Solidarność” nie mogła pozostać niezauważona przez duchownych kościoła katolickiego, w tym głównie Prymasa Stefana Wyszyńskiego, jako najważniejszego przedstawiciela Kościoła.
Ogromnym więc zaskoczeniem dla stoczniowców był homilia, którą Prymas Wyszyński wygłosił 26 sierpnia 1980 roku. Prymas mówił wówczas: „Żądania mogą być słuszne i na ogół są słuszne, ale nigdy nie jest tak, aby mogły być spełnione od razu, dziś ich wykonanie musi być rozłożone na raty”.
Pomimo, że Wyszyński potwierdził, że słusznym jest postulat utworzenia niezależnego związku zawodowego, to jednak całość jego wypowiedzi już nie przypadła do gustu działaczom, którzy spodziewali się całkowitego poparcia. Prymas Wyszyński jednakże kierował się innymi priorytetami.
Tego samego dnia ukazał się dodatkowo komunikat Rady Głównej Episkopatu Polski o treści: „Osiągnięte porozumienia poparte odpowiednimi gwarancjami, powinny zakończyć strajki, aby normalne funkcjonowanie gospodarki narodowej i życia społecznego w pokoju stało się możliwe.”
Później, 7 września w trakcie posiedzenia Rady Głównej Episkopatu Prymas Wyszyński odniósł się do tematu swojej homilii tłumacząc swoje stanowisko: „Musimy dobrze zrozumieć rzeczywistość. Jesteśmy nauczycielami Narodu. Dnia 26 sierpnia 1980 r. mówiłem do Narodu, a nie do partii. Niektórym wydawało się, że za mało pod partię. Nie mówiłem też do stoczniowców – inni powiedzieli, że za mało pod stocznię. Ja mówiłem do Narodu i dlatego ograniczyłem się do tych elementów zasadniczych, starając się wydozować tak, abym nie był demagogiem, zwłaszcza w takiej sytuacji, w której nie wiadomo, do czego to jeszcze może doprowadzić”.
Wyjaśnienie tego możemy znaleźć również w osobistym dzienniku prowadzonym przez prymasa. Pisał w nim tak: Jestem zdania, że strajk trzeba kończyć, nie dlatego, że rosną koszta gospodarcze, tylko dlatego że „lepsze jest wrogiem dobrego”. Na razie Partia przegrała w oczach robotników i Narodu. Ale czy już trzeba ją dobijać? Trzeba ją skłonić, by zrobiła wszystko co możliwe, jako dalszy punkt wyjścia, do dalszego naprawiania błędów Partii. Ale trzeba pamiętać, że są i błędy społeczeństwa, które Partii ułatwiały błądzenie.
Prymas jednoznacznie zdefiniował stosunek kościoła do „Solidarności” w jednym z wpisów w swoim dzienniku: Popierając „Solidarność” należy bronić się przed rozszerzeniem zadań społeczno-gospodarczych na tereny polityczne.
Kardynał Wyszyński pragnął być doradcą związku i jedynie sugerować, w jaką stronę powinien zmierzać nowo powstały ruch społeczny, a nie być utożsamiany jako w pełni zaangażowany działacz „Solidarności”. W kolejnych miesiącach prymas radził działaczom związkowym, by kierowali się zasadami katolickiej nauki społecznej i zadbali o samokształcenie. Prymas działał w przekonaniu, że nie powinien się angażować w rozwiązywanie szczegółowych kwestii związanych z bieżącą działalnością „Solidarności” oraz że należy zachować dystans wobec związku.
Dlatego też pomimo wielokrotnie ponawianych zaproszeń nie wziął udziału w uroczystości poświęcenia pomnika stoczniowców. Uważał, iż nie może być tylko „prymasem stoczniowców”. Kardynał Wyszyński w czasie posiedzenia Rady Głównej Episkopatu z 9 grudnia 1980 r. określił jednoznacznie, że: „Trzymamy rękę na pulsie. Od samego początku kontaktuję się z przywódcami ruchu. Powinien to być ruch wyzwolenia społeczno-narodowego, który zadba o poprawę warunków pracy. W tym duchu do nich przemawiam”.
Kardynał Wyszyński, mimo okazanego działaczom „Solidarności” zaufania i wsparcia, podkreślał:
„(…) muszę utrzymać nadrzędną proporcję spraw, gdyż jestem prymasem całej Polski, a nie tylko stoczniowców. Mogą być takie sytuacje, w których to nadrzędne stanowisko będę musiał wykorzystać. Proces transformacji społeczeństwa trwa. Ludzie sami już mocno trzymają się swojego dążenia i nie trzeba dolewać oliwy do ognia”.
Krzysztof Drozdowski
krzysztof.drozdowski@wolnadroga.pl
19 października 1984 roku funkcjonariusze Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW przebrani w mundury Wydziału Ruchu Drogowego Milicji Obywatelskiej dokonali porwania księdza jadącego z Bydgoszczy do Warszawy.
Przy drodze krajowej pomiędzy Bydgoszczą a Toruniem, w lesie koło miejscowość Górsk, znajduje się widoczny duży betonowy biały krzyż, który upamiętnia miejsce tego porwania, które zakończyło się śmiercią.
14 września 1947 r. w Okopach na świat przyszedł Alfons Popiełuszko. Pierwszą Komunię Świętą i bierzmowanie przyjął w tym samym roku – 1956. W latach 1961-1965 uczęszczał do liceum w Suchowoli. Był sumienny, ale uczył się przeciętnie. Z powodu jego religijności rodzice byli wzywani do szkoły. 24 czerwca 1965 r wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. Po pierwszym roku studiów został skierowany do obowiązkowej zasadniczej służby wojskowej, którą odbywał w latach 1966-1968 w specjalnej jednostce dla kleryków o zaostrzonym rygorze w Bartoszycach.
W dniu 13 maja 1971 r. w wieku 23 lat dokonał zmiany dotychczasowego imienia na nowe: Jerzy Aleksander. 28 maja 1972 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk prymasa kardynała Stefana Wyszyńskiego. Od sierpnia 1980 r. był związany ze środowiskami robotniczymi, aktywnie wspierał także „Solidarność”. W czasie strajku został wysłany do odprawiania mszy w Hucie Warszawa. Po wprowadzeniu stanu wojennego organizował liczne działania charytatywne. Wspomagał ludzi prześladowanych i skrzywdzonych. Uczestniczył w procesach tych, którzy byli aresztowani za przeciwstawianie się prawu stanu wojennego. Organizował rozdział darów, które były przywożone z zagranicy. W kościele św. Stanisława Kostki od 28 lutego 1982 r. organizował Msze za Ojczyznę. Działalność ks. Jerzego Popiełuszki ówczesne władze PRL uznały za krytykę i sprzeciw wobec systemu komunistycznego.
19 maja 1983 r. prowadził pogrzeb Grzegorza Przemyka. We wrześniu 1983 r. zorganizował pierwszą pielgrzymkę ludzi pracy do sanktuarium w Częstochowie; 18 września odprawił mszę świętą na wałach Jasnej Góry.
Ksiądz Jerzy Popiełuszko był inwigilowany przy pomocy co najmniej czterech tajnych współpracowników. Wśród nich byli duchowni – tu szczególnie aktywny był ksiądz Michał Czajkowski (TW „Jankowski”), a także osoby świeckie, jak np. blisko współpracujący z kapłanem Tadeusz Stachnik (TW „Miecz” i „Tarcza”).
19 października 1984 roku ks. Popiełuszko przybył na zaproszenie Duszpasterstwa Ludzi Pracy do parafii pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Według księdza Henryka Jankowskiego, który wspólnie z ks. Popiełuszką celebrował mszę św. gość zaraz po mszy wracał do Warszawy. Nie chciał zostać dłużej z powodu złego samopoczucia oraz umówionego spotkania na następny dzień na 8 rano.
W tym samym dniu, wracając do Warszawy, na drodze do Torunia, niedaleko miejscowości Górsk, Jerzy Popiełuszko został wyciągnięty z samochodu, przeprowadzony ok 100-150 metrów dalej w stronę Torunia i wrzucony do bagażnika. Kierowca księdza Popiełuszki Waldemar Chrostowski wyskoczył z samochodu przy prędkości 100 km/h nie odnosząc żadnych obrażeń uciekł esbekom, którzy też nie podjęli za nim pościgu. Wrócił do pozostawionego samochodu.
Dalsze wydarzenia znane są jedynie z późniejszych zeznań trzech wykonawców porwania i zabójstwa. Porywacze pojechali dalej, w stronę Torunia. Ponieważ zamknięty w bagażniku ks. Jerzy usiłował się stamtąd wydostać, porywacze zatrzymywali się co jakiś czas i bili go aż do utraty przytomności. W końcu związali księdza w taki sposób, że każda próba wyprostowania nóg powodowała duszenie. Mordercy zeznali potem przed sądem, że koło północy wjechali na zaporę na Wiśle we Włocławku. Tam z wysokości kilkunastu metrów wrzucili księdza do wody. Jest prawdopodobne, że w tamtej chwili ks. Popiełuszko jeszcze żył.
30 października 1984 roku z zalewu na Wiśle koło Włocławka wyłowiono jego zwłoki. Ręce skrępowano tak, by próby poruszania nimi zaciskały pętlę na szyi. Ciało obciążone było workiem wypełnionym kamieniami. Zbadano je w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Białymstoku pod kierunkiem prof. Marii Byrdy. W czasie sekcji wykazano ślady torturowania.
Istnieje jeszcze teoria wysnuta przez prokuratora Andrzeja Witkowskiego, której mało kto daje wiarę, mówiąca o tym, że Popiełuszkę trzymano przy życiu i torturowano do 25 października. Popiełuszko miał być przetrzymywany w bunkrach w Borze Kazuńskim. Czy Popiełuszko był przetrzymywany i torturowany gdyż nie chciał zdradzić, gdzie znajdują się pieniądze które miał przewieźć z Bydgoszczy do Warszawy?
Według oficjalnej wersji do dziś nie wiadomo, kto i kiedy podjął decyzję o zabiciu księdza. Wiadomo jedynie, że zabójstwa dokonali trzej pracownicy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Czy więc Popiełuszko żył do 25 października, gdyż Grzegorz Piotrowski próbował wydobyć torturami informacje na temat miejsca przechowywania pieniędzy? Ks. Popiełuszko tych informacji nie mógł zdradzić, gdyż ich zwyczajnie nie znał.
Krzysztof Drozdowski
krzysztof.drozdowski@wolnadroga.pl