Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Korzenie niemieckiej potęgi – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Prezes Prawa i Sprawiedliwości wrzucił granat w szambo zapowiadając, że już we wrześniu zostanie opublikowany raport dotyczący wymiernych, przedstawionych w liczbach i kwotach, strat wojennych poniesionych przez Polskę. Nie będzie to cały raport, ale jego pierwsza część. A mimo to jazgot się rozległ okropny, proniemieccy politycy i dziennikarze zaczęli larum, że przecież to nie wypada po tylu latach podnosić takich kwestii, tym bardziej, że jesteśmy z potomkami ówczesnych oprawców w jak najlepszej komitywie. Przynajmniej póki włączone kamery nagrywają te wszystkie czułe gesty niemieckich i polskojęzycznych polityków. 

Czy słusznie? Czy mamy moralne prawo zapomnieć o tym, co nasi zachodni sąsiedzi zrobili naszym przodkom, a w konsekwencji także nam i naszym dzieciom? 

Kwestia odszkodowań, reparacji wojennych wraca jak bumerang. Mimo wszystko teraz jest idealny czas na dyskusję: nie ma w zasięgu wzroku żadnych wyborów, także tych najważniejszych, do Parlamentu Europejskiego. Niemcy, co przypominają niektórzy ciekawscy dziennikarze, dopiero co skończyli spłacać Francji odszkodowania za pierwszą wojnę, więc upływ czas jakby nie grał większej roli. 

Mówią niektórzy, że przecież Polska zrzekła się odszkodowań. To taka prawda, o której ksiądz Tischner mówił brzydko. Taka, jak to, że unijnym technokratom leży na sercu polska praworządność. Prawda jest taka, że po roku 1945 Polska nie uznawała takiego państwa jak NRF, a jedynie Niemiecką Republikę Demokratyczną, która z kolei stała na stanowisku, że jest państwem absolutnie nowym. NRD miało być państwem, które w żadnym stopniu nie jest kontynuatorem czy choćby spadkobiercą III Rzeszy. I w stosunku do tego specyficznego tworu państwowego, uznawanego przecież przez zdecydowaną większość krajów świata, Polska zrzekła się prawa do roszczeń. 

Nie mogła tego uczynić, choćby nawet chciała, wobec NRF, bo niemożliwe jest na gruncie logiki prawnej i dyplomatycznej zrzeczenie się roszczeń wobec państwa, którego się nie uznaje. Skoro nie uznajemy Państwa Islamskiego, to nie jest możliwe, żeby wypowiedzieć mu wojnę, czy podpisać jakiejkolwiek wiążące i sensowne porozumienie międzypaństwowe. Tak samo Polska Rzeczpospolita Ludowa, uznająca się za spadkobiercę II Rzeczpospolitej, traktowała Zachodnie Niemcy. 

Nie mogliśmy się więc zrzec żadnych roszczeń wobec Niemiec. Kropka. 

Ale nawet gdybyśmy mogli, gdyby mogło to zrobić komunistyczne państwo polskie, to przecież nie oznaczałoby wcale, że nie mogą ubiegać się o odszkodowania gminy, osoby prawne i osoby fizyczne! Masa majątku zagrabionego i zniszczonego wcale nie należała przecież do państwa, a właśnie do samorządów, firm i osób prywatnych. Wszystkie te podmioty wciąż mają prawo, twierdził tak świętej pamięci mecenas Hambura, do występowania przed sądami o odszkodowania. 

Niektórzy podnoszą temat etyki, w sensie takim, że przecież to nie wypada, bo Niemcy ponieśli również ogromne straty, mówi się o bezlitośnie zbombardowanych miastach, o spalonych wsiach, o rozkradzionych fabrykach. Znów aż się ciśnie na palce cytat z księdza Tischnera… 

Stawianie na jednej szali sprawców i ich ofiary jest jednym z najgorszych zabiegów retorycznych, jakie bywają używane w tej dyskusji. Nie wolno tak robić z kilku powodów, ale przede wszystkim dlatego, że jest to głupie. Niemcy bezdyskusyjnie byli sprawcami koszmaru II wojny światowej. Napadli na Polskę, wymordowali ogromną liczbę jej mieszkańców, a całą wartościową z ich punktu widzenia infrastrukturę gospodarczą po prostu ukradli. Zwyczajnie: przejęli własność, ukradli, wywieźli lub eksploatowali na miejscu. 

Nie jest przecież prawdą, że straty Polski i Polaków wynikały wyłącznie z działań wojennych. Z uwagi na to, że polska armia nie była w stanie nawiązać równorzędnej walki w 1939 roku, podobnie jak na przełomie 1944/45 roku umykająca ze wstydem armia hitlerowska, większość strat była spowodowana działaniami niemieszczącymi się w żadnych prawach wojennych. 

Zburzenie Warszawy, wymordowanie milionów Polaków w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady, wywiezienie ogromnej części infrastruktury gospodarczej i całej nowoczesnej – na ówczesne czasy – technologii to nie było coś, co można wytłumaczyć wojną. To był zwykły, bandycki rabunek i gwałt. 

A właściwie niezwykły, bo przecież ewidentnie wpisujący się w definicje czynów, które nie podlegają przedawnieniu. I krew Polaków, krew naszych przodków wciąż woła o sprawiedliwość patrząc na niemieckie koncerny, których dzisiejsza potęga tak często ma korzenie w Auschwitz.

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian16 Wikipedia