Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Prawda do wynajęcia – Felieton Mariana Rajewskiego

Wynik wyborów jeszcze wciąż budzi emocje, choć przecież nie powinien. Wygrali ci, których sukces wieściły wszystkie sondażownie i wszyscy za przeproszeniem analitycy. Przegrali zaś ci, którzy z największym prawdopodobieństwem będą tworzyli nową koalicję rządową. A wszystko dlatego, że Polacy posłuchali nawoływań rozlegających się ze wszystkich stron i masowo poszli na wybory. Czego tu nie rozumieć?

To była kampania totalna. Chciałem napisać, że „pierwszy raz w historii” czy jakiś podobny frazes, ale przecież sami Państwo widzicie, że z wyborów na wybory obserwujemy systematyczny, regularny wzrost agresji nie tylko werbalnej, eskalację najbardziej skrajnych emocji. Kampania wyborcza nie jest już tylko agitacją za określonym światopoglądem, konkretną partią polityczną czy wręcz nazwiskiem na liście wyborczej. Kampania stała się ringiem, polem bitwy, gdzie toczy się bezpardonową, bezlitosną walkę ze złem.

Oczywiście służą temu chwyty i narzędzia wykorzystywane przez wieki w tego typu sytuacjach: dehumanizacja rywala i język nienawiści. Właśnie: czy do wyścigu po mandaty poselskie, a w rezultacie fotel premiera i misję tworzenia rządu, stają nie rywale, nawet nie przeciwnicy, a wrogowie. Śmiertelni wrogowie.

Od zawsze mówi się w Polsce wiele na temat rzekomej polaryzacji społeczeństwa. Najpierw byli to ludzie systemu, partyjniacy i „Solidarność”, potem zaściankowi, pachnący pierogami i cebulą katolicy versus młodzi, wykształceni z dużych ośrodków. Jeszcze później uczestniczy Marszu Niepodległości i tęczowych parad. Przynajmniej taki wizerunek polskiego społeczeństwa utrwalali z mozołem i niesamowitą skutecznością funkcjonariusze mediów z obu stron barykady. Politykom to pasowało, wielu wprost mówiło o tym, że idealnym – dla nich, rzecz jasna – układem byłby system dwupartyjny i regularna wymiana szyldów będących u żłobu.

Wynik wyborczy Konfederacji może wskazywać, że rzeczywiście w tę stronę zmierza polska scena polityczna. O ile po prawej stronie mamy monolit w postaci Prawa i Sprawiedliwości, to na lewej flance jest zbiór osobliwości: kilka ugrupowań, które są koalicjami złożonymi z kolejnych koalicji. Ale dla wyborcy liczą się tylko te dwa pojęcia: prawica i reszta.

Już wiadomo, że w tej „reszcie”, która prawdopodobnie podejmie się wymarzonej, wyczekanej latami misji tworzenia rządu, jest tak kolorowo, że aż w oczy razi. Są tam bowiem wszystkie odcienie od centrum do skrajnej lewicy. Od ludzi śmiało deklarujących wiarę w Boga i przynależność do Kościoła, aż do środowisk jako żywo przypominających bojówki ideologiczne noszące na sztandarach brutalną walkę z wiarą i hierarchią kościelną, aborcję i obsesję na punkcie seksu.

Popatrzcie Państwo, jak to się zabawnie odwróciło: nie tak dawno mówiło się, że to prawica ma hopla na punkcie seksu, bo walczy z pornografią, pedofilią, namolną propagandą homoseksualizmu i innych niestandardowych zastosowań narządów płciowych, a tymczasem to lewica wydaje się mieć jakąś obsesję na punkcie wagin i penisów, które wielu działaczom, działaczkom i osobom, które aktualnie nie potrafią się odnaleźć między rodzajnikami spędzają sen z powiek.

Trudno powiedzieć, co się zmieni. Na pewno nie będziemy narzekali na brak seksu, przynajmniej w mediach i na mównicy sejmowej. Ale poza tym?

Polacy w większości nie wzięli udziału w referendum. Po części można to zrozumieć, bo politycy w ostatnich latach wykonali tytaniczną robotę żeby nam obrzydzić tę ideę. Najpierw Bronisław Komorowski, a teraz Prawo i Sprawiedliwość potraktowali referendum instrumentalnie, a nas wszystkich – powiedzmy to głośno – jak skończonych idiotów. Nie ma co się dziwić, że Polacy odpowiedzieli najłagodniej jak umieli. Tym niemniej nowy rząd będzie mógł wymachiwać swoimi wnioskami wyciągniętymi z bojkotu: Polakom nie robi różnicy, czy państwowe przedsiębiorstwa zostaną sprzedane w prywatne, obce ręce, czy do kraju trafią uchodźcy w ramach przymusowych relokacji, czy będziemy na poważnie bronić granicy z Białorusią, wreszcie czy rząd będzie znów „po uważaniu” zmieniał wiek emerytalny.

Kampania wyborcza w tym roku była brutalna i bezwzględna. Eskalacja obelg i zarzutów, włącznie z tymi największego kalibru: o zdradę i szastanie bezpieczeństwem narodowym, doprowadziła do niespotykanej agresji językowej i potwornych podziałów w społeczeństwie. Dobre jest to, że w trakcie tej kampanii wyborczej nikt nie zginął.

Można oczywiście w tym miejscu felietonu zabłysnąć cytatem mówiącym o tym, że pierwszą ofiarą wojny zawsze jest prawda, ale u nas to brzmiałoby ironicznie. Bo przecież prawdę wszystkie strony sporu traktują niczym nienachalnie urodziwą pannę do wynajęcia.

Marian Rajewski

 

marian.rajewski@wolnadroga.pl

Kategoria:
Marian22 Artinfo