Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Światowy kowboj – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Dużym echem na całym świecie odbiła się wizyta amerykańskiego prezydenta w broniącej się już równy rok przed rosyjską inwazją Ukrainie, a potem pełne uroku przyjmowanie hołdów lennych w Warszawie. Obserwatorzy przy tej okazji wysnuwali mnóstwo wniosków i hipotez na temat przyszłości naszej części Europy. Które z nich są fantasmagorią, a które mają duże prawdopodobieństwo spełnienia się? 

Stany Zjednoczone mają status światowego kowboja, który nie tylko utrzymuje porządek w całej okolicy, ale też potrafi czasem bezpardonowo narzucać swoją wolę innym. Jest jak nadużywający whisky ojciec, który potrafi i przytulić, i przywalić na odlew. W Internecie krąży obrazek, w którym widzimy kartkę podzieloną na dwie części. Po lewej stronie jest lista krajów „zaatakowanych przez bombardowanie, sabotaż lub próbę zmiany rządu” od czasu drugiej wojny światowej przez Iran. Ta część kartki jest pusta. Po drugiej stronie jest lista krajów dotkniętych w ten sposób przez USA. W tej części widnieje lista kilkudziesięciu krajów wraz z datami. Wśród państw zaatakowanych przez USA jest też Polska, bo cały świat doskonale wie, które mocarstwo stało za wyłamaniem się Polski z Układu Warszawskiego, który kraj był prawdziwym reżyserem przemian w środkowej Europie. Tylko my wciąż tkwimy w sporze, czy komunę obalił samodzielnie Lech Wałęsa, czy zrobiło to pospolite ruszenie czystych serc. Zabawne, prawda? 

Stany Zjednoczone jako prawdziwy dyktator Paktu Północnoatlantyckiego, który ma tyleż wspólnego z Atlantykiem, co z czysto defensywną misją obrony swoich członków, rzeczywiście odpowiada za mnóstwo grzeszków ostatniego stulecia. Ten czasem narwany kowboj potrafił obrócić w perzynę Irak mówiąc o broni chemicznej, której nigdy nie odnaleziono, potrafił też odwrócić oczy, kiedy w Bośni powtórzył się koszmar najczarniejszych czasów ludobójstwa. 

Teraz spotykając się z prezydentem ewidentnie zaatakowanej, broniącej się, będącej ofiarą rosyjskiej agresji Ukrainy prezydent USA daje jednoznaczny sygnał, po której stronie opowiada się w tym konflikcie. Nie robi tego oczywiście z sympatii do Ukrainy czy choćby do zasad, jakimi kierują się w życiu przyzwoici ludzie – nie bądźmy naiwni. Robi to dlatego, że Ukraina zależna od zachodniego świata jest bardziej opłacalna Stanom Zjednoczonym niż Ukraina zanurzona w odmętach rosyjskich wpływów. 

Dlaczego Ukraina nie może być po prostu suwerenna, niepodległa, niezależna? – zapytać może jakiś stażysta z GieWu albo poseł aktualnej opozycji. Ano dlatego, że takich państw chyba już w ogóle nie ma, nie licząc może właśnie USA, Rosji, czy Chin, choć oczywiście te mocarstwa wzajemnie też się trzymają mocno za gardła. Państwo suwerenne jest dzisiaj mrzonką, króliczkiem którego koniecznie trzeba gonić, ale nie za wszelką cenę, bo można odmrozić sobie uszy, a zamiast zdobyczy wdepnąć tylko w jego bobki. 

Jest jednak jeszcze jeden bardzo ważny powód wizyty w Kijowie. Joe Biden spotkał się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim, który został przez jedną z najbardziej wpływowych gazet świata uznany za człowieka roku 5782 (tak tak, to nie pomyłka, Żydzi wciąż liczą czas od stworzenia świata, a nie od narodzin Jesus, które przecież nie uznają za Boga). 

Dodatkowo pamiętajmy, że ta sama gazeta – „The Jerusalem Post” – przyznała w ubiegłym roku Zełenskiemu tytuł „Najbardziej wpływowego Żyda na świecie”. Prezydent Ukrainy wyprzedził w tym rankingu premiera Izraela Yaira Lapida, francuską premier Elisabeth Borne i 49 innych, trzęsących światem Żydów. Czy kogoś dziwi w tym kontekście fakt, że prezydent USA poleciał osobiście złożyć mu gratulacje? 

Po drodze Joe Biden odwiedził Warszawę i rozwiał nadzieje dzisiejszej opozycji. Żadnej zmiany władzy nad Wisłą nie będzie – powiedział językiem głębokiej dyplomacji. Tak bowiem należy odczytywać fakt, że mimo namolnego łaszenia się Donalda Tuska, Rafała Trzaskowskiego i innych za przeproszeniem liderów opozycji nie znalazł czasu na spotkanie z nimi tête-à-tête. Każdy dostał swoje protokolarne 45 sekund na zdjęcie i uścisk dłoni, bo tego wymaga dyplomatyczna kurtuazja, ale nic więcej. Konkretniejsza rozmowa odbyła się z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim. Konkretniejsza oczywiście w kategoriach czasowych, a nie merytorycznych, bo na tym poziomie język sekund i minut jest istotniejszy niż język werbalny. 

Tak czy inaczej eksperci od czytania między wierszami są zgodni: błogosławieństwo na przyszłą kadencję dostał dzisiejszy obóz władzy, a opozycja obeszła się smakiem. Dalej będzie pewnie szczuła na Polskę w Brukseli, Paryżu i Berlinie, ale prawdziwy decydent w tej części świata jest jeden i gra w golfa za oceanem.

Marian Rajewski

marian.rajewski@wolnadroga.pl

Kategoria:
Marian05 wallpaper