Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

„Weltschmerz” – Fish (2020)

 

Fish,to Derek William Dick, niegdyś wokalista grupy Marillon, który w 1988 roku opuścił macierzystą grupę, by dwa lata później zadebiutować na rynku solowym albumem „Vigil in a Wilderness of Mirrors”, notabene jednym z najlepszych w swej ponad trzydziestoletniej karierze.

Jest autorem jedenastu albumów studyjnych i dwunastu koncertowych. Jego wcześniejszy równie udany studyjny „A Feast of Consequences” (2013) miałem przyjemność recenzować dla Państwa w tej rubryce cztery lata temu. Już wówczas pisałem, że nigdy nie pozował na gwiazdę rocka, a w ostatnim czasie chętniej występował w małych klubach, ceniąc sobie bliskość fanów i kontakt z publicznością. Nie gonił za modą, nie nagrywał radiowych hitów, nie był też wybitnym wokalistą. Zawsze bardziej zwracał uwagę na warstwę liryczną niż samą muzykę.

Ów sympatyczny i lubiany w Polsce Szkot już kilka lat wcześniej zapowiadał zakończenie swej kariery muzycznej. Niewykluczone, że wpływ na to miały także problemy z głosem i przebyta operacja gardła. Warto podkreślić, że nie chce odcinać kuponów od zasłużonej sławy i pragnie odejść na własnych warunkach, zaś siedmioletnia przerwa od wydania poprzedniego albumu dowodzi, że Fish wchodzi do studia jedynie wtedy, gdy ma do przekazania coś naprawdę ważnego.

Wydany w ubiegłym roku album „Weltschmerz”, to płyta, nad którą z przerwami pracował od kilku lat. Jej wydanie było planowane na 2016 rok i już wówczas anonsowano je jako album pożegnalny. Nagrania jednak przeciągnęły się, a płyta urosła do wymiarów dwupłytowego albumu.

Nie bez powodu. Fish zawsze przywiązywał dużą wagę do słów, zawsze też samodzielnie pisał teksty, w których zwykle opowiadał o sprawach naprawdę ważnych. Tak stało się i tym razem. Tytułowy „Weltschmerz”, to pojęcie zaczerpnięte z niemieckiej literatury romantycznej, oznaczające ból istnienia wynikający z niemożności pogodzenia się z niesprawiedliwością świata oraz pogłębiającą się z tego powodu depresją i apatią, lub prościej –wręcz beznadzieja dezorientacja jednostki próbującej zrozumieć otaczający ją świat.

Fish wielokrotnie mówił o swoich inspiracjach. Nie była nią polityka, a raczej historie prawdziwych, zwykłych ludzi i paradoksy współczesnego świata. Wspominał organizacje zbierające na pomoc dla Jemenu, gdy tymczasem inne firmy zarabiają potężne pieniądze produkując broń służącą do bombardowania tych samych ludzi.

Kompozycja otwierająca płytę,to ośmiominutowy „The Grace Of God”. To bardzo realistyczny obraz człowieka w szpitalnym łóżku, którego życie zależy od pracującej wokół niego aparatury. Słyszymy dźwięki szpitalnej aparatury i słowa wypowiadane przez lekarza do pacjenta po reanimacji. To jedynie wstęp, dalej pojawiają się inne tematy. Fish śpiewa o depresji, demencji i alkoholizmie, o problemach ze zdrowiem i trudnych relacjach międzyludzkich.

Nie ukrywa, że teksty mają wątki autobiograficzne. W „Garden of Remembrance” opowiada o bólu, kiedy bezradnie patrzy, gdy ukochana matka traci pamięć.„Little Man WhatNow”, to wspomnienie ojca, którego śmierć przeżył bardzo boleśnie. Tytułowe pytanie jest wyrazem zagubienia, które odczuwał jak każdy wrażliwy człowiek. To jeden z najbardziej poruszających momentów albumu.

W nagraniu „Man With A Stick” opisuje rolę, jaką w życiu człowieka może odegrać zwykły kij. Przedstawił go jako nieodłączny atrybut człowieka – początkowo jako zabawkę, później broń i symbol władzy lub przemocy, a w końcu jako nieodłączną podporę służącą zniedołężniałemu człowiekowi.Na płytę trafił także szesnastominutowy utwór „Rose Of Damascus” poświęcony emigrantom z Syrii, zmuszonym do opuszczenia własnego kraju.

Album, jak zwykle u Fisha, pełen jest wspaniałych poruszających tekstów. Autor uwielbia bawić się słowami, łączyć je ze sobą i nadawać nowe znaczenia, zaś gotowe teksty często przypominają scenariusze filmowe. Odnaleźć w nich można komentarze społeczne i polityczne, stanowiące refleksję nad rzeczywistością.Warstwie literackiej towarzyszy muzyka typowa dla jego twórczości, przesycona charakterystycznymi wpływami i inspiracjami. Mamy tu folkowo brzmiące flety, akordeon, saksofon i gitarę.

Muzyka jest bogata aranżacyjnie, ekspresyjna, a jednocześnie bardzo osobista. Album trwa blisko dziewięćdziesiąt minut, na które złożyło się dziesięć utworów ulokowanych na dwóch krążkach. Wszystko zostało przemyślane i dopracowane do perfekcji.

To najbardziej zróżnicowany i dojrzały album Fisha. Artysta świadom, że jest to jego ostatnia płyta pragnął podzielić się tym, co według niego ponadczasowe i najważniejsze.

Na koniec warto zwrócić uwagę na utwór „The Party’sOver”, lżejszy, z satyrycznym tekstem, pełnym dystansu do siebie, a jednocześnie nasycony typowo szkockim klimatem.Jeśli to w istocie pożegnanie, to jest ono w naprawdę wielkim stylu.

Krzysztof Wieczorek

muza05