Zadziwia mnie, w jak bezobjawowy sposób pogodziliśmy się z bardzo prawdopodobnym końcem świata. Przynajmniej takiego świata, jaki znamy, do jakiego przywykliśmy i jaki wydawał nam się jedynym możliwym. Świata dualizmu: ciała i duszy, fizyczności i duchowości, uczuć i intelektu, wiary i rozumu. Między człowieka a świat roślin i zwierząt wchodzi właśnie z impetem coś, co wcześniej jawiło się jako kompletnie niepoważny konstrukt myślowy: sztuczna inteligencja. Wielu naukowców mówi przy tej okazji o realnym zagrożeniu dla ludzkości, ale… żeby się o tym dowiedzieć, trzeba się mocno postarać.
Od kilkudziesięciu lat świat tak bardzo przyspieszył, że z jednej strony nikt już nie nadąża, a równocześnie nikt nie chce się przyznać, że dawno już zgubił kontakt z rzeczywistością. Modne jest natomiast głośne piętnowanie wszystkiego mianem teorii spiskowych. Trudno jednak precyzyjnie określić, co tak naprawdę miałoby być tym grymasem rozumu, bo z całą pewnością „teoria spiskowa” jest rodzajem obelgi.
Z tego, co obserwuję od dłuższego czasu, zwykle pieczątkę z tym napisem stawiają media i medialne mądrale wszystkim hipotezom, których po prostu nie są w stanie zrozumieć. Albo co gorsza: których potwierdzenie mogłoby zburzyć cały misternie budowany świat danego mądrali. No bo jak to: za kryzys Kościoła odpowiadają masoni? Amerykanie za własne pieniądze wyhodowali najpierw Al Kaidę, a potem Państwo Islamskie? Tupolew leżący w błocie pod Smoleńskiem w niczym nie przypominał samolotu, który „zderzył się” z cienkim drzewem? Wyjaśnienia, które przychodzą na myśl bywają tak wstrząsające, że zagrażając całemu systemowi zdań i myśli konstytuujących naszą tożsamość są wypierane jako „teorie spiskowe”. Tak jest łatwiej. A czasami jest to wręcz kwestia zdrowia psychicznego człowieka, który balansuje na krawędzi rozumu.
Od dziecka jestem wielkim fanem literatury science fiction. Nie lubiłem nigdy jej pograniczy, z horrorem i fantasy, gdzie smoki i elfy stanowiły jądro opowieści. Wolałem twardą, naukową fantastykę. Jeszcze nie tak dawno krążyły obrazki, na których pokazywano wymyślone przez Stanisława Lema przedmioty, które później rzeczywiście powstały i działały mniej więcej tak, jak to kilkadziesiąt lat wcześniej opisał polski mistrz SF.
Jednym z dominujących tematów literatury fantastycznej jest konflikt między człowiekiem a obcymi, przybyszami z innych planet. Nie mniej intrygująca dla autorów była i wciąż jest relacja między ludźmi a stworzonymi przez nich bytami: robotami, inteligencją rozproszoną, sztuczną inteligencją. Niektórzy próbowali zgłębić temat świadomości, która oderwana od duszy mogła powstać w sposób sztuczny. Oparta na technologii zamiast na łasce Bożej bywała dla człowieka większym zagrożeniem niż sam Diabeł.
I teraz właśnie widzimy przedsionek tego piekła. Język polski nie nadąża. Wciąż w użyciu są takie określenia jak „inteligentny system parkowania”, „inteligentny dom”, a nawet „inteligentna kuweta samoczyszcząca dla kotów”. „Inteligentne” może być wszystko, ale co to w rzeczywistości oznacza? Niewiele więcej niż wbudowanie w jakiś mechanizm choćby najprostszego algorytmu według którego urządzenie zachowuje się w różny sposób w zależności od różnych sytuacji. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce spece od marketingu żonglują przymiotnikami w sposób zaiste urągający „inteligentnemu” rozumowi.
Kiedy mówimy o „sztucznej inteligencji” mamy jednak na myśli coś zgoła różnego od nawet najbardziej „inteligentnej” kuwety. „Sztuczna inteligencja” (z angielskiego: AI) jest już nie tylko cechą pewnych, szalenie złożonych i wyrafinowanych modeli i programów imitujących ludzką inteligencję. AI staje się powoli rozproszoną strukturą systemów, które wykazują niesamowite właściwości. Każdy element „uczy się”, a ta wiedza staje się natychmiast wiedzą wszystkich pozostałych elementów.
Już dzisiaj sztuczna inteligencja potrafi analizować otoczenie, rozwiązywać problemy i podejmować działania najszybciej prowadzące do osiągnięcia założonego celu. Niektórzy z ekspertów twierdzą, że jesteśmy na granicy, za którą już tylko kilka kroków będzie dzieliło sztuczną inteligencję od uzyskania świadomości. Dzisiaj już masa Polaków rozmawiając przez telefon z „konsultantem” jest przekonana, że po drugiej stronie jest żywy człowiek. Automat adekwatnie reagujący na to, co mówimy do słuchawki i odpowiadający normalnym, ludzkim głosem to nie jest wymysł fantastów, tylko fakt. Chyba już każdy z nas rozmawiał z robotem.
Na razie te automaty idą grzecznie po sznurku algorytmów ułożonych przez człowieka, ale co będzie, jak urwą się ze smyczy? Autorzy SF przedstawili wiele wariantów tej sytuacji. Niestety, chyba żaden z nich nie kończy się dla ludzi dobrze.
Paweł Skutecki
paweł.skutecki@wolnadroga.pl