Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Duchowi spadkobiercy Adenauera i „Zielonki” – Felieton Pawła Skuteckiego

 

W niemieckim obozie koncentracyjnym Stutthof nie było więźnia, który by nie znał nazwiska Zielonka. Fritz Selonke budził przerażenie. Był potworem w ludzkiej skórze. Dzisiaj jego potomkowie i duchowi spadkobiercy chcą nas uczyć, jak powinniśmy żyć. 

Fritz Selonke, nazywany przez więźniów po prostu „Zielonką”, był przestępcą kryminalnym, nosił na pasiaku zielony trójkąt recydywisty. W obozie robił rzeczy straszne. Z dumą obnosił się wśród więźniów z tym, że mówiono o nim „kat Stutthofu”. 

Zielonka z dużą pewnością uczestniczył w zbrodniczych eksperymentach pseudomedycznych prowadzonych na terenie obozowego szpitala. Więźniowie byli używani do różnego rodzaju doświadczeń, które można ogólnie pogrupować w trzy kategorie: eksperymenty farmaceutyczne, zbędne operacje chirurgiczne oraz doświadczenia zlecane przez wojsko, a polegające m.in. na badaniu odporności ludzkiego ciała na wysoki i niskie ciśnienia, niską temperaturę itp. 

Na terenie Stutthofu prowadzono eksperymenty wypełniające definicję wszystkich trzech kategorii. Były więzień obozu, profesor Krzysztof Dunin-Wąsowicz pisze w swojej książce o tym, że jeszcze na początku 1945 roku, kiedy było oczywiste, że Niemcy przegrywają wojnę i trzeba ewakuować obóz, wciąż w sztuczny sposób zarażano – poprzez wszczepienie krwi chorych więźniów – tyfusem. Opowiadał o tym Paul Kussauer, który był wówczas „starszym” żydowskiego obozu, więźniem funkcyjnym. Miał on rzekomo dowiedzieć się szczegółów tej procedury od Selonke, jak pisze Dunin-Wąsowicz: „więźnia kryminalisty dopuszczanego przez esesmanów do wielu tajemnic”. 

W Stutthofie więźniowie ginęli masowo, zwłaszcza ci, którzy dla władz obozu przedstawiali niewielką lub zgoła żadną wartość jako pracownicy przy wyrębie lasu, pracach porządkowych bądź pracy na rzecz podmiotów zewnętrznych, z czego nie tylko obóz jako taki, ale i poszczególni oficerowie czerpali spore profity. 

Więźniów, którzy nie mogli pracować mordowano głównie w komorze gazowej, ale nie tylko. Obok głodu, gazu i zarazy śmierć przychodziła także w tradycyjny sposób, z ręki esesmana. Na placu apelowym, w obecności całego męskiego obozu, uroczyście ginęli przede wszystkim więźniowie polityczni, których mordował głównie pełniący obowiązki „starszego obozu” Fritz Selonke. Egzekucje odbywały się przed obiadem, a po powrocie więźniów z pracy. Zmęczeni, wycieńczeni i głodni więźniowie musieli tak długo stać na apelu i przyglądać się wieszaniu skazańców, aż lekarz stwierdził zgon. 

Kara śmierci przez uroczyste powieszenie czekała na więźnia, który podniósł rękę na Niemca, próbował ucieczki lub kradzieży, choćby chodziło o kawałek kabla. Śmierć była wówczas absolutnie pewna. Od niepamiętnych czasów skazaniec, który urwał się z szubienicy był ułaskawiany, bo widziano w takim wydarzeniu wpływ sił nadprzyrodzonych. Niemcy nie byli przesądni. Znany jest przypadek więźnia, który trzykrotnie urwał się z szubienicy. Został wyprowadzony za bramę i zastrzelony. 

Fritz Selonke został po wojnie oskarżony przez polskiego prokuratora o zbrodnie przeciwko ludzkości. Przygotowana została szczegółowa dokumentacja i wystąpiono do Brytyjczyków z wnioskiem o ekstradycję. Niestety, nie doszło do niej. W archiwach Instytutu Pamięci Narodowej nie znalazłem żadnej informacji o odpowiedzi na polski wniosek. Brytyjczycy albo go przemilczeli, albo odpowiedzieli ustnie – negatywnie. Tak czy inaczej Fritz Selonke uniknął odpowiedzialności za swoje zbrodnie i rozpłynął się w powojennej mgle, która tylu nazistom zapewniła bezkarność. 

Takich „Fritzów” była cała masa. Po wojnie szybko ucichła fala domagająca się ukarania hitlerowskich zbrodniarzy. W Norymberdze zapadło trochę wyroków śmierci, ale później poważne kary należały do wyjątków. Niemieckie sądy kierowały się wręcz oficjalnym zaleceniem, by „nie wylewać brudnej wody, jeśli się nie ma czystej”, jak to zgrabnie ujął Konrad Adenauer. 

Jak działały niemieckie sądy, najlepiej pokazują liczby: po wojnie przeprowadzono tam około stu tysięcy postępowań sądowych. Wyroki usłyszało 6.465 osób. Z tej liczby zaledwie 12 osób – najwyższy wymiar kary. Centralnym niemieckim urzędem do spraw ścigania zbrodniarzy nazistowskich w Ludwigsburgu przez dłuższy czas kierował… nazista i zbrodniarz wojenny Erwin Schule. 

Dzisiaj Niemcy, potomkowie tych, którzy uniknęli odpowiedzialności za największą zbrodnię w dziejach ludzkości mają czelność z zadartymi nosami pouczać nas na temat etyki, moralności i odpowiedzialności za planetę! Niemcy, potomkowie Fritza Selonke chcą dyktować nam, co mamy jeść, czym jeździć, jak budować nasze państwo i co myśleć. Świat zwariował.

Paweł Skutecki

paweł.skutecki@wolnadroga.pl

Kategoria:
Skuter05 Wikipedia