Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Największy sukces diabła – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Ledwo umarł Jerzy Urban, a już się rozpętały dyskusje na temat tego, czy komuna na pewno była tak zła, jak mówią niektórzy, czy tylko zabawna, jak przekonywał były rzecznik rządu i późniejszy beneficjent wolności prasy. 

Jerzy Urban za komuny był symbolem, ale wcale nie reżimu. Czerwona, brutalna komuna kojarzyła się raczej z mundurowymi: Czesławem Kiszczakiem, czy Wojciechem Jaruzelskim. Dla większości Polaków komuna, to była raczej ta wściekła na wszystkich pani z urzędu, tępy milicjant, zaciągający wschodnim akcentem wojskowy czy opływający w relatywne luksusy lokalny kacyk. 

A Urban? Z niego się śmiano nie ze strachu, ale z niedowierzania. Jakim cudem tak inteligentny i równocześnie tak do szpiku kości zły człowiek mógł dostać tak eksponowane stanowisko w partii i rządzie? 

Osobiście mam więcej urazy do Urbana za to, co robił w latach 90. Wtedy to bowiem założyciel pisma „NIE” skutecznie przekonał Polaków, że komuna wcale nie była taka zła. Był tak piekielnie skuteczny, że przecież postkomuniści wrócili do władzy po zaledwie trzech latach od rzekomego (nazywanego także kontrolowanym lub wręcz fikcyjnym) upadku komuny. Za tym wszystkim stał, oczywiście nie sam, Jerzy Urban. 

Pamiętam doskonale, kiedy w mediach, ale i rozmowach prywatnych, przeciwstawiano rosnące bezrobocie i szalejącą korupcję czasom komuny, kiedy co prawda niewiele można było kupić w sklepie, ale nikt głodny nie chodził, każdy miał pracę, a rosnące jak na drożdżach w latach 90. gigantyczne fortuny nikogo w oczy nie kłuły. Część tych majątków miała korzenie w doskonałej intuicji przedsiębiorców, ich pracowitości, szczęściu, poświęceniu. Ale jednak zdecydowanie większa część była zakotwiczona w układach partyjnych i mafijnych, nad którymi górował parasol służb wszelakich, jawnych i tajnych. Polacy to oczywiście widzieli, bo nie dało się nie widzieć. 

Przestali jednak widzieć komunę taką, jaka była naprawdę. Komunę, w której jeszcze kilka lat wcześniej mordowano księży, wyrywano im paznokcie i języki, obcinano uszy, łamano kości. Komunę, w której działacze wolnych związków zawodowych, także tych rolniczych, byli znajdowani w rowach melioracyjnych, pobici, skatowani na śmierć przez „nieznanych sprawców”. Komunę, w której ludzie niepokorni dostawali wilczy bilet i zaproszenie do emigracji. 

Taka właśnie była komuna, którą Jerzy Urban przedstawiał jako czasy pełne błędów i wypaczeń, ale bez porównania sprawiedliwsze niż wariackie lata 90. I Polacy mu uwierzyli, przynajmniej w olbrzymiej części. Przypomnijmy sobie jego kompletnie szalony, pełny jadu i amoku, ciągły, wieloletni atak na księży i Kościół jako taki. Do dzisiaj trwa dyskusja na temat finansowania Kościoła, majątku kościelnego, lekcji religii w szkołach – przecież to wszystko zaczęło się właśnie na łamach „NIE”. Urban wyreżyserował i skrupulatnie przeprowadził ten wieloletni seans nienawiści, którego owoce zbieramy do dzisiaj. Kościół, który od kilkudziesięciu lat jest absolutnie odizolowany od bieżącej polityki, wciąż zbiera cięgi za wszystko: od klęsk żywiołowych do cen paliw i prądu. „Bo fundusz kościelny”… 

Jerzy Urban prowadził życie sybaryty, dlatego że chciał i mógł. Znalazł zresztą masę fanów, wyznawców, naśladowców. Doskonale umiał się odnaleźć w epoce nowych mediów, nowych technologii. Jego serwisy i konta w mediach społecznościowych biły i biją rekordy popularności liczonej w zasięgach i interakcjach. Ludzie lubią taki nihilizm, z którego nie bije rozpacz, tylko rechot staruszka, któremu jest wszystko jedno, któremu wszystko wisi – jakby sam mógł powiedzieć językiem ulicy, językiem lewicy. 

Problemem dzisiejszego społeczeństwa jest to, że nie widzi prawdziwego zła i skupia się na zamiennikach, a przecież w poszukiwaniu źródeł własnych, prawdziwych i urojonych, krzywd nie można iść na skróty. Mówi się, że największym sukcesem Diabła jest przekonanie ludzi, że nie istnieje. Ta zasada stoi za efektywnością wszystkich skutecznych służb specjalnych, wywiadów i… spisków. 

Obowiązkiem mediów, ale i czytelników, widzów, słuchaczy powinno być dociekanie prawdy. Ujawnianie, wyjaśnianie, opisywanie prawdy. Także tej historycznej: czym była komuna i dlaczego tak wiele elementów poprzedniego systemu przetrwało do dzisiaj. 

Dlaczego nie potrafiliśmy wzorem niektórych innych krajów przeprowadzić dekomunizacji? Dlaczego nie przeprowadziliśmy lustracji i nie odcięliśmy się, także personalnie, od systemu, który mordował księży i strzelał do górników?

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian21 Wikipedia