Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Kto, co szkodzi Polsce? – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Mimo że do sezonu ogórkowego zostało jeszcze parę tygodni, media i stopieni z nimi tak zwani eksperci znów zwiastują upadek rządu wskutek wyrzucenia zeń Zbigniewa Ziobro i przedterminowe wybory. Problem w tym, że tego rodzaju scenariusz patrząc dalekosiężne cele Prawa i Sprawiedliwości, ale też biorąc pod uwagę kondycję etyczno-dyscyplinarną naszych parlamentarzystów wszystkich opcji jest praktycznie nierealny. 

Prezes Jarosław Kaczyński wiele lat temu miał już gotowy, przemyślany plan przebudowy Polski tak, by kraj zmienił kurs o co najmniej kilkanaście, a jeśli się uda – kilkadziesiąt stopni. Kolejne reformy, czy raczej rewolucje, przebiegały przy chóralnym krzyku sprzeciwu tych, których interesy te zmiany naruszały. Tak było przecież podczas wprowadzania 500+, obniżania wieku emerytalnego, repolonizacji mediów drukowanych i wielu, wielu innych inicjatyw rządu Prawa i Sprawiedliwości. 

Czytelnicy „Wolnej Drogi” wiedzą o kolei wszystko. Wiedzą, jak przez wiele lat traktowano kolej, jak obcinano fundusze, sprzedawano – czasem za bezcen – infrastrukturę, fizycznie likwidowano linie kolejowe. A potem przyszła zmiana, nazywana w kampanii wyborczej „dobrą zmianą” i rząd przestawił wajchę. Do spółek kolejowych popłynął szeroki strumień pieniędzy. Oczywiście, związkowcy twierdzą, że nie był on sprawiedliwie dzielony, że pracownicy powinni mieć lepsze warunki pracy, także te finansowe. I mają rację! Choć nie zmienia to ogólnej sytuacji, nie podważa faktu, że od 2015 roku na kolei wszystko się zmieniło: zaczęto po prostu traktować tę branżę serio.

I o ile wcześniej w „Wolnej Drodze” można było czytać o zwolnieniach i problemach finansowych spółek, to teraz piszemy o wodorowej lokomotywie i miliardach na inwestycje. To jest po prostu fakt. 

Prawo i Sprawiedliwość zaskoczyło Polaków tym, że pokazało w kampanii wyborczej 2015 roku szczegółowy program, a potem… systematycznie go realizowało. Niby nic oryginalnego, nic odkrywczego i nowatorskiego, ale to wystarczyło, żeby wygrać kolejne wybory. 

Jednym z najważniejszych, kluczowych punktów tego programu była wówczas i wciąż jest reforma wymiaru sprawiedliwości. To, co się dzieje w polskich sądach woła o pomstę do nieba. Proste sprawy rozwodowe potrafią trwać kilka lat, sprawy gospodarcze lub spadkowe – nawet kilkanaście.

O ile po kilku latach sprawowania władzy w resorcie sprawiedliwości przez Zbigniewa Ziobrę raczej nie słyszymy o skandalach z udziałem prokuratury, to sądy i konkretni sędziowie regularnie trafiają na okładki brukowców. Pamiętajmy wciąż, że polskie sądy są jedynym rezerwatem, który nie został zdekomunizowany. Wciąż orzekają sędziowie, którzy wydawali wyroki w stanie wojennym. Polacy nie potrafią tego zrozumieć. 

Dlatego uważam, że ta heroiczna walka o naprawę sądów jaką toczy nie tylko Zbigniew Ziobro, ale cały rząd Zjednoczonej Prawicy, raczej powoduje zwieranie szeregów w obozie władzy, niż wprowadza jakiekolwiek rysy. Jarosław Kaczyński po prostu potrzebuje kogoś, kto zmierzy się ze specjalną kastą, jak sędziowie nazywają sami siebie. 

Gdyby jednak założyć hipotetycznie, że prezes Kaczyński machnął ręką na sądy, to wciąż nie może ignorować matematyki. Prawo i Sprawiedliwość dzisiaj jest w stanie sprawnie rządzić wyłącznie dzięki trzem głosom Pawła Kukiza, który relatywnie tanio sprzedał skórę. 

Dwudziestu posłów Solidarnej Polski to inny kaliber. Tutaj już pojedyncza ustawa i parę obietnic nie wystarczą. To powiększająca się – ostatnio o poseł Annę Marię Siarkowską, znaną z bezkompromisowej obrony życia poczętego i głośnej krytyki działań rządu w kontekście walki z epidemią COVID-19 – siła, która przy kolejnych wpadkach Konfederacji zwiększa swój własny elektorat. Solidarna Polska nie jest już dodatkiem do PiS-u, tylko dla pewnej grupy wyborców Zjednoczonej Prawicy może stać się realną alternatywą dla PiS-u. Prezes Jarosław Kaczyński oczywiście to widzi i można zaryzykować tezę, że sam ułatwia rozwój sytuacji w tym kierunku. 

Bo czy ktoś umie sobie wyobrazić skuteczne rządy koalicji Prawa i Sprawiedliwości z Konfederacją? Jakie ministerstwo mógłby objąć Janusz Korwin-Mikke? Oczywiście wyobrażalne jest doprowadzenie do rozpadu Konfederacji i rozmowy PiS-u z Ruchem Narodowym, który bardzo wyraźnie ciąży w stronę obecnego rządu, nawet jeśli próbuje się widowiskowo od tego sentymentu odcinać. 

Upadek rządu dzisiaj, w sytuacji bardzo poważnych przesileń w gospodarce i finansach publicznych, z nieprzewidywalną wojną tuż za naszymi wschodnimi granicami, byłby katastrofą i spełnieniem oczekiwań Rosji, której silna Polska skutecznie psuje plany aneksji przynajmniej dużej części Ukrainy. Jestem przekonany, że ten scenariusz pozostanie wyłącznie w sferze marzeń tych, którzy Polsce źle życzą.

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian11 temida