Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Głębokie korzenie sądowej dysfunkcji – Felieton Mariana Rajewskiego

Bywały czasy, kiedy Europa była brutalna, lekkomyślna albo owładnięta jakimś koszmarnym szałem robienia zła. Było jednak i tak, że Europa była mądra, pełna rozterek duchowych i intelektualnych. Od jakiegoś czasu nasz kontynent jest po prostu albo nijaki, albo zwyczajnie głupi. A my razem z nim. 

Polska jest w Europie od zawsze. Mało tego: Polska jest sercem i duszą Europy, w odróżnieniu od jej mózgu, który leży bardziej na zachód. Ramionami tego Frankensteina byłyby północne i południowe krańce, gdzie robota od wieków paliła się w rękach niewolników i jeńców wojennych, co zwykle na jedno wychodziło. Polska jest duszą kontynentu nie tylko dlatego, że stąd wyszli Mickiewicz, Chopin i Nietzsche, który choć słowa po polsku nie umiał, to do śmierci czuł się Polakiem pełną gębą i nienawidził Niemców, choć ci oczywiście w latach 30. ubiegłego wieku zrobili wiele, żeby go sobie przysposobić. 

Rozmawiałem ostatnio z bardzo mądrym mecenasem starej daty. Twierdzi on, że polski system wymiaru sprawiedliwości jest czymś, co nie ma prawa funkcjonować, bo nawet jego nazwa jest fikcją. Żaden to system, niczego nie wymierza w rozumieniu standardów prawa naszej cywilizacji i kieruje się wieloma różnymi motywacjami, wśród których trudno jest dopatrzeć się sprawiedliwości – twierdzi mecenas. 

I trudno mu odmówić racji. Zapytałem go, co by musiało się stać, żebyśmy mogli z szacunkiem myśleć o sądach i sędziach. Zadumał się na dłuższą chwilę. – Cofnąć się w czasie do 1968 roku i zatrzymać to europejskie szaleństwo, które każe nam trzymać stronę kata, a nie ofiary i tłumaczyć najgorsze zbrodnie trudnym dzieciństwem – powiedział cicho dodając parę epitetów na temat „zabójców Europy”, z Martinem Heideggerem na czele. 

Tak, tym samym, który dzisiaj jest noszony na sztandarach przez ideologów europejskiej lewicy, oczywiście nie wszystkich, tylko tych, którzy potrafią przeczytać ze zrozumieniem co nie jest wcale zbyt powszechne w kręgach zwolenników nie tylko tej opcji politycznej, a który był wielkim fanem Adolfa Hitlera i jego pomysłów na naprawę świata. 

W 1933 roku Heidegger pisał do swojego brata: „Widać z dnia na dzień, na jak wielkiego męża stanu wyrasta Hitler. Świat naszego narodu i Rzeszy podlega przemianom i każdego, kto ma oczy do patrzenia, uszy do słuchania i serce do działania porywa entuzjazm i ogarnia prawdziwe, głębokie podniecenie – znów mamy wokół siebie wielką rzeczywistość i zarazem wielką presję, aby tę rzeczywistość wbudować w duchowy świat Rzeszy i w tajemne powołanie niemieckiej istoty”.

Kiedy w hitlerowska bańka prysła, filozof przeżył głęboki kryzys fizyczny i psychiczny. Zwyczajnie był zdruzgotany. W ramach denazyfikacji dostał zakaz nauczania. 

Niedługo później okazało się, że cała Europa, a za nią spora część świata, skręciła ostro w lewo. Tak ostro, że na zakręcie powypadała ogromna część zasad, także tych czysto logicznych i formalnych. Europejskie salony uznały, że człowiek jest zbiorem cech biologicznych osnutych wokół ideologii fenomenologicznej i tak naprawdę żadne zasady, kręgosłupy moralne i inne tego rodzaju zaściankowe kajdany krępujące rozwój nie są do niczego potrzebne. Przyszedł 1968 rok i wszystko stanęło na głowie. 

Czemu mają służyć te rozważania dotyczące pokrytych grubą warstwą kurzu czasów dzieci-kwiatów? Ano mecenas twierdzi, że dzisiejsze problemy z sądami, i w ogóle z wymiarem sprawiedliwości, mają korzenie właśnie tam. W lewicowej rewolucji kulturalnej, która zmiotła stary świat. 

Coś w tym jest, bo kiedy patrzymy na dzisiejsze dyskusje o zaostrzaniu kar, o suwerenności państwa w konstruowaniu własnego systemu wymiaru sprawiedliwości, to widzimy wyraźnie, że istnieje skoordynowana akcja rozmiękczania i niszczenia tego fundamentu zdrowego państwa. Sądy są dzisiaj jakimś absolutnie skostniałym, archaicznym tworem, który istnieje chyba wyłącznie dlatego, że się do nich przyzwyczailiśmy. Jeśli wciąż proste sprawy rozwodowe lub gospodarcze potrafią trwać po siedem-osiem lat, to znaczy, że system jedynie udaje funkcjonalność.

Zastanawiam się głęboko, jakim cudem w Polsce nie rozwinął się żaden alternatywny system wymierzania sprawiedliwości oparty albo na samosądach, albo na jakiejś strukturze równoległej, funkcjonującej na granicy prawa, albo wręcz poza jego granicami? To naprawdę jest cud, bo Polacy słyną z wielu zacnych zalet, ale anielskiej cierpliwości wśród nich dotychczas nie było. 

Polska roku pańskiego 2022 jest krajem ludzi przerażonych wojną, inflacją, zarazą i beznadzieją, bo zewsząd słyszymy, że będzie tylko gorzej. Na tym tle sądy są ostoją stabilności: były, są i będą przez nas tak samo źle odbierane.

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian25 Wikipedia