Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Pochwała idealizmu – Felieton Pawła Skuteckiego

Idealizm w polityce wcale nie jest cechą bezwzględnie pozytywną. Istnieją bowiem idealiści, którzy opierając się na głębokiej wierze w słuszność wyznawanych przez siebie zasad stają się impregnowani nie tylko na argumenty przeciwnej strony, ale co gorsza także na własne doświadczenia i tak zwany zdrowy rozum. 

Zwykle taki idealizm jest cechą ludzi młodych i bardzo młodych, którzy zazwyczaj w niedługo po decyzji o założeniu rodziny i konieczności własnoręcznego jej utrzymywania nabierają racjonalnego dystansu do wcześniejszych mrzonek. Nie twierdzę bynajmniej, że bycie człowiekiem wiernym swoim ideom aż po grób to coś złego. Tyle tylko, że w polityce taka postawa robi zdecydowanie więcej złego, niż dobrego. 

Proszę nie iść na łatwiznę i nie przyjmować sztucznego podziału osób aktywnie parających się polityką na idealistów i pragmatyków. Rzeczywistość jest bardziej barwna, żeby nie powiedzieć tęczowa. Są przecież czyści idealiści, idealiści bezobjawowi, są idealiści do pierwszej wypłaty, idealiści wyłącznie za cudze pieniądze, ale również racjonaliści rozumni, zmonetyzowani, bezduszni, czy racjonaliści ze spłaszczonym spektrum możliwości logicznej percepcji. 

Polska scena polityczna jest tak pięknie wielobarwna właśnie dlatego, że żaden nurt nie zdobył zdecydowanej przewagi nad innymi. Wydawać by się mogło, że wiodącymi graczami są , ale przecież głównymi rozgrywającymi są wyjątki będące hybrydami, czyli idealiści czyści z elementami racjonalisty rozumnego. Są tacy politycy, wiecie Państwo z pewnością o kim myślę. 

Dotychczas wylęgarnią idealistów była kuźnia Janusza Korwin-Mikkego, który już od kilkudziesięciu lat skutecznie infekuje młodych ludzi wiarą w to, że świat może być logiczny, że istnieje obiektywna rzeczywistość, do której dostęp ma JKM i jego akolici. Są tacy, którzy twierdzą, że kto za młodu nie był „korwinistą”, ten na starość będzie świnią. Nie podzielam tego zdania, choć trzeba przyznać, że masa polityków z każdej partii będącej choć trochę na prawo została w jakimś stopniu ukształtowana przez Korwina. Z jego wyznawcami od lat jest ten sam problem: po przekroczeniu wieku, w którym mogliby wziąć udział w wyborach albo z „korwinizmu” wyrastają całkowicie, albo idą do partii, która daje im jakiekolwiek szanse na prowadzenie polityki nomen omen realnej. 

Skąd pomysł na te wynurzenia? Ano Konfederacja właśnie ogłosiła ustami Sławomira Mentzena zwięzły program, który ma przynieść Polakom dobrobyt, godność i tym podobne. Zdaniem Mentzena droga do tego celu jest jedna: likwidacja 500+ i innych zasiłków. 

Jako wieloletni czytelnik felietonów Korwina, a potem książek gigantów liberalnej ekonomii chyba wiem, co miał na myśli lider Konfederacji. Zapewne postuluje on równoległe wprowadzenie radykalnej obniżki obciążeń fiskalnych, ale z tą w gruncie rzeczy niegłupią koncepcją za cholerę nie idą w parze dwie obserwacje, jakie poczyniłem przez lata działalności publicznej polegającej na „byciu” w różnych prawicowych organizacjach, partiach politycznych, a finalnie na pełnieniu mandatu posła na Sejm Najjaśniejszej Rzeczypospolitej. 

Pierwsza obserwacja jest taka, że ludzie nie ufają politykom. Jeśli ktoś obiecuje ograniczenie socjalu i fiskalizmu, to ludzie są przekonani, że doprowadzi swój plan jedynie do połowy. Oczywiście tej pierwszej, polegającej na tym, żeby zabrać nam to, co w swej łaskawości dali poprzednicy i wówczas rezygnacji z realizacji drugiej części planu, czyli poluzowania fiskalnej pętli, która dzisiaj ledwo pozwala na rwany oddech. 

Druga obserwacja jest taka, że ludzie mają rację. 

I w ten naprawdę brawurowy sposób Konfederacja, a przynajmniej jej „postkorwinowska” część, właśnie zgrabnie zeszła na z góry upatrzone pozycje gwarantujące subwencję za przekroczenie trzech procent i wolność krytykowania wszystkiego i wszystkich bez konieczności brania na siebie grama realnej odpowiedzialności za państwo. Czyli sytuacja wraca do normy, a my zapominamy o tym, że przez chwilę Konfederacja na poważnie mogła być brana pod uwagę jako realna alternatywa dla obecnego systemu. 

Szkoda. Naprawdę szkoda, bo w polityce na poziomie parlamentu bardzo potrzebni są czyści idealiści, tacy którzy będą bronili swoich wierzeń choćby cały świat był przeciwko. Broń Boże, żeby byli w większości, albo żeby na nich „wisiał” rząd, bo byśmy się obudzili w domu wariatów, ale idealiści są jak kamień w bucie: nie pozwalają sumieniu zamknąć oczu. Warto rozejrzeć się w każdej partii za idealistami, których można w ciągu najbliższych kilku miesięcy poobserwować, a potem dać im swój głos przy urnie.

Paweł Skutecki

paweł.skutecki@wolnadroga.pl

Kategoria:
Skuetr08 Altelia