Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-historia

Piotr Skrzynecki (1930-1997) – Kolej na historię

Przy krakowskim rynku głównym, tuż przed wejściem do kawiarni „Vis-à-Vis” stoi niewielki spiżowy stolik, na nim spiżowa filiżanka ze spiżową kawą, a przy niej zamyślona spiżowa postać brodatego mężczyzny w kapeluszu na głowie. Tylko kwiaty w wazonie na stoliku są prawdziwe. I czasem także bukiet trzymany przez spiżową dłoń… Można się dosiąść i wypić z nim kawę, zadumać się nad upływem czasu i nad tym, co pozostało z dawnej bohemy artystycznej Krakowa. 

Spiżowy Piotr Skrzynecki – bo to jego podobiznę utrwalono przy stoliku, pewnie nie odpowie. On należy do tamtych czasów, jest ich symbolem. Zawsze swym wyglądem uosabiał ducha fin de siècle’u. Nie sposób wyobrazić go sobie inaczej niż z charakterystyczną brodą, w czarnej pelerynie i w kapeluszu na głowie (ja najbardziej zapamiętałem ów napoleoński). Były też inne atrybuty – dzwonek, papieros czy choćby kieliszek.

Piotr Skrzynecki, jak podaje encyklopedia, to reżyser, scenarzysta, twórca i kierownik artystyczny krakowskiego kabaretu „Piwnica pod Baranami”. Rzadziej można doczytać, że był synem podpułkownika Mariana Skrzyneckiego, bohatera wojny polsko-bolszewickiej i dowódcy 7. Pułku Ułanów w Mińsku Mazowieckim z czasów kampanii wrześniowej. Jak twierdzi historyk Andrzej Kunert – był także był potomkiem naczelnego wodza powstania listopadowego generała Jana Skrzyneckiego. Ponoć sam Piotr także przyznawał się do pokrewieństwa z generałem (jak twierdzi Andrzej Wilczkowski, kolega Piotra z lat szkolnych w swej książce „Zderzenia zdarzeń”), choć ta pełna kontrowersji postać mimo odznaczenia krzyżem Virtuti Militari nie była wspominana przez uczestników powstania z wielką sympatią. 

Znacznie więcej pozytywnych emocji budziła sylwetka jego ojca, który poległ w potyczce z Ukraińcami na wschodnich rubieżach Polski, zaledwie miesiąc po wybuchu wojny. Piotr miał wówczas niespełna dziewięć lat. Jak uważa Wilczkowski – swoje imię zawdzięcza bohaterowi Stefana Żeromskiego – Piotrowi Rozłuckiemu z opowiadania „Uroda życia” i noweli „Echa leśne”.

Miał też starszego brata Józefa. Ich drogi rozdzieliła wojna. Piotr, mimo iż wychował się w rodzinie żołnierza, nie przejawiał w tym kierunku specjalnych zainteresowań. Joanna Olczak-Roniker, autorka jego biografii podkreśla, że nie przepadał za atmosferą kawaleryjskich koszar: „Lubił spokój, ciszę, z maneżu uciekał do domu, gdzie chował się pod stół i czytał książki”. 

Czas wojny spędził w Makowie Podhalańskim u siostry ojca, gdyż jego matka, z uwagi na swe żydowskie pochodzenie, musiała się ukrywać. Stamtąd po wojnie wraz z ciotką przeniósł się do Zabrza, a później udał się do Łodzi, do matki. Tam podjął studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej, ale dość szybko przeniósł się do Państwowej Szkoły Instruktorów Teatrów Ochotniczych przy Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Łodzi. Marzył jednak o studiowaniu historii sztuki. Ukończywszy dwadzieścia jeden lat wyjechał do Krakowa i po złożeniu egzaminów został studentem tego kierunku na Uniwersytecie Jagiellońskim, u profesora Karola Estreichera. 

W tym czasie organizował i prowadził w ramach praktyk robotnicze teatrzyki amatorskie i zespoły artystyczne. Studiował przez pięć lat, jednak mimo dobrych wyników studiów nie ukończył, gdyż mimo iż był synem oficera kawalerzysty (a może właśnie dlatego) nie uzyskał zaliczenia obowiązkowego szkolenia wojskowego.

Uważał się za człowieka wolnego. Nie miał stałej pracy, nocował u przyjaciół. Ubrania najczęściej dostawał od znajomych, jednak zawsze dbał by dopasować je do swego indywidualnego stylu. Spotykał się z grupą przyjaciół, z którymi wspólnie organizowali wieczorki poetyckie i zabawy taneczne. Później do tego celu udało im się zaadoptować piwnicę w Krakowskim Domu Kultury, dawnym Pałacu pod Baranami przy rynku Głównym. 

Tak powstał niezwykły kabaret, który oficjalnie otwarto w maju 1956 r. Jego program od samego początku był niezwykły. Składał się nie tylko z poezji i muzyki, odczytywano tam surrealistyczne i absurdalne fragmenty pochodzące z ówczesnej prasy, a nawet z przepisów kulinarnych i druków urzędowych. Odczytywano dzieła o najróżniejszej tematyce i nastroju – od „Pieśni nad pieśniami” po opis rozmnażania ślimaków z dawnej encyklopedii.

Piotr Skrzynecki stał się niezapomnianym konferansjerem, który w charakterystycznym stroju, z dzwonkiem w ręku wyczarowywał niezwykły klimat Piwnicy. W latach sześćdziesiątych na deskach Piwnicy pojawiła się Ewa Demarczyk, śpiewający poeta Leszek Długosz, kompozytorzy Zygmunt Konieczny, Stanisław Radwan i Andrzej Zarycki. W latach siedemdziesiątych do Piwnicy trafił m.in. Alosza Awdiejew, Anna Szałapak, Marek Grechuta, Jacek Wójcicki, Grzegorz Turnau, Beata Rybotycka, Leszek Wójtowicz i wielu innych. 

Piotr Skrzynecki był inicjatorem niebanalnych pomysłów i zaskakujących imprez organizowanych z okazji „nieprawdopodobnych” i nieokrągłych rocznic. Organizował w latach 1976-1986 słynne bale jubileuszowe z okazji rocznicy powstania kabaretu, obchodzone m.in. na scenie krakowskiego Teatru Starego. Ze swoim zespołem objechał pół świata, wszędzie zdobywając uznanie, nagrody i odnosząc sukcesy. Już za życia stał się legendą, uosabiając tradycje krakowskiej bohemy artystycznej przełomu XIX i XX wieku.

Zmarł 7 kwietnia 1997 r. Z jego odejściem skończyła się w Krakowie pewna epoka. Nic dziwnego, że na Cmentarz Rakowicki w Krakowie odprowadziły niezliczone tłumy wielbicieli.

Krzysztof Wieczorek

histor24