Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

„Moving Waves” – Focus (1970)

 

Przed wielu laty, jak pewnie wielu z moich rówieśników, miałem na jednej z taśm zarejestrowany utwór „Hocus Pocus” holenderskiej grupy Focus. Była to swego rodzaju ciekawostka – nieco szybkiego, gitarowego grania, chwytliwy riff i jodłujący przerywnik w środku. Utwór ten sprawił, że Holendrzy zyskali pewną popularność, jednak okazał się kompletnie niereprezentatywny w stosunku do reszty ich dorobku. Dziś zaangażowani miłośnicy początków rocka progresywnego z pewnością potrafią wymienić kilka znaczących albumów tego zespołu, jednak dla większości jest to grupa mało znana lub wręcz zapomniana. 

Zespół powstał w 1969 roku z inicjatywy dwóch muzyków. Klasyczny Focus, to w zasadzie Thijs van Leer, grający na flecie, instrumentach klawiszowych i sporadycznie śpiewający oraz gitarzysta Jan Akkerman, grający też czasem na lutni. Do tej dwójki na przestrzeni kilku lat dołączali różni muzycy (łącznie kilkunastu), jednak ów duet pozostawał niezmienny i z nielicznymi wyjątkami tworzył repertuar. Jan Akkerman grał w zespole do 1976 roku, czyli do wydania albumu „Ship of Memories” – siódmej pozycji w dyskografii zespołu. I w zasadzie w moim odczuciu na tym właśnie albumie kończy się klasyczny okres ich działalności.

Wróćmy jednak do roku 1969. Wtedy to Jan Akkerman i Thijs van Leer wydali debiutancki album zatytułowany „In and Out of Focus”. Zawierał ciekawie zaaranżowaną muzykę, zaledwie zarysowującą przyszłe kierunki poszukiwań. Na płycie wyróżniał się zwłaszcza instrumentalny „Anonymus”, nieco nawiązujący do stylistyki Jethro Tull, z muzycznymi odniesieniami do epoki renesansu. Warto też wyróżnić „House of the King”, z wyrazistą linią melodyczną, w którym również pobrzmiewają echa klasyki. Pozostałe utwory to kompozycje wokalne, również ciekawie zaaranżowane, opatrzone interesującymi partiami instrumentalnymi. Album jednak przemknął niezauważony, wszak rok 1970 obfitował w płyty, które na stałe wdarły się do kanonu i niewzruszenie królują tam do dziś.

Drugi album Holendrów, zatytułowany „Moving Waves” ukazał się rok później. Otwierał go wspomniany już klasyk „Hocus Pocus”, który zapewnił grupie rozpoznawalność i sukces poza granicami macierzystej Holandii. Po nim następują dwa łagodne utwory instrumentalne oraz tytułowy „Moving Waves”, jedyny na płycie, w którym usłyszymy głos wokalisty. Dalej nieco szybszy „Focus II”, z wyrazistą gitarą i wreszcie rozbudowana instrumentalna piętnastoczęściowa suita „Eruption”, wypełniająca całą drugą stronę analogowej płyty. Była to muzyczna opowieść oparta na micie o Orfeuszu i Eurydyce. Zbudowana została wokół ciekawie rozwijanej przez gitarę linii melodycznej, z dodatkiem melotronu, okraszona wokalizami, z czasem przeradzała się w popisy wszystkich muzyków. Łatwo wpadał w ucho główny temat kompozycji, jednak całość jest trochę niespójna. 

No cóż, taka wówczas była moda – mniej, bądź bardziej udane rozbudowane kompozycje pojawiały się na płytach Yes, King Crimson, Pink Floyd, Procol Harum, Emerson Lake & Palmer i wielu innych.

W 1972 roku ukazał się „Focus 3” – trzeci studyjny album, wydany się na dwóch płytach analogowych, mieszczący się jednak na pojedynczym CD. Znalazł się na nim kolejny kandydat na listy przebojów – dynamiczna, porywająca i chwytliwa kompozycja „Sylvia”, z rozpoznawalną melodią i brzmieniem organów Hammonda w tle. Podobnie jak wcześniejsza płyta, był to album niemal w całości instrumentalny. Mimo to osiągnął spory sukces, docierając do szesnastego miejsca brytyjskiej listy najlepiej sprzedawanych albumów. 

Bogata paleta muzycznych odcieni stawia go zasłużenie w gronie najlepszych dokonań zespołu. Warto wyróżnić łagodną, refleksyjną kompozycję, zatytułowaną „Focus III”, która później przeradza się w blisko czternastominutowy „Answers? Questions! Questions? Answers!”, jazzujący i pełen kontrastów dialog gitary z organami Hammonda. Dalej pojawia się trzyminutowa miniatura grana na lutni, przenosząca słuchacza w odległe średniowiecze. Intelektualną ucztą jest blisko dwudziestosiedmiominutowy „Anonymus III”. Podążanie za muzykami, podziwianie ich wirtuozerii i obserwacja kolejnych etapów przeobrażania się tego utworu jest prawdziwie fascynującą przygodą.

Kolejną pozycją, wartą szczególnej uwagi jest koncertowy album „At the Rainbow”, wydany w 1973 roku. Jest to w zasadzie jedyna pozycja, która pozwala w pełni docenić na żywo talent, finezję i biegłość muzyków ówcześnie tworzących zespół. Nie bez powodu, właśnie w 1973 roku Jan Akkerman został uznany przez Melody Maker najlepszym gitarzystą, wyprzedzając Erica Claptona i inne gwiazdy. 

W programie koncertu znalazły się niemal same hity. Całość otwiera „Focus III”, później pojawia się wspomniany wcześniej „Answers? Questions! Questions? Answers!”, jest też skrócona o połowę suita „Eruption” i oczywiście zagrana w niemal szaleńczym tempie wizytówka grupy, kompozycja „Hocus Pocus”. Całość kończy równie przebojowa „Sylvia”. 

Słowem – greatest hits w niesamowitym, koncertowym wydaniu, zawierający wszystkie charakterystyczne dla zespołu elementy. Wymieniłem jedynie cztery płyty z ich dość obszernego dorobku. Warto je przypomnieć, zwłaszcza że grupa wiosną przyszłego roku zamierza odwiedzić Polskę.

Krzysztof Wieczorek

Kategoria:
muza21