Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Nie przemogą – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Zadziwiająca jest determinacja, z jaką jedno, konkretne, wcale nie tak liczne jakby się mogło po wydalanym hałasie spodziewać, środowisko kąsa Kościół Katolicki. Używając koktajlu prawdy, półprawdy i nieprawdy z zaciekłością odbierającą rozum środowisko to próbuje już od kilkudziesięciu lat naruszyć fundament Kościoła licząc na to, że wtedy reszta sama runie. A może to jest to samo „środowisko”, które jak mówi Pismo, z furią atakuje Baranka od samego początku? 

Od mrocznego września 1939 roku do dzisiaj trwa nieustający atak na księży i sam Kościół. Czy to nie jest dziwne, że z równą nienawiścią w oczach atak na polskich duszpasterzy prowadzili między innymi Niemcy z trupimi czaszkami na wybornie skrojonych mundurach, sowiecka dzicz mówiąca czasem po polsku z dziwnie brzmiącym akcentem, pozujące na intelektualistów duchowe wydmuszki, chowające się za wolnością artystyczną skandalizujące na pokaz kłębki kompleksów i kierowane z konkretnych ośrodków w Europie i poza kontynentem bez-korzenne media? Co w polskim Kościele jest takiego, że kilkadziesiąt lat trwający ciągły atak nie przynosi żadnych wymiernych rezultatów? 

W ostatnich latach podjęto masę prób zdyskredytowania Kościoła. Krytykowano religię prowadzoną w szkołach, co zresztą podnosili także ludzie motywowani troską o wiarę i efektywność religijnej edukacji. Mówiono, że sprowadzenie rozmowy o Bogu do poziomu lekcji – z całym dla nich szacunkiem – wuefu i plastyki, nie przysłuży się dobrze młodym ludziom. Zamiast dyskusji mieliśmy jednak do czynienia z brutalnym atakiem na religię w szkołach, atakowaniem księży, teologów i sióstr za to, że zgodnie z prawem uczą w szkołach. Atakowano Kościół za to, że posiada nieruchomości. Jak echo wracały epitety, którymi po wojnie komuniści próbowali odhumanizować „obszarników”. 

Kłamano, że Kościół nie płaci podatków, a wręcz przeciwnie – pełnymi garściami korzysta z budżetu państwa. 

Mówiono, że Kościół ma za duży wpływ na polską rzeczywistość polityczną, gospodarczą i każdą inną, ale nigdy nie padały żadne konkretne przykłady tego „wpływu”. Przed wojną księża angażowali się w samorząd, bywali posłami, ale dzisiaj? Księża już nie tylko z ambony, ale i w życiu prywatnym reagują alergicznie na politykę, choć polska Konstytucja nie odbiera im przecież praw wyborczych, ani czynnych, ani biernych. 

Przeciwstawiano spontanicznemu, pełnemu dobra ruchowi Jurka Owsiaka i jego Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy emerytki, które otumanione przez toruńskiego szamana oddawały emerytury na rozbudowę radia i kupowanie coraz droższych gadżetów. Prawda była oczywiście taka, że wystarczyło uczciwie pokazać monumentalny, gigantyczny rozmach działalności choćby tylko Caritasu, żeby zamknąć tę dyskusję wstydliwym milczeniem tych, którzy chcieli wiedzieć jedynie rubieże Kościoła, a zamykali oczy na główny nurt. 

Wiodącym orężem jest oczywiście od kilkudziesięciu już lat kwestia rzekomej i faktycznej pedofilii w łonie Kościoła Nie sposób twierdzić, że jest to wyłącznie brutalna propaganda przeciwników Kościoła. Niestety. Były przypadki, kiedy duchowni robili dzieciom rzeczy straszliwe, okropne, przerażające. Ofiarom należy się zadośćuczynienie, szacunek i modlitwa, a sprawcom – uczciwy proces i sprawiedliwy wyrok. Problem w tym, że częściej słyszymy o tym, że księża wygrywają procesy o zniesławienie, niż dostają wyroki za czyny, które tak okropnie ranią również cały Kościół. 

Żeby to było absolutnie jednoznaczne: miejscem dla osób, które ranią dzieci jest albo więzienie, albo szpital. Pedofil jest albo człowiekiem niewyobrażalnie złym, albo chorym. Tak, czy inaczej powinien być skutecznie i bezwzględnie odizolowany od społeczeństwa, dla którego kompletnie nieważne jest, czy nieszczęśnik nosił wcześniej habit, garnitur czy sportowy dres. 

Atak na Kościół trwa od długiego czasu, niektórzy słusznie przypominają, że od początku. Z całą pewnością tak ten przybrał w Europie na sile po Rewolucji Francuskiej, a w Polsce po wrześniu 1939 roku. Mordowanie księży w lasach i obozach koncentracyjnych ruszyło od pierwszych dni okupacji. Potem komuniści walczyli o polskie dusze nie przebierając w środkach, księża byli prześladowani i mordowani od 1945 roku do samego końca komuny. Później już nie zabijano nożami, pałkami, kastetami, tylko słowem. Próbowano szczuć ludzi na Kościół i księży, dzielić naród na „ciemnogród” i „młodych, wykształconych, z dużych miast”. 

Najciekawsze jest to, że Kościół wciąż zyskuje, a jego oponenci nie potrafią zrozumieć tego fenomenu. Tymczasem wyjaśnienie jest proste: Polacy sercem zwykle są po stronie prześladowanych, a nie prześladowców. Taka nasza natura.

Marian Rajewski

marian.rajewski@wolnadroga.pl

Kategoria:
Marian06 Wikipedia