Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Pamięci recenzenta – Felieton Pawła Skuteckiego

Niedaleko Bydgoszczy jest taka malutka mieścina, która nazywa się Brzózki. Ta naprawdę niewielka wioseczka oddalona od głównych traktów jest znana nie tylko w regionie, bo jej mieszkańcy mają artystyczne dusze. Ściany kilku domów w tej wsi zdobią ogromne murale z dziełami opartymi o twórczość Vincentego van Gogha, a przy drodze stoją wielkie drewniane rzeźby prezentujące różne tradycyjne, czasem wymierające zawody. Wśród nich jest rybak, pszczelarz i kowal, ale brakuje recenzenta!

Miałem ostatnio ogromną przyjemność porozmawiać z panem Jackiem Komudą. To jeden z nielicznych polskich zawodowych pisarzy. Zawodowych, to znaczy takich, którzy żyją wyłącznie lub choćby głównie z pisania książek.

Jacek Komuda napisał ich wiele: to głównie powieści i zbiory opowiadań osadzonych w staropolskiej Rzeczpospolitej. Czytelnicy go kochają. Sprzedał co najmniej pół miliona egzemplarzy swoich książek, za honoraria wybudował sobie szlachecki dworek w Bieszczadach. Wyjątkowy człowiek, bo zdecydowana większość pisarzy robi w chwilach wolnych od pracy zawodowej: bywają oni urzędnikami, nauczycielami, kierowcami.

Rozmawialiśmy o tym, skąd się bierze upadek zawodu pisarza. I wyszło nam, że zawód wcale nie upada, tylko zawsze był upadły. Przecież tacy giganci literatury jak Norwid, Słowacki i wielu, wielu innych żyło w skrajnie trudnych warunkach i zostali docenieni dopiero po śmierci. Są oczywiście wyjątki, ale generalnie bywa tak, że twórczość wymaga ofiar. A pierwszą ofiarą jest stan konta.

Oczywiście omówiliśmy bandyterkę wielkich wydawnictw i sieci księgarskich, które biorą ponad połowę ceny książki jako swoją prowizję, a autor jest na absolutnym koniuszku łańcucha pokarmowo-wydawniczego. Jak coś zostaje, to dostaje właśnie on.

Autorzy jednak byli, są i będą, bo człowiek ma nieodpartą potrzebę wyrażania siebie w języku. To nie jest tak, że ktoś się pewnego dnia budzi i postanawia zostać pisarzem. Kolejność jest zazwyczaj odwrotna: najpierw czuje się potężne, ogromne ciśnienie w duszy i dopiero jakimś zrządzeniem losu człowiek sobie uświadamia, że pisząc, tworząc może się tego ciśnienie choć na pewien czas pozbyć. Nie pisze się dla przyjemności czy pieniędzy, tylko po to, żeby mieć szansę na spokój i harmonię w sobie. Oczywiście mówię tutaj o Twórcach, a nie chałupnikach, których w literaturze zawsze było wielu.

Jednym z wątków naszej rozmowy była kwestia pewnej weryfikacji. Już tłumaczę: kiedyś wszyscy mieli ten sam punkt odniesienia, można było każdą powieść do czegoś porównać. No nie wiem, każdy przeczytał Sienkiewicza, Hłaskę, Marqueza, Lema i można było jakoś dyskutować. Dzisiaj już tak nie jest, nie ma żadnego kanonu. Kiedyś istnieli recenzenci, w gazetach ukazywały się recenzje książek i było mniej więcej wiadomo, czy jakiś tytuł jest wart sięgnięcia po niego, czy też lepiej trzymać się z daleka. Jasne, że były patologie: czasem ktoś coś chwalił, bo akurat z tym autorem wypił morze wódki, albo coś ganił, bo się onegdaj o jedną pannę poróżnili.

Dziś nie ma już recenzentów. Zniknęli niczym dorożkarze. Jeszcze na początku lat 90. bywali aktywni, próbowali coś promować, tłumaczyć, przekonywać do różnych zjawisk, ale potem wskoczyli na garnuszki wydawnictw i opcji politycznych.

Tak się skończył ten skądinąd piękny zawód. Zostały nam „oceny” w księgarniach i „opinie” na portalach. Jak więc znaleźć dobrą książkę w tym bezbrzeżnym oceanie wydawniczym? Może warto zwrócić uwagę na laureatów nagród?

Wolne żarty. Nagrody literackie od dawna pokazują jedynie pewne trendy ideologiczne, a nie dobrą literaturę. Nawet w tak niszowych gatunkach jak literatura science fiction skończyły się już czasy oczekiwania na następców Lema – teraz promowani i nagradzani są po prostu autorzy z konkretnych wydawnictw i twórcy reprezentujący konkretne stanowisko w sporze politycznym. Przykre to, ale chyba nieodwracalne.

Upolitycznienie polskiej sztuki jest koszmarne. Każdy pisarz jest już zaszufladkowany, nie zawsze zgodnie z własnymi poglądami. Oczywiście część twórców jasno opowiada się po którejś stronie i twardo broni konkretnych poglądów atakując rywali. Polska literatura chyba od zawsze bywała bronią w sporach ideologicznych, ale nigdy jeszcze nie było tak, żeby była w tak szerokim zakresie sprowadzana do roli pałki, którą się okłada przeciwników. No i bywali recenzenci, którzy stojąc nieco poza polem bitwy potrafili zdobyć się na rzetelną opinię dotyczącą także tych twórców, którzy opowiadali się po stronie obozu przeciwnego.

Tak. Najbardziej mi żal kolorowych jarmarków i uczciwych recenzentów.

Paweł Skutecki

 

paweł.skutecki@wolnadroga.pl

Kategoria:
WD14 Klaudia Śmigielska-Skutecka