Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Przyganiał kocioł garnkowi

 

Unia Europejska nie ustaje w piętnowaniu Polski za wszystkie możliwe i niemożliwe, realne i wymyślone, prawdziwe i wyssane z gwieździstego palucha przewiny. Jest jak ta rozkapryszona i zmanierowana wychowawczyni, która nie radzi sobie ze żwawym uczniakiem. Zamiast podnieść tyłek i z nim porozmawiać, woli ciskać gromy ex cathedra.

Byłoby to nawet na swój sposób urocze, gdyby nie to, że w roli tej stetryczałej i pozującej na cnotliwą dewotkę panny guwernantki występują… Niemcy. Te same, które dzisiaj są w światowej czołówce wszystkiego co naprawdę złe.

Ostatnio Parlament Europejski przyjął rezolucję uderzającą w Polskę. Chodziło oczywiście o „stan praworządności”. Rezolucja nie ma najmniejszego znaczenia praktycznego, to jedynie wyraz pewnego stanu umysłu „ojroparlamentarzystów”.

Nie jest tajemnicą, że za jej forsowaniem stały Niemcy, którym usłużnie pomogli polskojęzyczni posłowie wywodzący się z Lewicy i Platformy Obywatelskiej. Na temat tych ostatnich szkoda strzępić języka, już w szkole powszechnie wiadomo, co należy sądzić o tych, którzy we własne gniazdo rurę od Czajki wtykają.

Choć nawiasem mówiąc jest w tym dość zabawne, że przeciwko łamaniu praworządności opowiadają się posłowie wywodzący się czasem wprost z komunistycznego reżimu.

Tak czy inaczej, za tym szaleństwem stoją Niemcy i ich konkretne interesy. Parlament Europejski – w odróżnieniu, przynajmniej w teorii, od polskiego – nie ma żadnych sensownych, praktycznych kompetencji. Może sobie pogadać. Konkretniejszą władzę ma Komisja Europejska, a ta dla odmiany… kończy pozew przeciwko Polsce do Trybunału Sprawiedliwości. Nie podoba się jej aż osiem polskich ustaw – od specustawy drogowej, przez lotniskową, kolejową, morską, atomową do ustawy pozwalającej na przekop Mierzei Wiślanej. Zdaniem Komisji – czyli Niemców – specustawy naruszają europejską dyrektywę środowiskową przez to, że nie zapewniają dostępu do sądów. Serio? Naprawdę dla Niemców jest to tak ważne?

Naprawdę. Niemcy robią wszystko, żeby odwrócić uwagę świata i Europy od prawdziwych problemów. Koronawirus spadł im z nieba, bo od marca nie ma w debacie publicznej tematu fiskalnego szaleństwa w całej Europie, uchodźców islamizujących duże połacie krajów unijnych, skolonializowanego przez Chińczyków sektora farmaceutycznego i wielu innych prawdziwych problemów. Zostały dwie bolączki: koronawirus i stan praworządności w Polsce. Obie tak samo poważne.

I nie przebiją się do mediów informacje o tym, jak wygląda – mimo obostrzeń przeciwepidemicznych – demokracja, tolerancja i poszanowanie praworządności na przykład w Niemczech. A tam w pierwszym półroczu bieżącego roku zanotowano ponad czterysta incydentów antysemickich. Departament Badań i Informacji o Antysemityzmie (RIAS) opublikował raport, z którego wynika, że wśród tych „incydentów” obok obraźliwych zachowań, były także ataki fizyczne, uszkodzenia mienia, groźby.

Poważna sprawa, zwłaszcza w Niemczech, gdzie pod koniec ubiegłego roku uzbrojony mężczyzna próbował wedrzeć się do synagogi w święto JomKippur. Oddał strzały, zabił dwie osoby. Wcześniej w Internecie zamieścił antysemicki wpis.

No to, jak to jest z tą praworządnością? „Der Spiegel” zamówił sondaż, żeby zbadać, co Niemcy sądzą na temat współpracy policji z ugrupowaniami neonazistowskimi po tym, jak w Nadrenii Północnej-Westfalii ujawniono działalność pięciu tego typu grup dyskusyjnych. Świrów w każdym kraju można znaleźć, ale tu w sprawę zamieszanych jest blisko 30 policjantów. We wspomnianym sondażu większość respondentów chce śledztwa dotyczącego rasizmu w niemieckiej policji.

Historia pokazała, że tolerowanie u Niemców zachowań i ideologii prowadzących do zbrodni, otwiera drzwi piekła. Nie sądzę, żeby rację miał Winston Churchil, który powiedział, że „Niemcy powinno się bombardować co 50 lat, profilaktycznie, bez podania przyczyny”, ale może nie był to aż tak głupi pomysł?

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian20 vatican news