Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

 

Szczęśliwego Nowego 2025 Roku! Takie słowa docierają do nas w ostatnich dniach wyjątkowo często. Życzymy sobie najczęściej zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i oby ten nadchodzący rok nie był przynajmniej gorszy od poprzedniego. Za nami sylwestrowe szaleństwa. Skąd się wzięły? Ponoć według proroctwa Sybilli, ostatni dzień 999 roku miał przynieść koniec świata i spełnienie zapowiedzi apokalipsy, którą opisywał św. Jan w ostatniej księdze Biblii. Ówczesny papież Sylwester II wraz z całym chrześcijańskim światem oczekiwał spełnienia się przepowiedni, jednak gdy nadszedł świt roku 1000 i nic się nie wydarzyło to papież pobłogosławił Rzym i świat, a wszyscy ludzie wyszli na ulice miast, by świętować. I tak zwyczaj świętowania Nowego Roku przetrwał do dziś.

Czego tak naprawdę możemy się spodziewać?  Spróbujmy przewidzieć, bez nadmiernego fantazjowania i biorąc pod uwagę jedynie to, co z dużym prawdopodobieństwem da się przewidzieć.

Niewątpliwie w Polsce kluczowym wydarzeniem, które realnie może wpłynąć na kształt rządu i przyszłość kraju będą wybory prezydenckie, które czekają nas najprawdopodobniej w maju. Mimo, iż kampania wyborcza oficjalnie jeszcze się nie rozpoczęła, to już blisko trzy czwarte wyborców deklaruje, że wie na kogo odda swój głos. Oby owe wybory były podyktowane racjonalnym przemyśleniem, a nie wynikiem emocji, bądź podążaniem za głosem nachalnej propagandy – bez względu na to z której strony będzie płynąć. Dobrze byłoby, abyśmy sami wybrali nie dając się sterować, tu wszak chodzi o naszą przyszłość. Byłoby wspaniale, gdyby okazało się, że jesteśmy w takim myśleniu coraz bardziej zjednoczeni, a nie coraz bardziej podzieleni. Rok 2025 przyniesie także wybory w kilku krajach, w tym w Niemczech, w Australii i w Kanadzie. W Niemczech Olaf Scholz będzie ubiegał się o reelekcję, w Australii Anthony Albanese będzie starał się o nowy mandat, a w Kanadzie Justin Trudeau, po prawie dekadzie sprawowania władzy stanie przed wyzwaniem jej utrzymania. Z niepokojem będziemy spoglądali w stronę USA, zastanawiając się czy i jak zmieni się amerykańska polityka i jaki będzie miało to wpływ na nas, na Europę i na wojnę toczoną w Ukrainie. Nie od dziś wiadomo, że konflikty na świecie, takie jak wojna na Ukrainie, czy zmiany polityczne w Syrii nadal będą wpływać na globalną politykę, a recesje i napięcia na Bliskim Wschodzie, będą nadal definiować globalny krajobraz polityczny.

Czy w 2022 roku przewidywaliśmy, że agresja Rosji na Ukrainę będzie trwała tak długo? W lutym 2025 roku wkroczymy w kolejny rok tego konfliktu, który niszczy miasta, domy i ludzi – fizycznie i psychicznie.

W kraju z pewnością czeka nas wzrost inflacji, co odbije się w naszych portfelach. Od stycznia rozpoczyna się półroczny okres prezydencji Polski w Unii Europejskiej. Co uda się nam załatwić? Rolnicy czekają na decyzje w sprawie importu żywności spoza UE i lepszej ochrony europejskiej produkcji rolnej. Za pasem mamy coraz bardziej surowe przepisy dotyczące ograniczenia emisji gazów cieplarnianych i adaptacji do zmieniających się warunków klimatycznych. Jak to się ma do naszych realiów gospodarczych? Czy polska gospodarka i polscy podatnicy to wytrzymają? Pojawiają się nowe wyzwania. Mówimy o dalszych inwestycjach w rozwój technologii, w tym inteligentnych miast i cyfrowej transformacji gospodarki. To brzmi ekscytująco, jednak jak wzrost inflacji i kryzysy energetyczne nadal będą wpływać na życie codzienne obywateli? Chociaż przewiduje się jej stopniowy spadek to nadal może być problemem, zwłaszcza jeśli nie uda się jej skutecznie kontrolować. Prognozy wskazują na wzrost PKB na poziomie około 3,5%. Wzrost będzie wspierany przez rosnącą konsumpcję oraz inwestycje. Fachowcy od gospodarki przewidują, że po silnym wzroście inflacji w drugiej połowie 2024 roku, należy oczekiwać stopniowego spadku dynamiki cen artykułów konsumpcyjnych. Z niepokojem obserwujemy deficyt budżetowy, wszak wiadomo, że jego wzrost do planowanych 5,5% i co za tym idzie wzrost poziomu długów publicznych może stanowić zagrożenie dla stabilności gospodarki. Nasuwa się pytanie jak wzrost wydatków na obronność do 4,7% PKB, może wpłynąć na inne obszary gospodarki.

Spróbujmy dostrzec też pozytywy. Z pewnością odnotujemy postęp technologiczny, innowacje, rozwój sztucznej inteligencji i robotyki, które uczynią nasze życie bardziej wygodnym. Miejmy nadzieję, że postęp dotknie także medycyny. Może to oznaczać lepsze dopasowanie leczenia do indywidualnych potrzeb pacjentów. Oby szło to z postępem w leczeniu chorób przewlekłych i nowotworowych, które są zmorą społeczeństwa.

Miejmy nadzieję, że w nadchodzącym roku dni radosne i beztroskie będą dominowały. Oby spodziewane wydarzenia kulturalne i sportowe nam je umilały. Mocno wierzymy, że rok 2025 będzie lepszy, tak jak m.in. zapowiadają analitycy z PKO BP. Wiele zależy od nas samych. Do siego roku!

Krzysztof Wieczorek

krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl

 

W parlamencie finalizowane są prace nad najważniejszą ustawą – budżetem państwa na przyszły, 2025 rok. W kilku zdaniach odnoszę się niżej do tego aktu w wersji funkcjonującej w chwili pisania tekstu. Przyszłoroczny plan finansowy państwa jest budżetem trudnych czasów.

Epoka zbilansowanego budżetu państwa pozostaje nieodżałowanym wspomnieniem. 2025 będzie rokiem rekordowego deficytu, ale i rekordowych wydatków. Łatwiej będzie – jak to zwykle bywa – osiągnąć te dwie wartości planowe – wydatki i deficyt – niż trzecią, dochody, zwłaszcza w obliczu pogorszenia się koniunktury gospodarczej naszych głównych partnerów handlowych.  

Planowane dochody budżetu państwa w 2025 r. mają wynieść 632 miliardy 848 milionów 215 tysięcy zł, zaś wydatki budżetowe nie powinny przekroczyć 921 miliardów 618 milionów 215 tysięcy zł. Zbliżamy się do biliona zł rocznych wydatków z budżetu państwa.

Maksymalny poziom deficytu budżetowego w końcu 2024 został zwiększony ze 184 mld zł do 240,3 mld zł. W projekcie na dzień 31 grudnia 2025 r.  deficyt ma być jeszcze wyższy – na kwotę nie większą niż 288 770 000 tys. zł, tj. aż 7,3 % PKB. Są to wartości rekordowe, nawet uwzględniając inflację, tj. wzrost cen i spadek wartości pieniądza. 

Rząd przyjmuje, że w 2025 r.  prognozowany średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem wyniesie 105,0 %, ale  dla gospodarstw domowych emerytów i rencistów – 105,3 %. Zróżnicowanie tych wartości ma znaczenie praktyczne, gdyż są one podstawą kalkulacji świadczeń społecznych. Czy uda się utrzymać inflację na poziomie ok. 5 % przy tak wielkim deficycie ? Zobaczymy, można się jednak obawiać, że jest to niemożliwe do osiągnięcia.  

Planowany jest wzrost wydatków na opiekę zdrowotną taki, by osiągnąć 6,5 % PKB, ok. 222 mld zł, tj. o 16 % (31 mld zł) więcej, niż w bieżącym roku. Tu można wydać każde pieniądze i nadal będzie brakować. 

Na obronę narodową przeznaczono 4,7 % PKB, tj. – łącznie z Funduszem Wsparcia Sił Zbrojnych – 187 mld zł. Gorączkowo wypełniamy luki powstałe w wyniku wieloletnich oszczędności. 

Obsługa długu państwa ma kosztować, tylko w przyszłym roku, 75,5 mld zł. Prawie połowę tego, co przeznaczono na obronę narodową. Co roku ten haracz na rzecz pożyczkodawców rośnie. 

Olbrzymie będą wydatki socjalne. „800+” ma kosztować ponad 62 miliardy zł. Trzynasta i czternasta emerytura – 31 miliardów zł – to prawie dwa razy więcej, niż finansowanie zadań drogowych i kolejowych realizowanych w ramach programów wieloletnich (16,6 miliarda zł).

Olbrzymia część wydatków budżetu państwa ma charakter sztywny, to znaczy, że odstąpienie od ich ponoszenia oznaczałoby katastrofę cywilizacyjną lub społeczną. Nie można nadmiernie oszczędzać na emeryturach, rentach i zasiłkach socjalnych ani na ochronie zdrowia. Pojawiają się nowe, sztywne, rosnące wydatki, jak zbrojenia (raz rozpoczęte, znaczne zakupy będą pociągać za sobą kolejne, rosnące koszty, jak m.in. obsługi samolotów czy czołgów oraz zakupów amunicji do nich) i… obsługa długów. Kredyty zaciągane w latach ‘70 ubiegłego wieku miały pozwolić na inwestycje produkcyjne przynoszące zyski pozwalające na ich spłatę. Okazało się to wówczas nadmiernie optymistycznym założeniem. O ile można było w latach ‘70 liczyć na to, że fabryki traktorów czy samochodów zarobią na siebie, o tyle dziś sytuacja jest jasna – kupowane na kredyt czołgi nie zarobią na pewno na spłatę swojej ceny. Zadłużenie więc rośnie, ale nie dokonujemy skoku cywilizacyjnego (rozwojowego). 

W tych okolicznościach wydaje się, że jednym z najważniejszych zadań państwa polskiego jest optymalizacja wydatków, tj. oszczędność. Jeśli Elon Musk na zlecenie prezydenta – elekta zamierza zredukować znacznie wielkość administracji Stanów Zjednoczonych – państwa zdecydowanie bogatszego od Rzeczypospolitej – nie wydaje się możliwe, by podobne zadanie nie stanęło niedługo przed naszymi politykami. Bolesna, ale niezbędna jest redukcja kosztów funkcjonowania państwa. Przeżyją tylko efektywni i oszczędni. Emeryci bowiem mogą zaciskać pasa tylko do pewnego poziomu.

W grudniu minął rok, jak koalicja „13 grudnia” rozpoczęła rządzić w naszym kraju. Wg portalu Business Insider rządy tej koalicji postrzegane są przez 51,8 % Polaków, jako złe. Rząd Tuska wg tego samego portalu pozytywnie ocenia tylko 39,3 % Polaków. Myślę, że sporo moich rodaków zadaje sobie wiele pytań dotyczących ich życia w dzisiejszej Polsce. Te pytania dotyczą nie tylko spraw ekonomicznych, ale także politycznych, gospodarczych i społecznych. Zadaje sobie je przede wszystkim ta część naszego społeczeństwa, dla których dobro Ojczyzny – tej dużej, jak i tej małej, lokalnej, czy rodzinnej ma pierwszorzędne znaczenie. Jak wynika z powyższego sondażu nie dotyczy to tylko zwolenników Prawa i Sprawiedliwości, czy w szerokim tego słowa znaczeniu prawicy. Ostatnio rozmawiałem w tej kwestii z kilkoma moimi znajomymi o różnych preferencjach politycznych i większość z nich zmartwiona jest tym co się dzisiaj dzieje w Polsce i na świecie, zadając retoryczne pytania zaczynające się od słowa: DLACZEGO. Dotyczą one przede wszystkim następujących zagadnień: Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość mimo rocznych nieudolnych rządów koalicji „13 grudnia” traci społeczne poparcie? Dlaczego Koalicja Obywatelska ma coraz większe społeczne poparcie? Dlaczego Unia Europejska pozwala na nielegalną emigrację? Dlaczego Unia Europejska z uporem maniaka forsuje założenia „Zielonego Ładu”? Dlaczego świat tak mało robi, aby zakończyć barbarzyńską wojnę na Ukrainie? Na część tych pytań trudno odpowiedzieć w jednoznaczny sposób, szczególnie na te, które dotyczą polityki, ale spróbuję moim czytelnikom odpowiedzieć w podobny sposób, jak odpowiadałem moim znajomym. 

Ostatnie sondaże poparcia partii politycznych wyraźnie wskazują, że PiS traci zwolenników. Aktualnie na tę partię chce głosować 28,9 % Polaków (za portalem Business Insider). W czasie ostatnich wyborów parlamentarnych na PiS głosowało przeszło 35 % wyborców. Uważam, że strata przeszło 6 procentowa w ciągu roku, to ogromna strata. Dlaczego tak się stało? Wg mnie m.in. dlatego, że partia okopała się na swoich pozycjach, nie chcąc negocjować, np. z Konfederacją, czy PSL koalicji wyborczej. Moim zadaniem jednym z powodów jest też to, że partia Kaczyńskiego stawiała i stawia na ludzi, którzy mówiąc oględnie nie przynoszą jej chluby.  Dzisiaj partia nie ma także żadnego konkretnego programu dla młodego i średniego pokolenia Polaków. Partią rządzą „starzy” politycy, którzy w większości już się wypalili, nie dopuszczając „młodych” do rządzenia. Potrzebna jest zmiana władzy w partii i nowe otwarcie. Niestety tzw. „rozdawnictwo” nie przełożyło się na wzrost poparcia politycznego.

Ostatnie partyjne sondaże pokazują, że mimo sporej ilości wśród Polaków negatywnych opinii o rządach koalicji „13 grudnia” na Koalicję Obywatelską dzisiaj chce głosować 31,9 % wyborców. W czasie ostatnich wyborów do Parlamentu na KO głosowało 30,7 % wyborców. Bardzo mnie dziwi takie utrzymujące się poparcie. Rosną ceny energii elektrycznej i gazu, a przyszły rok ma być jeszcze gorszy w tej kwestii. Nagle poszybowały do góry ceny masła. Dzisiaj powoli jego cena zbliża się do 10 zł. Ceny podstawowych artykułów żywnościowych też nie są małe. Zapowiadany jest wzrost inflacji. Tak naprawdę jedno co zrobiła ta partia w czasie tych rocznych rządów, to doprowadzenie do powołania komisji śledczych, których jedynym zadaniem jest rozliczenie rządów zjednoczonej prawicy i wsadzenie polityków tego ugrupowania do więzienia oraz siłowe przejecie TVP i KRS.  Jeżeli taka perspektywa życia zadawala zwolenników Koalicji Obywatelskiej, to jestem bardzo zdziwiony ich dobrym nastrojem.

Dlaczego nielegalna emigracja tak łatwo przedostaje się do Unii Europejskiej? Dlatego, że lewacka polityka i tzw. poprawność polityczna nie pozwala na natychmiastowe zawracanie różnego rodzaju pojazdów wodnych z nielegalnymi emigrantami, które dopływają np. do wyspy Lampedusa. Dzisiaj UE próbuje przeciwdziałać temu problemowi, ale robi to zbyt wolno, nie mając tak naprawdę wspólnego stanowiska. Rząd Tuska zapowiada zawieszenie prawa do azylu. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen chce wysyłać niechcianych imigrantów do obozów w państwach trzecich, a włoski rząd rozpoczął wysyłanie ich do ośrodków w Albanii. Właśnie ten brak jednomyślności i zdecydowania w działaniu jest powodem tego, że emigranci bez większego problemu dostają się na teren Unii Europejskiej. Wystarczy tylko zapłacić odpowiednią kwotę gangom przemytników, którzy zarabiają na tym procederze ogromne pieniądze.

Dlaczego Unia Europejska forsuje wprowadzenie „Zielonego Ładu”? Są już ustalone terminy, kiedy przestaniemy jeździć samochodami na benzynę i opalać nasze domy węglem i gazem. Tak naprawdę nikogo nie obchodzi, jak ma ogrzewać swój dom biedna i samotna kobieta na wsi, czy w niewielkim mieście, gdzie nie będzie osiedlowej kotłowni produkującej ciepło przy użyciu paliw kopalnych. Myślę, że głównym prowodyrem szybkiej realizacji założeń „Zielonego Ładu” są Niemcy, które widzą dla siebie korzyści ekonomiczne z likwidacji produkcji energii elektrycznej przy użyciu paliw kopalnych. Blisko jedna trzecia wytwarzanego w Niemczech prądu pochodzi z elektrowni wiatrowych, dlatego sprzedaż turbin wiatrowych, także używanych, do innych krajów, to intratny finansowo biznes. Także drastyczne przepisy „Zielonego Ładu” dotyczące rolniczej gospodarki powoli zabijają unijne rolnictwo.

Dlaczego demokratyczny świat tak mało robi, aby zakończyć agresję Rosji na Ukrainę? Myślę, że odpowiedź na tak postawione pytanie nie jest jednoznaczna. Wg mnie znowu kłania się ekonomia. Wiele państw UE i świata tylko czeka, kiedy zakończy się ta wojna, żeby na nowo rozpocząć handel z Rosją. Tani gaz produkowany przez te państwo, to łakomy kąsek. I nie ważne jest, czy Ukraina straci część swojego terytorium. Handlowanie z Putinem jest ważniejsze. I nieistotne jest także to, że Putin to zbrodniarz wojenny, za którym Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze wydał nakaz aresztowania.  Dla niektórych prominentnych polityków nie ma to znaczenia. Jednym z nich jest kanclerz Niemiec, który niedawno rozmawiał telefonicznie z tym zbrodniarzem. Rosja Putina słucha tylko argumentów siły. Każdą słabość zachodu wykorzystuje na swoją korzyść. Co nam przyniesie Nowy 2025 Rok? Oto jest pytanie. 

Zbigniew Wolny

zbigniew.wolny@wolnadroga.pl    

 

Magiczny koniec roku skłania wielu z nas do podsumowania tego, co było i wyznaczenia celów na przyszłość, a przynajmniej choćby na najbliższe miesiące. Te cele to tzw.  postanowienia, które najczęściej nie są realizowane tak, jak byśmy chcieli. Jedni obiecują sobie rzucić palenie, inni chcą zrzucić parę kilogramów, a jeszcze inni pragną coś przyoszczędzić grosza, by coś sobie lub innym sprawić. Z tym ostatnim może być trudno, bo ostatnio nasze pieniądze szybciej topnieją, a ceny różnych produktów w zastraszającym tempie rosną. Tak czy inaczej jednym te noworoczne postanowienia wychodzą lepiej, innym gorzej. Z doniesień różnych mediów wynika, że jednak większości z nas się nie udaje.

Skoro tak jest, to dlaczego się dziwimy, że i politycy nie dotrzymują głoszonych publicznie obietnic? Taki Donald Tusk na przykład mówił przed wyborami o 100 konkretach na 100 dni. Później tłumaczył go jeden z ministrów, że to ma być na całą kadencję. To tak ja w tym starym dowcipie  że na Placu Czerwonym rozdają samochody. Okazało się, że nie samochody tylko rowery i że nie dają tylko kradną.

W naszym polskim przypadku można by sparafrazować, że jest podobnie. Tu genialny strateg, były król Peru, wymyślił, że ludowi zamiast chleba trzeba zafundować igrzyska. No i mamy nieustanną kanonadę wymierzoną w szczególnie jedną opozycyjną partię. Narracja prowadzona jest tak, by społeczeństwo uwierzyło, że to jest ugrupowanie przestępcze. Kolejnym posłom, na czele z prezesem Kaczyńskim odbiera się immunitety, padają kolejne oskarżenia, szykuje się procesy, wysuwa coraz to bardziej absurdalne zarzuty. Posła Romanowskiego tak szykanowano, że uciekł na Węgry, gdzie otrzymał azyl. Byłego ministra chciano ponownie zakuć publicznie w kajdanki i upokorzyć na oczach całej Polski. Nie dał im tej satysfakcji. Wcale mu się nie dziwię. Jeśli popełnił przestępstwo, bo tego nie rozstrzygam, to miało ono charakter urzędniczy a nie kryminalny i od tego jest sąd, by to rozstrzygnąć. 

W ostatnich dniach wypuszczono na wolność po krótkim areszcie parę celebrytów, którzy mają wielomilionowe oskarżenia skarbowe. A pamiętamy jak siedem miesięcy trzymano księdza i dwie urzędniczki.

W naszym kraju trzeba to jasno powiedzieć rządzi reżimowa władza. Bo jak można jeszcze przed wyborami odbierać partii należną jej subwencję. Jak można tak ciągle kłamać i szczuć na polityków opozycyjnej partii. Telewizja publiczna za czasów PiS też nie była idealna, ale władza nie przekraczała granic swobód obywatelskich. 

Proszę sobie przypomnieć, co robiły panie spod znaku czarnych koszul i piorunów. Co wyprawiali posłowie na granicy białoruskiej. Nikomu włos z głowy nie spadł. Nikogo nie wsadzono do więzienia, za nikim nie rozsyłano listów gończych. 

A co nam funduje obecna koalicja 13 grudnia oprócz teatralnych przedstawień pseudo komisji sejmowych i być może przyszłych publicznych, jak za czasów stalinowskich, procesów? Rosnąca inflację, co oczywiście rodzi podwyżki towarów i usług, zaniechanie wielkich inwestycji, prowadzącą do ruiny milionów Polaków politykę Zielonego Ładu i  przyjmowanie imigrantów.

W Magdeburgu świat zobaczył znowu, jak kończy się gościna z islamistami. Niemcy, do których Angela Merkel przyjęła z otwartymi ramionami trzy miliony młodych gniewnych ludzi, już spać spokojnie nie będą. Czy nasze miasta i nasze ulice też tak mają wyglądać? Czy nasze kobiety nie będą mogły spokojnie wyjść z domu po zmroku? 

Każdy z nas musi sobie odpowiedzieć czy chce, aby w Polsce dalej trwały takie rządy, które doprowadzą nas do ruiny, zapaści gospodarczej i zabiorą nam wolność.

Europa i jej wydumane komisje milczą dzisiaj, kiedy dochodzi w Polsce do aktów bezprawia. Milczą, kiedy deprecjonuje się legalne sądy i prokuratury, kiedy kpi się z orzeczeń Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego. Mało tego zaczyna się przebąkiwać o tym, że może i u nas ma nastąpić wariant rumuński. Jeśli ktoś nie słyszał, chodzi o to, że można unieważnić wybory nie z powodu jakiś fałszerstw, tylko zarzutów o rzekomych wpływach wywieranych na media społecznościowe. Kwiecisty marszałek Hołownia już coś na ten temat bredził.

No, ale mamy czas świąteczny i noworoczny, to na chwilę chociaż o tym wszystkim zapomnijmy oddając się błogiemu lenistwu i przyjemności bycia z najbliższymi, a przede wszystkim radości, że możemy cieszyć się z narodzin Bożej Dzieciny.

Życzę Wszystkim Czytelnikom Wolnej Drogi, by spełniły się Wasze marzenia i udało się Wam zrealizować w pełni choć jedno noworoczne postanowienie.

Janusz Wolniak

Rok 2024 na kolei przejdzie do historii jako specyficzny czas. Z jednej strony trudno nie zauważyć ogromnych inwestycji w tym sektorze, ale przecież nie dorównują one planom i marzeniom, które snuliśmy rok wcześniej. Tysiące pracowników Cargo może też przy okazji rocznego rozrachunku gorzko zapytać, skoro jest tak świetnie, to dlaczego jest tak źle?

Wybory parlamentarne i w ich konsekwencji zmiana rządu gruntownie zmieniła podejście do branży. Poprzedni rząd z ogromnym (niektórzy mówią, że bardzo przesadzonym i nierealistycznym) rozmachem planował inwestycje pokoleniowe, z których Centralny Port Komunikacyjny miał zmienić oblicze kraju w sposób niespotykany od czasu budowy Gdyni. Można się zżymać, że ten projekt nie wyszedł znacząco poza plany i tabelki, a jego faza realizacji zaczęła i tak na dobre skończyła się na konferencjach prasowych. Było to jednak coś wielkiego, odważnego i… konkretnie wciskającego nogę w drzwi świata europejskich hegemonów sektora logistyki. To musiało spotkać się z konkretnym, niekoniecznie tylko werbalnym, sprzeciwem największych rynkowych graczy. Nowy rząd odesłał CPK do najniższej szuflady i czym prędzej zgubił kluczyk. Nie ma tematu.

Skarłowaciały projekt rozbudowy kolei wciąż jest w grze, ale tym razem już po staremu: nie jako inwestycja strategiczna i odpowiadająca na przyszłe potrzeby, tylko rozproszona koncepcja zaspokajania partykularnych interesów partyjnych książąt. Tutaj zrobi się dworzec, tam wyremontuje parę kilometrów, u kogoś odświeży się biurowiec, a gdzie indziej obieca nowe przystanki. I tyle, nie trzeba więcej. To wystarcza, żeby utrzymywać w ryzach niejedną partię i zbierać głosy wyborców.

Szkoda, z punktu widzenia branży, ale też z perspektywy kraju, który miał przez parę chwil aspiracje stać się poważnym elementem kontynentalnej układanki logistycznej. Oczywiście nie wszystko jest jeszcze stracone, bo można liczyć na to, że przy kolejnych wyborach znów do władzy dojdą politycy chcący zostawić po sobie coś więcej, niż uznanie własnego środowiska.

Rok 2024 przejdzie do historii z pewnością jako przełomowy czas w kontekście relacji między związkami zawodowymi a zarządami największych kolejowych spółek. To, co się wydarzyło w PKP Cargo, jeszcze nie tak dawno doprowadziłoby do strajku generalnego, do otwartej wojny miedzy związkowcami a rządem. Wojny toczonej nie tylko w salach sądowych, ale i w zakładach pracy. Teraz okazało się, że pracownicy i związkowcy z Cargo mieli uzasadnione poczucie opuszczenia. Wielka związkowa rodzina zdawała się nie zauważać dramatu tysięcy zwalnianych pracowników. Mam ogromną nadzieję, że władze Solidarności od miesięcy szczegółowo analizują to co się wydarzyło w Cargo i pyrrusowe zwycięstwo, jakim niewątpliwie jest odwołanie dotychczasowego szefa (czy bardziej likwidatora) Cargo, nie przysłoni rzeczywistości.

Na 2025 rok chciałbym życzyć Państwu, naszym Czytelnikom, żeby rządzący z większą odwagą potrafili spojrzeć na potrzeby branży kolejowej, żeby władze kolejowych spółek rzeczywiście, a nie jedynie deklaratywnie, rozumiały, że największym potencjałem branży są pracownicy, dla których etos kolejarza to nie jest jedynie pusty frazes i żeby cała Europa uczciwie zobaczyła, że polska kolej może stanowić awangardę w kontekście zielonego, taniego, bezpiecznego i wygodnego transportu nie tylko osób, ale także towarów.

Paweł Skutecki

Wigilia to najbardziej niezwykły, uroczysty i rodzinny wieczór w roku. W polskiej tradycji –  czas wyjątkowy. W tym roku po raz ostatni będzie dniem roboczym. Dniem wolnym od pracy stanie się od przyszłego roku. Chyba dobrze się stało, że ustawa w tej sprawie przeszła przez Parlament i czeka jedynie na podpis prezydenta. Dobrze, że choć w tej kwestii jesteśmy zgodni. Takie rozwiązanie popiera zdecydowana większość obywateli, jako, że praca w Wigilię w wielu zakładach była iluzoryczna. Ludzie zwykle wcześniej wychodzili do domów, by podjąć przygotowania do wieczerzy, jakkolwiek są też zawody, które nawet w ten dzień nie tolerowały taryfy ulgowej. Przeciwnikom kolejnego dnia wolnego warto przypomnieć, że w innych krajach UE tych dni jest więcej. Polska ma trzynaście dni wolnych od pracy w roku. Bułgarzy i Cypryjczycy mają takich dni szesnaście, Austriacy, Słowacy i Słoweńcy piętnaście, a Włosi czternaście. Wigilia jest ustawowo wolna w Bułgarii, Cyprze, Czechach, Danii, Estonii, Finlandii, Irlandii, Litwie, Łotwie, Słowacji, Węgrzech. 

Tej nocy wszystko ma symboliczne znaczenie, zarówno czynności, gesty, przedmioty, jak też słowa. Nic dziwnego, że 24 grudnia od wieków inspiruje naszych pisarzy i poetów. Także w przeciętnej rodzinie kultywuje się wiele zwyczajów i tradycji wyniesionych z domu rodzinnego, które są częścią naszego dziedzictwa kulturowego. Wigilia to jedno z najbardziej rodzinnych polskich świąt, gdzie elementy religijne przeplatają się ze świeckimi. Każdy z nas pragnie, by jakoś podkreślić ów szczególny czas. Ubieramy w domach choinkę, często pod nią ustawiamy żłóbek dla upamiętnienia narodzenia Pana Jezusa w Betlejem. Przygotowujemy też świąteczny stół. Naukowcy twierdzą, że ta dbałość o tradycję, zapewnia nam poczucie bezpieczeństwa. Nic więc dziwnego, że wkładamy w przygotowania do świąt wiele wysiłku. Nawet gości staramy się rozlokować przy świątecznym stole tak, by uniknąć ewentualnych spięć. Święta jednak zwykle szybko mijają, pozostawiając u części osób frustrację i poczucie zawiedzionych oczekiwań. By zwiększyć satysfakcję może warto wyzbyć się nadmiernych oczekiwań. Zamiast gonić za nieosiągalnym warto skupić się na doświadczaniu radości z chwili obecnej. Nie wszystko musi  być perfekcyjne. Warto cieszyć się małymi rzeczami i cieszyć się niczym dziecko z niespodzianek, choć z pewnością nie będzie nią kolejna emisja „Kevina samego w domu”, który tak już wrósł w polską tradycję, że trudno wyobrazić sobie święta bez niego.

Do tradycji należy pozostawianie przy stole wolnego i nakrytego miejsca. To piękny zwyczaj, wyrażający pamięć o tych, którzy nie mogą spędzić świąt z nami. Symbolizuje również łączność z bliskimi zmarłymi oraz gotowość przyjęcia do naszego domu zbłąkanego wędrowca. Może warto pomyśleć, by nie był to jedynie pusty gest. Być może za ścianą mieszka samotny sąsiad. Warto pamiętać, że głębszy sens tego miejsca najpełniej wyraża się wówczas, gdy będzie ono zapełnione. Wieczerza wigilijna to piękny moment, który nas łączy. Jest echem starochrześcijańskiej tradycji wspólnego spożywania posiłku. W początkach chrześcijaństwa mianem agape określano wspólną ucztę mającą charakter duchowy, której celem było podkreślenie jedności wyznawców i podtrzymywanie ich trwania w wierze. Według Martina Luthera Kinga agape to taki stan, w którym miłuje się każdego człowieka, ponieważ miłuje go Bóg. Miłuje się wtedy osobę, nawet tę która czyni zło, choć potępia się jej czyny. Warto pomyśleć o takiej miłości przy wigilijnym stole, zwłaszcza podczas łamania się opłatkiem. Niegdyś wierzono, że każdy, kto w Wigilię dzieli się opłatkiem, przez cały rok nie zazna głodu i że starczy mu chleba, by mógł podzielić się nim z potrzebującymi. Zwykle przestrzega się, aby w czas Wigilii nie wszczynać ani odgrzewać sporów, nie kłócić się i okazywać sobie wzajemnie życzliwość. Dawniej mawiano, że w wigilię odwiedzają nas dusze naszych przodków. Zostawiano w tym dniu otwarte drzwi do sieni i otwierano wszelkie zamki, aby mogły wejść do domu. Zanim się usiadło to dmuchało się na krzesła i ławy, mówiąc „posuń się duszyczko”, a po zakończonym posiłku proszono je, by odeszły z powrotem do siebie. Ten wyjątkowy czas świętują nie tylko chrześcijanie, czy wyznawcy innych religii, ale także ateiści. Wspólnie spędzony czas to najcenniejszy dar jaki można otrzymać podczas świąt. Celebrujmy to, nawet wówczas gdy nasza wigilia nie jest tą wymarzoną. Cieszmy się z bycia razem. Nie trzeba wiele, a czasem naprawdę mało.

Krzysztof Wieczorek

krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl