Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Rakiety i ślepaki – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Jak wiadomo, rakieta spadła przy granicy i zabiła dwie osoby. Przez parę godzin w Polsce zapanowała konsternacja, bo zanim ludzie się dowiedzieli co należy myśleć, panowała totalna samowolka. Jedni chcieli w odwecie iść na Moskwę, drudzy na Kijów, a trzeci twierdzili, że to oczywiście wina PiS-u, bo za Tuska żadne rakiety ludziom na głowy nie spadały. 

Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. A jak trwa wojna nie na siekiery i motyki, tylko na rakiety, to sześć kilometrów od granicy bywa niebezpiecznie. Coś spadło, dwóch mężczyzn zginęło na miejscu. Można powiedzieć, że pechowcowi spadnie na głowę cegła w drewnianym kościele, ale tutaj mamy do czynienia jednak z innym przypadkiem. 

Nie był to piorun z jasnego nieba, a rakieta. Ruska rakieta wystrzelona przez Ukraińców, żeby zestrzelić inną ruską rakietę. Tyle, że jak to z nowoczesną technologią bywa, coś gdzieś nie zagrało i zamiast myśleć o świętach jakaś Bogu ducha winna polska rodzina musi organizować pogrzeb.

Pierwsze godziny po tragedii były straszne. Internet zawrzał. Jedni byli przekonani, że to Ruscy zaczęli inwazję, a zamiast zaatakować od razu Warszawę, postanowili przetestować polską obronę przeciwrakietową w Przewodowie, województwo lubelskie. Inny twierdzili stanowczo, że to tylko ruski test, czy Polacy naprawdę mogą liczyć na pomoc całej potęgi Paktu Północnoatlantyckiego, który w okolicy Podkarpacia też ma swoje zobowiązania. Część szczurów internetowych wbrew rozsądkowi podnosiła hipotezę, że być może to ukraińska sprawka, niekoniecznie intencjonalna, ale znając bajzel wschodnich narodów wszystko jest możliwe. 

Rzucił się na nich cały potencjał młodych, wykształconych, z dużych miast: że to ruskie onuce takie brednie wymyślają, a kochający pokój i porządek ukraiński naród nie mógłby stać za tragiczną śmiercią dwóch Polaków. Takąż samą narrację przyjął prezydent Ukrainy, który w oficjalnym stanowisku radykalnie powiedział, że jego czysty jak lilija naród nie ma nic wspólnego z latającą pod polskim niebem ruską rakietą. 

Jakaż była konsternacja, kiedy się okazało, że owszem. Rakieta była ruska, ale wystrzelona przez Ukraińców. Wszystkim zrzedły miny. Gorzej zresztą, bo mijają kolejne dni, a z Kijowa ani słowa przeprosin. Nic. Jakby kompletnie nic się nie stało. 

Stało się tymczasem tyle, że przetestowaliśmy własnych mądrali. Wiemy już, kto po której stronie rozumu stoi. Zapamiętamy, kto czekał z wyrażeniem opinii, a kto od razu zaślepiony polityczną walką z rywalami miotał obelgi. Sprawdziliśmy też internetowych napinaczy, którzy z ułożenia opon przewróconego wybuchem pojazdu wyprowadzali wzory i scenariusze przestawiając absolutnie pewną kolejność zdarzeń. Tak, to ci sami fani serialu o niewyjaśnionych zjawiskach paranormalnych, którzy mają w notesikach pełną rozpiskę wydarzeń od Roswell do 11 września. 

Żarty się kończą, kiedy na poważnie zaczniemy czytać oficjalne doniesienia. Takie, jak choćby to wydane przez polskie wojsko, w którym czytamy, że armia od początku do końca śledziła tor lotu rakiety, ale nie była w stanie nic zrobić, żeby ją unieszkodliwić. Czyli, tłumacząc na polski: w odległości kilku kilometrów od granicy nikt nie może czuć się bezpieczny. Nie jest to oczywiście żaden zarzut w stronę polskiej armii, taka jest po prostu technologia i jej ograniczenia. Zbłąkana ruska czy ukraińska rakieta zostanie zauważona natychmiast i zanim doleci do Warszawy czy Wrocławia zostanie zestrzelona. Ale sześć kilometrów od granicy, to zbyt mała odległość, żeby lecącą bardzo szybko rakietę unieszkodliwić zanim spadnie na polską ziemię. 

W ciągu kilku godzin od wybuchu zweryfikowaliśmy wszystkie możliwe procedury i relacje z przyjaciółmi. Polski rząd razem z prezydentem natychmiast byli gotowi do działania. Polskie wojsko błyskawicznie znalazło się na miejscu zdarzenia. Prezydent Andrzej Duda rozmawiał telefonicznie nie tylko z prezydentem USA Joe Bidenem i szefem CIA Williamem Burnsem, ale także z europejskimi przywódcami. Jesteśmy poważnie traktowani, także dzięki temu, że umieliśmy jako państwo ustrzec się histerii i paniki. To już dużo. 

Meni na długo zapadnie w pamięć to, co zrobili przedstawiciele tak zwanej szalonej opozycji. Trudno bowiem o mocniejszy dowód na kompletne zerwanie więzi między rzeczywistością a konstrukcją mentalną intelektualnych liderów polskiej opozycji. Mistrzowie strzelania ślepakami Roman Giertych i Tomasz Lis postanowili mianowicie podzielić się ze światem przemyśleniami, z których wynikało, że za tragedią w Przewodowie stoi… Jarosław Kaczyński. 

Nasi dziadkowie mówili, że kiedy Bóg chce kogoś pokarać, odbiera mu rozum.

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian24 STRINGER PAPEPA