Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Jedyny taki czas – Felieton Pawła Skuteckiego

 

Infantylizacja prowadzi zwykle do okrucieństwa. Bywają sprawy, o których nie można mówić lekkim tonem, z których nie wolno żartować. Jeśli można drwić z honoru, śmierci, ojczyzny, wiary, to potem nie da się już poważnie rozmawiać o życiu. Przeżyć życie, jeśli to możliwe – jak najbardziej komfortowo. Oto recepta na szczęście oferowana przez dzisiejszy świat. Tymczasem każdy z nas któregoś dnia dotknie Absolutu i będzie musiał zrozumieć, że życie jest nie po to, żeby je przeżyć. Życie to dar i zobowiązanie, z którego będziemy musieli się wywiązać. 

Jeszcze mi zostało koło tysiąca dni do półwiecza, a już marudzę jak stary dziad, że kiedyś było inaczej, w domyśle: lepiej. Patrzę na świąteczne dekoracje w sklepach, na przystrojone uliczne latarnie i brakuje mi refleksji dotyczącej spraw ostatecznych. Zbawienia, potępienia, życia wiecznego lub nicości. Jestem dziwakiem, ale nie aż takim, żeby oczekiwać w hipermarketach czy na jarmarkach zaczepek intelektualnych lub duchowych orbitujących wokół świętości. Chciałbym mimo wszystko znaleźć w przestrzeni publicznej coś poważniejszego niż tylko małpowane z kultury zachodniej „ho, ho, ho”. 

Uczymy się żyć jak najłatwiej, bo taki jest dzisiejszy ideał życia. Nie uczymy się umierać, bo przecież śmierć jest tabu. O prawdziwej śmierci się już nie mówi. Pokazuje się ją w skrzywionym zwierciadle pełnym błyszczących koralików. Czym jest śmierć? Powodem do żartów, kłótni politycznych, promocji książek czy płyt. Powaga zeszła na plan dalszy, życie traktujemy z przymrużeniem oka, tak żeby można było bezboleśnie wycofać się ze wszystkiego, co stałoby się zbyt poważne. 

Święta są dla mnie takim czasem, kiedy najwyraźniej widać rozdźwięk, rozjazd między prawdziwym światem, a pustą znaczeniowo fasadą. Może to zabrzmi okrutnie, ale można odnieść wrażenie, że sensem świąt Bożego Narodzenia są prezenty, „Kevin sam w domu” i ciężarówka Coca-Coli. Potem już tylko spłacić chwilówkę zaciągniętą na świąteczne potrzeby i można się szykować na Wielkanoc. 

Los chciał, że byłem ostatnio na spotkaniu opłatkowym byłych więźniów niemieckiego obozu w Potulicach. Dwanaście osób, dwanaście opowieści tak potwornie prawdziwych, że kiedy zabrzmiały kolędy, łzy same cisnęły się do oczu. Pani Jadwiga była tak naprawdę jeszcze dzieckiem, kiedy trafiła z rodzicami i dziesięciorgiem rodzeństwa do obozu w Toruniu. Zostali uwięzieni tylko dlatego, że rodzice odmówili podpisania volkslisty. Pani Jadzia była także w obozie w Jabłonowie, gdzie trzymano dzieci „nadające się” na zniemczenie i przede wszystkim w Potulicach, gdzie była obiektem zbrodniczych doświadczeń pseudomedycznych. Podobnie pani Zofia, która jako ośmiolatka więziona w Potulicach doskonale pamięta ból wbijanej igły. Z oczu pani Czesławy wciąż lecą łzy, kiedy wspomina katowanego przez Niemców ojca i zastrzyki, które dostawała w obozie. 

Dzisiaj byli więźniowie obozów koncentracyjnych są już bardzo wiekowi, z miesiąca na miesiąc, z tygodnia na tydzień jest ich mniej. Imponują jednak dwoma cechami: doskonałą pamięcią i pogoda ducha. Jeśli ktoś przeżył piekło obozu, piekło praktycznie powszechnych za drutami doświadczeń pseudomedycznych, każdy dzień na wolności celebruje i docenia. Ktoś taki żyje pełnią życia, czerpie z każdej chwili więcej radości, niż wielu młodych ludzi zauważy w całym swoim życiu. 

Życie naprawdę, życie tu i teraz jest sztuką. Wielu z nas żyje przeszłością, rozpamiętuje urazy i w wyobraźni rozgrywa tysięczny raz te same partie szachów. Inni uciekają od historii jak od ognia i żyją marzeniami, karmią się wyłącznie przyszłością: jedni pełni lęku przed zbliżającymi się krzywdami i bólem, drudzy zachłyśnięci czekającymi za horyzontem bieżącej chwili sukcesami i chwałą. Niewielu potrafi żyć tu i teraz. 

Jeszcze zanim byli więźniowie podzielili się opłatkiem, któryś z panów zaintonował kolędę. Natychmiast kolejni podchwycili. Nie znałem słów wszystkich pieśni, które gromkim głosem śpiewali uczestnicy spotkania. Ich oczy płonęły radością, że można śpiewać, że wokół jest tylu przyjaciół, że można śpiewać po polsku, że jest ciepło, bezpiecznie, a na stołach są owoce i ciasto. 

Jeśli nam się czasem wydaje, że ten świat jest jedyny możliwy i wszystko jest dane raz na zawsze, to warto sobie uświadomić, jak te święta spędzą tysiące osób na Ukrainie i w wielu innych miejscach świata, gdzie trwa wojna. Cieszmy się z Bożych łask tu i teraz, doceńmy wszystkie dary, jakimi nas obsypuje dobry Bóg albo – wersja dla agnostyków – ślepy los. 

Życzę sobie i Państwu wszystkiego dobrego w Nowym Roku, skupienia na tu i teraz, zdrowia i umiejętności odróżnienia spraw naprawdę ważnych od nieistotnych błahostek.

Paweł Skutecki

Kategoria:
Skuter26 gradka pl