Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Amerykańska demokracja – czy to mit?

 

Demokracja – za Wikipedią: gr. demos „lud”, kratos „władza” – dosłownie „rządy ludu, ludowładztwo” – jeden z typów ustroju państwa, zakładający udział obywateli w sprawowaniu władzy. Obecnie powszechną formą ustroju demokratycznego jest demokracja parlamentarna. Gwarancją istnienia demokracji parlamentarnej jest konstytucja, najczęściej w formie pisanej.

W 2006 r. został opracowany przez instytut badawczy związany z tygodnikiem The Economisttzw. „wskaźnik demokracji”. Przedstawia on stan demokracji w 167 państwach. Według tego wskaźnika Stany Zjednoczone zostały sklasyfikowane jako demokracja pełna, a Polska jako demokracja wadliwa (bardzo dziwne?!).

W czasach komunistycznej dyktatury w Polsce, amerykańska demokracja była dla mnie tą wzorcową. Wolność wyznania i słowa, prasy, zgromadzeń, brak cenzury, państwo prawa i szerokich swobód obywatelskich – były wtedy dla mnie i bardzo wielu Polaków nieosiągalne.

Marzyliśmy o takiej demokracji. W tamtych czasach różne amerykańskie kierunki muzyczne, malarskie i teatralnebyły dla mnie mało znane. Blokowała to „żelazna kurtyna”. Trochę można było dowiedzieć się o amerykańskiej kulturze, a szczególnie o interesującej mnie muzyce, z „Głosu Ameryki”, czy np. audycji Romana Waschko i Jana „Ptaszyna” Wróblewskiego w Radiu „Trójka”.

Sprowadzane za duże pieniądze płyty winylowe dawały mi wtedy poczucie obcowania z wysoką kulturą. Dopiero po demokratycznych zmianach w Polsce mogłem pełnymi garściami czerpać z amerykańskiej sztuki.

Oczywiście nie wszystko podobało mi się wtedy w amerykańskiej demokracji. Rasizm wobec ludzi o innym kolorze skóry, wojna w Wietnamie, zamachy na prezydentów, pełny dostęp do palnej broni, niszczenie rdzennych mieszkańców Ameryki, oraz wiele innych wypaczeń demokracji, nie przynosiły chwały temu ustrojowi.

Jednym z filarów demokracji, a w szczególności tej amerykańskiej są wybory głowy państwa. Według mnie wybory amerykańskiego prezydenta nie są wzorcowe, bo są pośrednie i dość zawiłe. Między innymi należy się zarejestrować, aby głosować. Warto poznać ich zasady, dla zrozumienia tego co dzieje się w dzisiejszych Stanach Zjednoczonych.

W Internecie na stronie „Drugiego Obiegu” znalazłem artykuł Dominiki Tabis, z którego warto zacytować fragmenty, aby choć trochę zrozumieć w czym jest rzecz: Wybory prezydenta mają charakter pośredni. Obywatele oddając swój głos, nie zobaczą na karcie nazwisk kandydatów na głowę państwa, lecz elektorów (od autora:wyborcy głosują na elektorów, którzy bezpośrednio głosują na kandydatów na prezydenta; każdy kandydat ma w każdym stanie swoją własną listę elektorów). Obszar kraju podzielony jest na okręgi, do których przypisana jest określona liczba elektorów. Wyliczana jest ona poprzez zsumowanie liczby przedstawicieli w Izbie Reprezentantów oraz Senacie. …Dany elektor (od autora: danego kandydata na prezydenta) zdobywając przewagę zyskuje także wszystkie głosy(od autora: elektorskie) przypadające na dany stan. Obwody są zróżnicowane pod względem wielkości oraz liczby głosów (od autora: Kolegium Elektorów liczy 538 członków z 50 stanach Ameryki). W związku z takim rozwiązaniem, poprzez osiągnięcie przewagi w największych okręgach możliwe jest wybranie na prezydenta osoby z mniejszym poparciem społecznym. Dodatkowo, ze względu na obowiązywanie zwykłej większości, wystarczy nawet jeden głos, aby osiągnąć sukces. Na zgromadzeniu urzędników (od autora: elektorów) do wyboru prezydenta niezbędna jest absolutna większość (od autora: aby zostać prezydentem należy zdobyć przynajmniej 270 głosów elektorskich). Warto zauważyć, że w przypadku gdyby na Kolegium Elektorów żaden z kandydatów nie otrzymał wymaganego poparcia, odpowiedzialność ta przechodzi na Izbę Reprezentantów… Z pośredniego wyboru prezydenta wynika fakt, iż niekoniecznie stanowisko zdobędzie kandydat cieszący się najwyższym poparciem społecznym. Taki system powoduje, że mandat społeczny prezydenta staje się słabszy… Taka sytuacja miała miejsce m.in. w poprzednich wyborach prezydenckich. Donald Trump wygrał uzyskując trzysta cztery głosy elektorskie, zdobywając przewagę nad Hillary Clinton, która zdobyła dwieście dwadzieścia siedem głosów. Jeśli jednak wziąć pod uwagę bezpośrednie głosy, to wygrałaby Hillary Clinton przewagą ponad 2,8 milionów głosów.”

Uff!, co za skomplikowany system. Jak widać wola suwerena (ludu) może być inna niż wola elektorów i może powodować różne cuda nad urną. Według mnie nie jest też przestrzegana główna zasada demokratycznych wyborów – kto zdobędzie większość głosów suwerena, ten wygrywa.

Ten skomplikowany i w zasadzie mało demokratyczny system wyboru głowy największego światowego mocarstwa wzbudził także w tym roku wiele kontrowersji. Począwszy od przedwyborczych sondaży, które dawały zdecydowane zwycięstwo konkurentowi Donalda Trumpa, Joe Bidenowi – nie doceniły one poparcia dla urzędującego prezydenta – a skończywszy na podejrzeniach, że wybory zostały sfałszowane, bo liczenie głosów było bardzo chaotyczne (w kilku stanach liczono jeszcze raz).

Chyba dziwna jest ta amerykańska demokracja. Może rzeczywiście jest ona mitem? Dotychczas to krajom niedemokratycznym zarzucano fałszowanie wyborów (np. wybory na Białorusi). Również wiodące amerykańskie media nie popisały się bezstronnością. Jeszcze podczas liczenia głosów przynajmniej w 6 stanach „Associated Press” ogłosił zwycięstwo Joe Bidena. Czyżby chciano z premedytacją wprowadzić w błąd opinię publiczną?

Zupełnie niedemokratyczne było przerwanie wystąpienia Donalda Trumpa przez stacje telewizyjne MSNBC, CNBC i NBC. Uznały one, że jest kłamliwe i to wystarczyło, aby je przerwać.

Należy wyraźnie powiedzieć, że mieliśmy do czynienia z CENZURĄ. Ameryka i cenzura?! Chyba to „wadliwa demokracja”. Te wszystkie sytuacje związane z dużą ilością „wad wyborczych” wzbudziły w amerykańskim społeczeństwie ogromną falę demonstracji.

Społeczeństwo jest podzielone. Zwolennicy obu kandydatów manifestując na ulicach swoje niezadowolenie, wyzwalają ogromne pokłady agresji. Bite są kobiety. Osoby z amerykańskimi flagami. Przypadkowi ludzie.

Nie tak wyobrażałem sobie amerykańską demokrację. Chyba jednakCOŚ szwankuje.

Zbigniew Wolny

Kategoria:
White house