Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Śmiech przez łzy – Felieton Pawła Skuteckiego

Ponoć historia powtarza się jako farsa, ale w przypadku wojny nigdy śmiech nie jest dominującym dźwiękiem. Skoro mowa o dźwiękach, to musimy zanotować, że obok prawdy, która jest pierwszą ofiarą wojny, muzyka będzie drugą. Nie każda, rzecz jasna, ale wraża, rosyjska muzyka. 

To naprawdę poważna sprawa, bo gdyby taki meloman zatopiony w fotelu bydgoskiej filharmonii czy opery usłyszał takiego Czajkowskiego, to mógłby odnieść wrażenie, że jednak rację ma… Putin! Tu się nie ma z czego śmiać. 

Zrywamy boki słysząc kolejne opowieści o rosyjskich żołnierzach na żywca wyjętych z historii gangu Olsena, ale równocześnie przyjęliśmy w swoich domach już ponad milion uchodźców z Ukrainy. To jest milion dramatycznych wspomnień, milion traum, milion koszmarnych lęków przed tym, co czeka tych, którzy zostali na miejscu i walczą o swoją ojczyznę. 

Ukraińców wspieramy wszystkim co mamy najlepsze, nie czekając na decyzje Brukseli i Warszawy otworzyliśmy przed nimi własne domy i spiżarnie. W tym samym czasie bary mleczne przemianowują pierogi z „ruskich” na „ukraińskie”, a Filharmonia Pomorska w Bydgoszczy ogłasza bojkot rosyjskich kompozytorów, wszystkich jak leci. 

Rozmachu i braku skrupułów pozazdrościła filharmonikom bydgoska Opera Nova, która ogłosiła wszem i wobec, że w ramach represji odwołuje premierę „Eugeniusza Oniegina”. Jaki to ma sens? Czy naprawdę Putin przejmie się tak okrutnymi sankcjami? I co najważniejsze: czy zadawanie takich pytań już świadczy o powiązaniach z Moskwą? 

Bydgoscy melomani nie zobaczą na scenie adaptacji opery Piotra (fuj!) Czajkowskiego opartej na poemacie Aleksandra (fuj!) Puszkina. Czajkowski, homoseksualista, który w obliczu ujawnionego romansu z młodym hrabią Stenbok-Fermor został zobowiązany przez sąd honorowy do „wymuszonego samobójstwa” został ofiarą putinowskiej wojny tak samo jak krytykujący carską tyranię Puszkin. Temu to akurat się należało, bo przecież nie tak dawno, raptem niecałe dwieście lat temu domagał się i pochwalał stłumienie powstania listopadowego. 

Zawsze, przy każdej okazji wychodzą przed szereg stachanowcy każdego rodzaju. W instytucjach kultury również. Można się pośmiać i tyle, nie jest to jakoś strasznie groźne. Gorzej, że ten uwiąd rozumu i komiczny pęd do jak najbardziej widowiskowej kompromitacji może przesłonić to, co naprawdę jest solą naszej narodowej postawy wobec ofiar wojny. 

W ciągu kilkunastu dni udało nam się zupełnie bez żadnego planu, bez przygotowania, spontanicznie zorganizować na niespotykaną skalę pomoc humanitarną dla ponad miliona uchodźców. Przypomnijmy sobie jak kilkaset tysięcy imigrantów z objętego szaleństwem Państwa Islamskiego Bliskiego Wschodu, w ciągu miesięcy a nie dni, zdestabilizowało pół Europy.

Przypomnijmy sobie obozy dla uchodźców we Francji, w Niemczech, Grecji, Włoszech, które stały się wylęgarnią wszystkich możliwych patologii obyczajowych i kryminalnych. Pamiętajmy o zdemontowanych systemach zabezpieczenia społecznego, napadach na sklepy, ludzi, kierowców tirów. To było przecież raptem kilka lat temu. Mówiliśmy wówczas, że to nie są żadni uchodźcy tylko barbarzyńscy najeźdźcy ekonomiczni. Światli Europejczycy krytykowali nas za rzekomy brak serca, solidarności i zaprzaństwo. 

A teraz w ciągu kilkunastu dni zrobiliśmy dla ofiar wojny więcej, niż cała Europa przez ostatnie lata. Zrobiliśmy to po cichu, bez rozgłosu, za własne pieniądze i z własnej inicjatywy. Świat się ze zdumienia rozdziawia buzie i pyta, gdzie do cholery jest ten milion uchodźców, gdzie są te obozy? Zepsuty mamoną świat nie może zrozumieć, że w Polsce gości nie trzyma się w brezentowych namiotach, tylko we własnych domach. Tacy jesteśmy. 

Inna rzecz, że jesteśmy mistrzami w spontanicznej pomocy, ale ostatnimi sierotami jeśli chodzi o rozwiązania systemowe. Nie chodzi nawet o to, że państwo dopiero po dwóch tygodniach zaczęło się budzić z letargu i myśleć o jakimś finansowaniu pomocy humanitarnej, bo Polacy wcale tego nie oczekują. Mają to w nosie: pomagają, bo tak trzeba. 

Kryzys związany z uchodźcami może jednak narastać i trwać latami. Pierwsi palestyńscy uchodźcy trafili do Libanu w 1948 roku. I są tam do dzisiaj. Mam ogromną nadzieję, że wojna szybko się skończy, że skończy się po myśli napadniętych, że z miliona uchodźców zdecydowana większość będzie chciała wrócić do domu, ale co jeśli nie? Co jeśli ta wojna potrwa jeszcze długie miesiące albo i lata? Co jeśli kolejnych kilka milionów przerażonych ludzi przyjedzie do nas szukając schronienia? 

I o tym powinniśmy jak najszybciej porozmawiać zamiast ścigać się na jak najgłupsze gesty mające dowodzić naszej antyrosyjskości.

Paweł Skutecki

Kategoria:
Skuter06 you tube