Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Gdzie się podziali tamci mężowie? – Felieton Mariana Rajewskiego

Jak co roku w okolicach 11 listopada dopada mnie zaduma związana z polską niepodległością, ale i też smutna refleksja odnośnie elit naszego kraju. Co się stało, że jeszcze sto lat temu mieliśmy co najmniej kilku, jeśli nie kilkunastu, absolutnie do dzisiaj niekwestionowanych mężów stanu, a teraz trudno nam znaleźć choć namiastkę polityka z wizją, a przy tym nieskalanego najniższymi motywacjami działalności publicznej?
XIX wiek był dla Polski i Polaków czasem wyjątkowo ponurym i beznadziejnym. Kolejne zrywy niepodległościowe okupanci (nazywani zaborcami, co powoduje, że młodzi ludzie nie za bardzo rozumieją ich charakter) topili w krwi powstańców, a bezkresne połacie syberyjskiej czy kazachskiej przestrzeni zasiedlały kolejne transporty niepokornych marzycieli o wolnej, niepodległej Polsce. Trwało to latami, mijały pokolenia dojrzewające i umierające we własnym domu, a jednak w obcym państwie, a nadzieja wciąż żyła.
Kiedy niemieckie szaleństwo rozpaliło pół świata w 1914 roku, szansa na realizację polskich marzeń znów wróciła do poważnych rozmów o przyszłości. Najpierw jednak musieli stanąć naprzeciwko siebie bracia podzieleni granicami zaborów. Ginęli za cudzą chorągiew, za cudze interesy, ale ich krew finalnie sprawiła, że wreszcie Polska stała się kartą przetargową w rozmowach największych mocarstw.
Polska niepodległa, suwerenna, oddzielająca niemiecką Europę do rosyjskiej Azji. Mimo wszystko krew około pół miliona Polaków, którzy zginęli w mundurach wszystkich okupantów, by wówczas nie wystarczyła, gdyby nie to, że była cała masa polityków widzących przyszłą Polskę w bardzo różnych barwach, ale umiejących się zjednoczyć we wspólnym celu: wywalczeniu przy stole negocjacyjnym niepodległą Ojczyznę.
Mieliśmy oczywiście dużo szczęścia, że Wielka Wojna, nazwana później I wojną światową, była tak okrutna, tak wyniszczająca i tak bardzo zmieniła ówczesną geopolitykę. Ale nie wszyscy potrafili wykorzystać nadarzającą się okazję tak dobrze, jak Polacy. Mieliśmy jednak, o czym zapominamy z ogromną łatwością, całą plejadę wybitnych mężów stanu, którzy przyczynili się do sukcesu, poczynając od pianisty i kompozytora, który przekonał prezydenta Stanów Zjednoczonych do polskich racji.
To przecież Ignacy Jan Paderewski sprawił, że Woodrow Wilson umieścił w ultimatum uzależniającym podpisanie przez USA traktatu wersalskiego punkt domagający się zgody stron traktatu na powrót niepodległej Polski na mapy świata. Później wirtuoz fortepianu i skutecznej dyplomacji stanął na czele polskiego rządu i kierował ministerstwem spraw zagranicznych.
Na polskiej scenie politycznej u zarania odrodzonej Rzeczpospolitej roiło się od wybitnych postaci, z różnych opcji politycznych, wyznających bardzo różne wizje wolnej Polski. Z lewej strony był to choćby Ignacy Daszyński, który na początku listopada 1918 roku stanął na czele rządu powołanego w Lublinie przez działaczy niepodległościowej lewicy. Ponad tydzień wcześniej głos polskiej wsi, prawdziwy chłop o biało-czerwonym sercu Wincenty Witos, polski poseł do parlamentu austriackiego, został przewodniczącym powołanej w Krakowie Polskiej Komisji Likwidacyjnej dla Galicji i Śląska Cieszyńskiego. 10 listopada na dworzec główny w Warszawie specjalnym pociągiem wjechał zwolniony z magdeburskiego więzienia Józef Piłsudski, którego przywitał regent, książę Zdzisław Lubomirski.
Efektem urodzaju polityków wybitnych i po prostu uczciwych było to, że raptem dwa lata po odzyskaniu niepodległości, dwa lata po rozpoczęciu odtwarzania jednolitej administracji państwowej i własnej armii, potrafiliśmy zatrzymać sowiecką nawałnicę, która szła rozpalić całą Europę. Zrobiliśmy coś, co wydawało się absolutnie niemożliwe. Hart ducha, odwaga, determinacja i przede wszystkim wiara w to, że wolna Ojczyzna jest dobrem, za które warto oddać życie sprawiły, że czerwona zaraza musiała z podkulonym ogonem wrócić na wschód. Kiedy teraz, w okolicy rocznicy odzyskania niepodległości patrzę na polską scenę polityczną, nie mówię oczywiście o żadnej konkretnej formacji tylko o całości, en bloc, trudno uwierzyć w to, co się widzi. Można oczywiście mówić, że polityka skarłowaciała na całym świecie. Byłaby to prawda, ale jednak nie cała.
Może to kwestia Katynia, Powstania Warszawskiego, kilkudziesięciu lat komuny i ogromnej emigracji niepokornych Polaków, ale dzisiaj już nas nie dziwi polski polityk, który jawnie wyraża radość z tego, że jego Ojczyzna znajduje się w opałach. Bo im gorzej, tym lepiej, tym łatwiej będzie przejąć władzę. Nie dziwią nas politycy bez skrupułów podważający sens ekonomicznej i energetycznej suwerenności. Nie dziwią wreszcie ci, którzy idą do polityki wyłącznie po to, żeby dobrze żyć na koszt podatników.
Potężny żal chwyta za serce, kiedy człowiek sobie wyobrazi, jak mogłaby wyglądać Polska, gdyby dzisiaj spierali się o jej kształt Daszyński z Dmowskim, czy Piłsudski z Witosem.
Marian Rajewski

Kategoria:
MArian23 bn org pl