Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Politycy i mężowie stanu – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Świat biegnie w sobie tylko znanym kierunku w takim tempie, że przestajemy zauważać szczegóły. Nie mamy czasu, żeby się do czegokolwiek przyzwyczaić, jedyne co nas czasem jeszcze dziwi to te ulotne, rzadkie momenty, gdy okazuje się, że prawie nic już nie jest takie samo jak wczoraj. 

Jeszcze kilka lat temu każdy z nas miał kogoś bliskiego za granicą, kogoś, kto wyjechał z Polski, bo go wygnało bezrobocie, beznadzieja, a czasem po prostu odwaga spróbowania innego życia. Polacy polecieli do Wielkiej Brytanii, Norwegii, Holandii, wszędzie tam, gdzie mogli uczciwie zarobić i gdzie byli traktowani z szacunkiem. 

Teraz role się odwróciły: to do nas przyjechało ponad trzy miliony uchodźców z Ukrainy, którzy dołączyli do co najmniej miliona swoich rodaków mieszkających u nas od dawna. Niektórzy analitycy sądzili, że duża część uchodźczej fali pójdzie dalej, na zachód, tam gdzie zarabia się dużo lepiej niż u nas. Jak to ostatnio zwykle bywa z analitykami, trafili kulą w płot. 

Ukraińcy, a właściwie Ukrainki, bo wojna za naszą wschodnią granicą ku zdziwieniu postępowych obserwatorów świata okazała się prawdziwa i uciekają przed hukiem armat prawie wyłącznie kobiety z dziećmi, chcą zostać w Polsce, nie kusi ich blask euro. Tak naprawdę, to by chciały wrócić, tylko już wiedzą, że nie za bardzo mają do czego. Pokazują sobie na telefonach zdjęcia ruin z Charkowa, przedmieść Kijowa i innych miast. Tulą swoje dzieci i chcą im dać lepszą przyszłość. Wierzą w to, że Polska da im bezpieczeństwo. 

A my? W co my wierzymy? Ufamy, że nasz kraj nas obroni? Że my obronimy nasz kraj? Kiedyś takie pytania były nie do pomyślenia. Było absolutnie oczywiste, że mężczyźni będą bronić swojego kraju, swojego miasta, swojego domu do upadłego. Bo wszyscy pamiętali, co się może stać, jeśli obrona upadnie. Mogą zacząć dymić kominy krematoryjne w obozach koncentracyjnych, może zacząć rządzić paniczny strach, a zapach śmierci może się unosić nad ulicami. Wolność nie ma ceny, mówią mądrzy starzy ludzie, którzy pamiętają najmroczniejsze czasy XX wieku. 

Tym niemniej jest to zadziwiająca zmiana, że dzisiaj, kiedy wszystko jest tak bardzo serio, kiedy takie sprawy jak bezpieczeństwo energetyczne, żywnościowe, farmaceutyczne, militarne i każde inne nie jest już tematem do jałowych, akademickich debat. Zagadnienie fundamentalnego bezpieczeństwa Polski i Polaków jest dzisiaj tematem, który dotyka nas bezpośrednio. 

Tu i teraz musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zrobiliśmy wszystko, żeby nasze dzieci miały zapewniony dostęp do leków, żywności, energii elektrycznej w gniazdkach i ciepłych kaloryferów za kilka miesięcy. Świat polskiej polityki jeszcze niedawno był areną śmieszków, żartownisiów, złotoustych gawędziarzy i zwykłych, prostych chamów, którzy nie uznając konwencji ośmielali się czasem puścić bąka w salonie. 

Teraz, po 24 lutego, zastygłe uśmieszki i drętwiejące żarciki powinny odejść do lamusa. Nadszedł czas mężów stanu. Niespodziewanie dla wielu polityków niespodziewanie, niczym złodziej w nocy, przyszedł czas próby. Próby charakteru, ale też próby lojalnościowej. Co jest wyżej na szali: dobro kraju, bezpieczeństwo Polaków, czy interes własnej partii? Czy też jeszcze gorzej: interes własny? 

Nie można generalizować, ludzie honoru i wartości są w każdej formacji politycznej, tak samo jak ludzie podli i sprzedajni noszą różne barwy partyjne. Nie chodzi o uogólnianie, które nie prowadzi donikąd, a tylko psuje rozmowę. My, Naród, potrzebujemy dzisiaj jednej partii: propolskiej, rozsądnej grupy polityków, którzy odłożą na bok (nie muszą o nich zapominać na zawsze – ale przynajmniej na najbliższe miesiące) spory dotyczące spraw relatywnie nieistotnych. 

Tak, domagamy się współpracy, współdziałania na rzecz bezpieczeństwa Polski i Polaków. Już nie chodzi nawet o tę garstkę głęboko niepoważnych polityków, którzy na złość obecnemu rządowi domagają się głośno kolejnych kar nakładanych na nasz kraj. Należy o tych ludziach milczeć, bo ich mandaty obciążają sumienia ich wyborców. Zdecydowana większość polskich polityków stoi dzisiaj w rozkroku: nie wiedzą, czy ważniejsza i pilniejsza jest bieżąca polityka, czy jednak to ten moment, kiedy trzeba odłożyć własny interes i spojrzeć na całość? 

Nie zazdroszczę obecnym posłom, senatorom, ministrom. Stoją przed życiową próbą. Wojna na Ukrainie, konflikt z Unią Europejską, białoruski niedźwiedź czekający na nasze potknięcie, Rosjanie szukający pretekstu do kolejnego zaognienia wzajemnych relacji. 

I w tym wszystkim ci biedni politycy, którzy tak często są ofiarami partyjnej selekcji negatywnej. Trudne chwile obnażają mizerię niektórych ludzi, ale też wyzwalają wszystkie cechy, które składają się na termin: „mąż stanu”.

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian10 sejm gov pl