Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Wywiady

Zawsze marzyłem, by stworzyć coś dla harcerstwa – rozmowa z Henrykiem Konarskim

Prezentujemy obszerne fragmenty rozmowy, jaką red. Krzysztof Wieczorek przeprowadził z p. Henrykiem Konarskim. Całość w formie filmowej dostępna jest na naszej stronie w portalu YouTube.

„Wolna Droga”: Pan Henryk Konarski, 92-letni zasłużony mieszkaniec Bydgoszczy. W momencie wybuchu wojny miał Pan dziewięć lat. Pański przyjaciel Józef Broda opowiadał, że we wrześniu 1939 przeżył Pan swoje rozstrzelanie.

Henryk Konarski: Przed wojną w Bydgoszczy zawiązała się 16. Żeglarska Drużyna Harcerska. Mnie zawsze podobał się mundur marynarski. Mój ojciec zaprowadził mnie na ich zbiórkę. W powietrzu już wisiała wojna, więc mieliśmy tam zajęcia z udzielania pierwszej pomocy, z ochrony przed nalotami, co później niewątpliwie się przydało. Po wybuchu wojny wszyscy wyszli na ulicę i obserwowali lecące samoloty. Mieszkaliśmy wówczas na Konopnej. Z okolicznych mieszkańców jedynie mój ojciec miał radio. Wieczorami wystawiał je w oknie, a gromadzący się ludzie słuchali wiadomości.

W Bydgoszczy w tym czasie prócz Polaków mieszkało ponad dwadzieścia tysięcy Niemców, którzy zostali tu po 1920 roku. Rodowici bydgoszczanie ich znali. Nastawienie tych Niemców było różne – niektórzy byli przychylni, niektórzy wstrętni… Nadjechał na rowerze policjant niemiecki, krzycząc – Wszyscy do lasu. Kiedy wróciliśmy z ojcem (matka została pilnować mieszkania) w mieście byli już Niemcy. Od 19.00 wprowadzono godzinę policyjną, wówczas Polakom nie było wolno wychodzić z domu. Bywało, że nagle zamknęli ulicę i Alles Raus! – wszystkim kazali wyjść z domów. Potem spośród tłumu wybierali. Któregoś dnia przyjechał Willy Stenzel. Moja matka i dziadkowie dobrze znali tę rodzinę, w mieście mieli oni kilka sklepów cukierniczych, m.in. przy Długiej. I ten Willy Stenzel wskazał na mnie i wyciągnął z szeregu. Po chwili podjechał samochód ciężarowy i tych wszystkich wybranych wrzucono na skrzynię niczym worki i zawieziono na obecny stadion Polonii.

Ustawiono nas na boisku i staliśmy ponad dwie godziny. Takich jak ja, dziewięciolatków było kilkunastu, byli też starsi, w sumie koło dwustu osób. Znowu przyjechał ów Willy Stenzel w mundurze SS, rozstawiono karabin maszynowy i wiadomo… Dostałem postrzał w nogi, mam ślady do dziś. Na stadionie mieszkał z żoną bramkarz z Polonii, pan Sobierajski. On pod osłoną nocy zabrał na taczkę tych, którzy jakimś cudem przeżyli i zawiózł do stojącego niedaleko nowego szpitala. W piwnicy zaopiekowały się nami siostry zakonne. Po jakimś czasie jedna z sióstr zapytała mnie jak się nazywam i gdzie mieszkam. Sprawdziła i powiedziała, że tam już nikt nie mieszka, tam są Niemcy. Ja na to, że babcia i dziadek mieszkają na Jagiellońskiej. Odszukała ich i na drugi dzień dziadkowie mnie zabrali. Bardzo się ucieszyli, bo wszyscy myśleli, że już nie żyję. Niemcy mieli doskonałe rozeznanie, w tym czasie sporo harcerzy zginęło w Bydgoszczy.

Wróćmy na moment do tej przedwojennej 16. Żeglarskiej Drużyny Harcerskiej. Jej sztandar wręczył wam osobiście gen Mariusz Zaruski.

Tak, ja mam ten sztandar do dziś. Przechowuję go na stadionie Gwiazdy. Tam pobudowałem stanicę żeglarską. Była to własność drużyny. Jakie będą jej dalsze losy nie wiem, czekam na rozmowę z prezydentem miasta.

Skąd w mieście zainteresowanie żeglarstwem?

Bydgoszcz leży nad Brdą. Popularne miejsca spacerowe były właśnie tam. Pokochałem wodę i to zostało mi do dziś. W Brdyujściu istniało prawdziwe centrum sportów wodnych, gdzie organizowano zawody żeglarskie, kajakarskie. Jako dzieciaki nie byliśmy tam dopuszczani, ale atrakcją było dla nas nawet szlifowanie łódek papierem ściernym.

Udało się panu przeżyć własną śmierć. Czy brał pan udział w ruchu oporu?

Do 1943 roku nie. Później miałem kontakt z panem Piotrem Piastowskim, który był tzw. tabelowym w obozie jenieckim, gdzie Niemcy wykorzystywali jeńców różnych narodowości do budowy betonowej drogi prowadzącej do zakładów chemicznych. Ja zawoziłem tam chleb przygotowany przez babcię, on przekazywał to dalej. U niego pracował jeden z jeńców, Rosjanin, oficer, który nie przyznał się do swego stopnia. On kiedyś poprosił, czy mógłbym przywieźć mu farbki, pędzel oraz jakąś pocztówkę z miasta. Do dziś mam po nim pamiątkę, obraz przedstawiający bydgoską farę.

Mój ojciec przez całą okupację miał radio. Nazywało się Kosmos. Zrobił dla niego specjalny schowek w murze pod drewnianym parapetem przy oknie w kuchni i ukrył je tam bez obudowy, żeby było mniejsze. Wieczorami i w nocy po cichu słuchał. Czasami dawał mi karteczki i kazał dostarczyć różnym swoim znajomym. Ja na rowerze je rozwoziłem, nie zdając sobie nawet sprawy, jakie ma to znaczenie. W 1943 roku jak ruszył front tych wiadomości było więcej. Wieczorem ojciec wychodził z domu na papierosa. Palił często wspólnie z sąsiadem. W rozmowie wspomniał o froncie i walkach w Warszawie. Drugiego dnia do pracy przyszło gestapo i zamknęli ich obu. Za ojcem wstawił się szef firmy, w której ojciec pracował i o dziwo później go zwolniono. Jednak gdy wracałem ze szkoły matka mnie ostrzegła, bym nie wracał do domu, bo często po aresztowaniach dorosłych zamykano też dzieci. Już wcześniej umawialiśmy się, by w razie niebezpieczeństwa dotrzeć do wujka, który przed wojną był leśniczym w Konarzynach, niedaleko Chojnic. I tak wędrowałem pieszo, najczęściej nocą, bądź w dzień, gdy w okolicy nikogo nie było widać. Dotarłem do celu trzeciego dnia. Ciotka, gdy mnie zobaczyła, nie mogła uwierzyć. Powiedziałem jej, że ojca aresztowało gestapo.

Wujek zaprowadził mnie do szopy, otworzył skrytkę w podłodze i tam się ukrywałem. Było tam już dwóch chłopców, nieco starszych. Potem przyniósł nam jedzenie. Ojciec kilka dni później, po zwolnieniu również znalazł się u wujka, ale dojechał tam koleją. Z tej piwniczki codziennie ktoś ubywał. Któregoś dnia u wujka pokazał się pewien pan, który powiedział – synu musisz iść ze mną, musisz być mężny i pokazać co potrafisz. Wiedział, że byłem w harcerstwie. Ja wówczas skończyłem już dziesięć lat, szło mi na jedenasty.

I tak trafiłem do lasu. A tym panem był ksiądz Józef Wrycza, twórca Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski”. Przydało się to, czego uczyłem się w harcerstwie w 1939 roku. Dawał nam chłopcom zadania, np. staliśmy niedaleko drogi i specjalnymi znakami na karteczkach zaznaczaliśmy przejazdy samochodów, czołgów, dział itp. W nocy, w określonym miejscu przekazywaliśmy te kartki dalej. Ja z tej grupy najlepiej znałem niemiecki, dlatego też po jakimś czasie wysłał nas z dokumentami w podróż. Pojechaliśmy we dwóch furmanką do Chojnic, potem od jakiegoś pana dostaliśmy bilety i dojechaliśmy do Piły. W czasie okupacji bilety sprzedawano tylko do 100 km.

W Pile inny człowiek dał nam kolejne, do Berlina. Do dziś pamiętam adres: Alt-Moabit Birkenstrasse 17, drugie piętro. Trzy razy zapukałem i przeżyłem szok. Drzwi otworzył oficer w mundurze SS. Nikt mnie nie uprzedził, był to dla mnie wstrząs. Kazał mi wejść. Po kilku dniach mogłem się wreszcie wykąpać. Przekazałem mu przesyłkę, kopertę, którą trzymałem pod odzieżą. Następnego dnia dał mi bilet, tramwajem pojechałem na dworzec i wróciłem. Tę trasę pokonywaliśmy trzy razy. Najbezpieczniej było wejść do wagonów, w których jechali żołnierze na urlop, bądź wracali na front. Te wagony nie były kontrolowane. Za trzecim razem, chcieliśmy wysiąść w Nakle, ale zorientowaliśmy się, że przedziały pasażerskie są kontrolowane. Pewien rudy szpicel rozmawiał z gestapo. Nie wysiedliśmy. Pociąg zwalniał w okolicach Ślesina i tam wyskoczyliśmy w biegu. Nie zauważył nas ani gestapowiec, ani ten rudy. Ksiądz dowiedział się o tym, musiał tego rudego znać wcześniej, Kaszubi byli różni. Rudy pojawił się po pięciu dniach, przyjechał z dwoma panami. Wyszli w trójkę, a po chwili usłyszeliśmy dwa strzały.

Do Bydgoszczy wróciłem w styczniu 1945. Po drodze spotykałem wojska niemieckie i rosyjskie. W mieście byli już Rosjanie, ale jeszcze nie wszędzie. Most Bernardyński jeszcze stał, nie był wysadzony. Po przesłuchaniu nakarmili nas, a potem pojawił się polski oficer i powiedział – dzieciaki, uciekajcie do domów i brać się za naukę, bo będziecie potrzebni. (…)

Po wojnie wrócił Pan do harcerstwa, a potem związał się Pan z wojskiem. Był Pan obecny na zjeździe ZHP jako przedstawiciel wojskowych kręgów instruktorskich ZHP .

Tak, pamiętam tam wystąpienie Józefa Brody z Istebnej. Wielokrotnie podnosił rękę prosząc o głos. Prowadzący obrady nie dopuszczał go do głosu, być może był tak ustawiony. Po krótkiej przerwie zmienił się przewodniczący obrad i Józek ponownie podniósł rękę, prosząc o udzielenie głosu. Poproszono go i wszedł na trybunę. Rozpoczął od słów: W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego… A w tym czasie sprawy kościoła były tematem tabu. W swym wystąpieniu skrytykował wprowadzane metody wychowawcze, podważanie wpływu rodziny, matki, ojca. Mówił prawdę, jednak nikt nie klaskał. Prezydium na trybunie zaczęło szeptać, po czym dwóch z nich wstało i wyszło. Obok mnie siedział taki Staszek z Marynarki Wojennej. Mówię mu, podaj dalej, jak coś będzie z Józkiem nie tak, to ruszamy. Gdy Józek kończył swe wystąpienie z boku na salę weszło czterech drabów. My na to – a panowie w jakiej sprawie, jesteście harcerzami? I odizolowaliśmy ich od Józka. Jednocześnie poprosiłem takich trzech chłopaków z 6. Dywizji Pancernej, żeby bezpiecznie odtransportowali Józka do Krakowa i do Istebnej. Wcześniej znałem go jedynie z harcerskich zlotów, zawsze był indywidualistą. Dziś mamy częsty kontakt ze sobą.

Czy czuje się pan człowiekiem spełnionym?

Niezupełnie. Zawsze marzyłem, by stworzyć coś dla harcerstwa, dla młodzieży. W ostatnim czasie, może z uwagi na pandemię, widzę, że to już nie jest ta młodzież. Interesują ich jedynie komórki i Internet. A przecież żyjemy tu, w Polsce, to jest nasza ojczyzna. Nie ma współcześnie patriotyzmu, serca dla Ojczyzny.

Czy można te ideały przekazać młodym ludziom?

Ja robię wszystko. Ale są też rodzice, wychowawcy. Młodzież patrzy materialnie, liczą się pieniądze i osobiste korzyści. Ja grosza harcerskiego do kieszeni nie włożyłem.

A z własnych środków wybudował Pan stanicę żeglarską.

Tak, niejedną.

Dziękuję Panu serdecznie za rozmowę.

Kategoria:
zawsze20