Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-historia

Kolej na historię: Wacław Grzybowski Ostatni przedwojenny ambasador Polski w Moskwie

1 lipca 1936 r. Wacław Grzybowski został mianowany przez Prezydenta Rzeczypospolitej na stanowisko ambasadora Polski w Moskwie. Wcześniej kierował poselstwem polskim w Pradze, był też podsekretarzem stanu w Prezydium Rady Ministrów. Uważano go za doświadczonego dyplomatę. Już dzień po nominacji spotkał się Nikołajem Krestinskim, ówczesnym zastępcą ludowego komisarza spraw zagranicznych. 4 sierpnia 1936 roku złożył listy uwierzytelniające na ręce Michaiła Kalinina – przewodniczącego Centralnego Komitetu Wykonawczego ZSRR. Zadaniem każdego ambasadora obejmującego placówkę zagraniczną jest informowanie rządu o sytuacji wewnętrznej i polityce zagranicznej kraju, do którego jest się delegowanym, jednak misja powierzona Wacławowi Grzybowskiemu była szczególnie trudna. Sprawiały to warunki, w jakich zmuszone były funkcjonować ambasady wszystkich krajów w stolicy ZSRR, zaś polska ambasada w Moskwie pod tym względem traktowana była bodaj najgorzej.

W sowieckich warunkach obserwacja polityki Kraju Rad była bardzo ograniczona, bowiem sprowadzała się jedynie do lektury prasy i pozyskiwania informacji od dyplomatów innych krajów akredytowanych w Moskwie. Pozyskanie jakichkolwiek kontaktów przy stałej i niczym nie skrępowanej obserwacji przez służby sowieckie było niemożliwe. Jakiekolwiek rozmowy z Rosjanami narażały ich na prześladowania oraz konieczność składania obszernych raportów. W sytuacji niemal całkowitej blokady informacje wysyłane przez ambasadora Grzybowskiego pochodziły od polityków z innych krajów, głównie pracowników ambasady japońskiej. Ambasador uważał, że powinny wystarczyć do właściwego rozeznania sytuacji, choć sam zaznaczał, że często opiera się na pogłoskach. Jego pracownicy dokonywali także szczegółowej analizy wychodzącej w ZSRR prasy, choć mieli świadomość, że jest ona centralnie sterowana. Zamieszczane tam informacje były niepełne, celowo zniekształcane, bądź przekazywane z dużym opóźnieniem, co wymagało sporej umiejętności czytania między wierszami.

W 1936 roku na terenie ZSRR działało pięć polskich konsulatów: w Charkowie, Leningradzie, Kijowie, Tbilisi i Mińsku. W Moskwie funkcjonował Wydział Konsularny przy ambasadzie polskiej. Sowieci mieli placówki konsularne jedynie we Lwowie i Wolnym Mieście Gdańsku. Ta dysproporcja spowodowała żądania likwidacji co najmniej dwóch polskich placówek. Mimo dwustronnych rozmów na wysokich szczeblach stanowisko Rosjan pozostało nieugięte, wobec czego rząd polski zdecydował o zamknięciu placówek w Tbilisi i w Charkowie. W trakcie ich likwidacji strona radziecka mnożyła przed Grzybowskim trudności związane z przeniesieniem części pracowników do pozostałych placówek. Podobne represje dotyczyły także innych krajów. Hans von Herwarth z ambasady niemieckiej w swych pamiętnikach pisał, że w końcu lat trzydziestych warunki funkcjonowania konsulatów stawały się coraz trudniejsze, choć zaznaczał, że dotyczyło to przede wszystkim Polski. Władze sowieckie traktowały dyplomatów jak szpiegów, starając się skutecznie obrzydzić im pobyt. W sposób prowokacyjny, bądź wręcz bezczelny prowadzono inwigilację pracowników i ich rodzin. Pod byle pretekstem aresztowano personel pomocniczy: szoferów, woźnych, kucharki oraz pokojówki, a zatrzymaniom zawsze towarzyszyły próby szantażu i zmuszanie do pracy na rzecz służb sowieckich. Budynki konsularne były pod stałą obserwacją, a w pobliżu parkowały gotowe do drogi samochody służb sowieckich, co blokowało jakiekolwiek kontakty ze światem zewnętrznym.

Powtarzały się przypadki aresztowania petentów, przetrzymywano pocztę konsularną, blokowano dostarczanie prasy oraz aprowizacji, zakładano podsłuchy telefoniczne, utrudniano przejazd przez granicę. Mnożono trudności przy wzywaniu lekarza, zatrudnieniu zduna, szwaczki, bądź malarza. Ambasador Grzybowski w swej analizie wskazywał paniczną wręcz obawę Sowietów przed szpiegostwem, co skutkowało pogłębiającą się izolacją ZSRR i odgradzaniem się od świata zewnętrznego.

Krótko mówiąc – warunki pracy dyplomatów w Moskwie odbiegały od wszelkich przyjętych norm międzynarodowych. W tej sytuacji trudno dziwić się, że ambasador Grzybowski w zasadzie zlekceważył podpisanie paktu Ribbentrop – Mołotow, zaś wydarzenia z 17 września 1939 r. okazały się dla niego zaskoczeniem. Krótko po północy został pilnie wezwany do Komisariatu Spraw Zagranicznych w Moskwie, gdzie otrzymał od Władimira Potiomkina, zastępcy Ludowego Komisarza Spraw Zagranicznych notę dyplomatyczną uzasadniającą agresję ZSRR na Polskę. Padły w niej stwierdzenia o zaprzestaniu istnienia państwa polskiego i konieczności „wzięcia pod swoją opiekę” Ukraińców i Białorusinów zamieszkujących terytorium Polski.

Grzybowski noty nie przyjął, wykazując jej niezgodność z prawdą. W odpowiedzi usłyszał, że rząd polski i dowództwo armii „uciekło” do Rumunii, co w tym czasie również było nieprawdą. Jego stanowczy protest nie pomógł, a nota i tak trafiła do polskiej ambasady z poranną pocztą. Wacław Grzybowski opuścił Związek Radziecki w październiku 1939 roku jedynie dzięki interwencji dziekana korpusu dyplomatycznego w Moskwie, ambasadora III Rzeszy Friedricha von Schulenburga i ambasadora Królestwa Włoch Augusto Rosso, gdyż władze radzieckie zakwestionowały jego immunitet dyplomatyczny. Czas wojny spędził we Francji. Zmarł w Paryżu 30 września 1959 roku, pozostawiając tam swój pamiętnik, zdeponowany w Bibliotece Polskiej.

Krzysztof Wieczorek

Zrzut ekranu 2021-09-28 o 13.43.32