Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

„Voyage” – ABBA (2021) – Kolej na muzykę

Trudno uwierzyć, że pod koniec listopada mija czterdzieści lat od chwili premiery poprzedniego studyjnego albumu ABBy, noszącego tytuł „The Visitors”. Chyba nikt z dawnych fanów szwedzkiego kwartetu nie wierzył w ich powrót po czterech dekadach. Ponoć w 2000 roku odrzucili kuszącą ofertę w wysokości 1 miliarda dolarów za wspólny koncert. 

Gdy jednak latem tego roku pojawiła się informacja o reaktywacji i pracach nad nową płytą, to fakt ów przyprawił wielu o szybsze bicie serca. Nic więc dziwnego, że po publikacji zapowiadających wydawnictwo singli nadchodząca płyta stała się nie tylko najbardziej wyczekiwaną, ale także w momencie premiery najchętniej kupowaną. 

W ciągu pierwszego tygodnia sprzedano ponad dwieście tysięcy egzemplarzy, co w ostatniej dekadzie udało się jedynie Adele, Edowi Sheeranowi i One Direction. Czy jednak rzeczywiście album zasługuje na tak wielkie zainteresowanie? 

ABBA w latach siedemdziesiątych wypracowała sobie niekwestionowaną pozycję, wprowadzając na listy przebojów wiele ponadczasowych hitów, które są chętnie grane do dziś. Później, mimo braku aktywności utrzymywała ją przez lata, przypominając o sobie kompilacyjnymi wydawnictwami oraz wznowioną kilka lat temu pełną dyskografią, uzupełnioną o liczne bonusy. 

Legendę podtrzymał także brytyjsko-amerykański film „Mamma Mia!” z 2008 roku, którego fabułę oparto o ich najpopularniejsze piosenki. Czy więc ów powrót był naprawdę potrzebny? Członkowie zespołu twierdzą, że chcieli pożegnać się ze swoimi fanami, bo w zasadzie nigdy to nie nastąpiło, zaś ich działalność dotąd była jedynie zawieszona. 

Jeśli tak, to w istocie zrobili to z przytupem. Oficjalnie potwierdzono, że jest to ostatni album, de facto kończący ich karierę. Pożegnanie ma jeszcze uświetnić wirtualna trasa koncertowa, która rozpocznie się 27 maja przyszłego roku. Na scenie będą muzycy towarzyszący, jednak sympatycznych Szwedów zastąpią cyfrowe awatary. 

Podsumowując pracę nad tym wydarzeniem oraz wydanie nowej płyty wokalistka Anni-Frid Lyngstad stwierdziła, że spotkanie zespołu po latach było czystą radością, zaś ona sama jest bardzo zadowolona z włożonej przez zespół pracy i ma nadzieję, że fani będą czuli podobnie. Można zadać sobie pytanie dlaczego ABBA nadal jest jednym z najpopularniejszych zespołów w muzyce pop i wciąż ma tak wielu młodych fanów, których nawet nie było na świecie, gdy zespół święcił swe największe tryumfy. Ich muzyka jest ponadczasowa, a piosenki, mimo, że wydają się dość proste, to w rzeczywistości są bardzo złożone. Można ich słuchać wielokrotnie i za każdym razem odkrywać coś nowego.

Wirtualna trasa „Abbatar” jeszcze przed nami, już dziś jednak możemy posłuchać nowego albumu, który miał swą premierę 5 listopada. Trafiło nań dziesięć piosenek. Trzy z nich poznaliśmy już wcześniej, gdyż promowały wydawnictwo jako single. Pierwszym był otwierający płytę „I Still Have Faith In You”, utrzymany w klimacie spokojnej, nieco refleksyjnej ballady, nieco ożywionej w refrenie. Całość bardzo przypomina klimatem wcześniejsze dokonania zespołu, nie sposób nie rozpoznać ich charakterystycznego brzmienia. 

Drugim utworem z tego samego singla była piosenka „Don’t Shut Me Down”, która na płytę trafiła jako czwarta. To również kwintesencja dobrze znanego stylu, jednak jest znacznie żywsza. Dominują tu także żeńskie głosy, którym upływ czasu absolutnie nie zaszkodził. Kolejnym utworem promocyjnym była piosenka „Just A Notion”. To ABBA jaką pamiętamy najbardziej, a kapitalnie współbrzmiące głosy wokalistek brzmią tu dokładnie tak, jak za dawnych lat. Tyle single, a co z pozostałym materiałem?

Już drugi na płycie utwór „When You Danced With Me” przynosi odświeżone, nieco syntezatorowe brzmienie, nie wychodzące jednak poza dobrze znaną konwencję. Całość jest żywa, niemal zachęcająca do tańca. Dalej mamy refleksyjny, bardzo gwiazdkowy w klimacie „Little Things”, ozdobiony dziecięcym chórem. Przypuszczam, że będzie nam często towarzyszył w czasie nadchodzących świąt, choć myślę, że jest nieco przesłodzony. 

Kolejna z premierowych piosenek to „I Can Be That Woman”. Tu także głosy wokalistek tworzą ową niesamowitą harmonię, tak bardzo charakterystyczną dla zespołu. Z całego albumu chyba najbardziej wyróżnia się „Keep An Eye On Dan”, z perfekcyjnie budowanym napięciem, gdzie łagodnie narastające tempo prowadzi do żywego refrenu. Dobre wrażenie pozostawia „No Doubt About It” – i chyba byłoby lepiej gdyby to właśnie on kończył album. Na koniec trafił jednak nieznośnie patetyczny „Ode To Freedom”, który pozostawia wrażenie niedosytu. 

Cała płyta trwa niespełna czterdzieści minut. Należało się spodziewać, że nie przyniesie muzycznych rewolucji, a raczej będzie starała się nawiązać do dobrze znanego brzmienia. Nie przyniosła też tak spektakularnych hitów, jak te sprzed lat, choć przywołała ich klimat i nawiązała do tamtej epoki. Wprawdzie dzisiejsza ABBA nie musi nikomu niczego udowadniać, jednak dwa promujące ją single obiecywały sporo. Mimo to, płyta prócz niewątpliwych plusów, dobrze znanych harmonii, nieźle brzmiących głosów oraz kilku naprawdę dobrych utworów pozostawia poczucie niespełnienia. A może to tylko nostalgia za czasem, który już nie wróci?

Krzysztof Wieczorek

muza24