Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Czas prawdziwych mężczyzn – Felieton Pawła Skuteckiego

Co by nie mówić, ogólne zniewieścienie Europy i tak zwanego cywilizowanego świata powoduje, że nieliczni faceci, którzy pozostali gdzieś na rubieżach cywilizacji mogą robić co chcą. Przynajmniej tak długo, aż trafią na równie zacofanych, staroświeckich mężczyzn, którzy ich stanowczo zatrzymają i pokażą, że istnieją jeszcze zasady. 

Przez lata prezydent Rosji był przedstawiany jako jeden z ostatnich prawdziwych facetów stojących na czele własnego narodu i państwa. Putin bez koszulki, walczący na macie, pozujący z karabinem, śmiało patrzący w przyszłość i oczy rozmówców – twardziel dający swoim wyborcom poczucie bezpieczeństwa. 

Na drugim biegunie były postaci miałkie, albo wręcz wyjęte z jakiejś satyry politycznej. Prezydenci i premierzy, którzy mają problemy z własną tożsamością, nie potrafią utrzymać w ryzach ani kieszeni, ani rozporków. Otoczeni zwykle chmarą jeszcze zabawniejszych postaci, z ministrami od wojska, którzy głównie zajmowali się komfortem nieheteronormatywnych żołnierek i żołnierzy. 

Na tle tej całej menażerii Władymir Putin to był konkretny facet, przywódca z krwi i kości. Tyle że ewidentnie mający jakieś problemy, które koniecznie potrzebował leczyć strachem innych narodów, a to Gruzinów, a to Ukraińców. 

Wojna na Ukrainie jest jednak wydarzeniem zupełnie innej kategorii niż konflikty na Kaukazie, czy gdziekolwiek indziej. Ukraina jest w Europie, bomby spadające na Kijów pokazują nam dobitnie, że wciąż jest możliwe piekło. Nie gdzieś na końcu świata, ale tu i teraz. Że te same bomby mogą spaść na Warszawę, Wrocław czy Gdańsk. Miliony kobiet z dziećmi, które znalazły bezpieczne schronienie u polskich rodzin opowiadają historie, od których włos jeży się na głowie. Tego typu opowieści znamy z przekazów naszych dziadków i pradziadków, tępi sowieccy żołdacy strzelający ze strachu do wszystkiego co się rusza to miała być mrożąca krew w żyłach opowieść sprzed blisko stu lat, a nie historia dziejącą się tu i teraz, tuż za naszą granicą. 

Świat się w ostatnich tygodniach bardzo zmienił. Trudne czasy rodzą bohaterów. Kiedy w 2008 roku prezydent Lech Kaczyński poleciał do stolicy Gruzji, wielu pukało się w głowę. Mówiono, że Polska nie ma żadnego interesu w tym, żeby tak daleko od naszych granic bronić kraju, z którym tak niewiele nas łączy. 

Dzisiaj już wiemy, że świętej pamięci Lech Kaczyński zatrzymał rosyjską armię. Przemówienie z Tbilisi powinno być obowiązkową lekturą wszystkich europejskich polityków, bo ostatni czas pokazał, że prezydent Kaczyński miał rację. „Byliśmy głęboko przekonani, że przynależność do NATO i Unii zakończy okres rosyjskich apetytów. Okazało się, że nie, że to błąd” – mówił.

„Wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!” – te prorocze słowa wówczas wzbudziły w Polsce drwiące komentarze dokładnie tych samych osób i środowisk, które później drwiły z wojsk obrony terytorialnej, z inwestycji w polską armię, z tworzenia oddziałów wyspecjalizowanych w cyberwojnie, z twardego domagania się rezygnacji z Nord Stream 2 i uzależnienia całej Europy do rosyjskiego gazu. 

To dokładnie te same środowiska, które nawet dzisiaj, kiedy Polacy zdobyli się na niewyobrażalny wysiłek przyjęcia do swoich domów już dwóch milionów uchodźców, domagają się od Unii Europejskiej nakładania na Polskę kolejnych sankcji za determinację do reformowania patologicznego systemu wymiaru sprawiedliwości. 

I w tej atmosferze naprawdę krwawej wojny toczącej się u polskich granic, ogromnego nacisku wewnętrznych przeciwników politycznych, którzy na złość mamie odmrażają sobie uszy, a na złość rządowi chcą ukarać finansowo Polaków okazuje się, że u steru mamy prawdziwych facetów. Gości, którzy zamiast malować kredą na chodnikach łzawe hasła i wygłaszać wzruszające apele po prostu jadą do oblężonego i atakowanego rakietami Kijowa, żeby podać rękę prezydentowi bohatersko walczącej Ukrainy i powiedzieć głośno, że nie ma zgody na międzynarodowy bandytyzm. 

Czy dzisiaj Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński, jak prezydent Lech Kaczyński w Gruzji, mogą zatrzymać rosyjską inwazję? Tego nie wie nikt, ale cieszy sam fakt, że na tle mdłych, chwiejnych, miałkich głów państw europejskich mamy szczęście być reprezentowani przez polityków wyrazistych i po prostu odważnych. Bo trzeba mieć to, co mężczyźni mieć powinni, żeby nie chowając się za kamerami pojechać do stolicy atakowanego państwa i na miejscu powiedzieć rosyjskiej potędze, że Polska mówi „basta!”

Paweł Skutecki

Kategoria:
SKuter07 Facebook Mateusz Morawiecki