Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Kolej na muzykę: „Pod wulkanem” – Tomasz Budzyński (2022)

 

Tomasz Budzyński (dla przyjaciół Budzy) jest na polskiej scenie rockowej postacią niezwykłą. Urodzony w 1962 roku w Tarnobrzegu, wychowywał się w Puławach, skończył liceum plastyczne w Nałęczowie, aktualnie mieszka w Poznaniu. Dla miłośników polskiego rocka jego postać to przede wszystkim niezwykły, zapadający w serce głos w takich zespołach, jak Siekiera, 2Tm2,3 oraz Budzy i Trupia Czaszka, a przede wszystkim Armia, której był współzałożycielem i jest z nią związany nieprzerwanie od momentu powstania. 

Osobiście posiadam w swych zbiorach dziewiętnaście płyt Armii nagranych z jego udziałem. Zbiór ten uzupełnia osiem krążków, które nagrał w innych konfiguracjach, w tym cztery pod własnym nazwiskiem. Ostatni z nich, to wydany niedawno album „Pod wulkanem”. Tytuł może kojarzyć się ze znaną powieścią Malcolma Lowry’ego. To trop, który w jakiś sposób potwierdza literackie zainteresowania Budzyńskiego, począwszy od Becketta po Rimbauda i Kafkę. Odszukanie tych związków pozostawiam słuchaczom, jakkolwiek zapewniam, że istnieją. 

Niebanalne teksty Budzego, zarówno te wykonywane w Armii, jak i w pobocznych projektach zawsze cechowało przesłanie duchowe, przesycone wizjami malarskimi. Nie komentują wydarzeń społecznych czy polityki, mówią raczej o rzeczywistości duchowej. Im późniejsze, tym są bardziej osobiste, bywa, że uduchowione – czasem inspirowane literaturą, w dużej mierze własnymi przeżyciami, wspomnieniami i baśniami (tu kłania się dorobek Tolkiena) i zawsze – co podkreśla ich autor – integralnie związane z muzyką. Tomasz Budzyński jest postacią wyjątkową, nietuzinkową.

W jakimś stopniu odkrywa swą osobowość w obszernej autobiograficznej opowieści „Soul Side Story”, wydanej w 2011 roku przez Rockserwis. Na jego drodze artystycznej pojawiały się inspiracje indiańskie, rycerskie, motyw Don Kichota, a od pewnego czasu identyfikuje się z przesłaniem na wskroś chrześcijańskim. Nie kryje swej wiary, do której oficjalnie przyznał się już w pamiętnej niewielkiej książeczce Marcina Jakimowicza „Radykalni”, wydanej w 1997 roku. Sam jednak odsyła czytelników do innej swej książeczki „Miłość”, która ukazała się w 2016 roku. Uważa, że jest dużo bardziej aktualna – wszak od tej wcześniejszej minęły dwie dekady, a on sam nieco się zmienił i dojrzał. 

Potwierdzeniem wyboru takiej drogi życia była działalność formacji 2TM2,3 supergrupy złożonej z muzyków Acid Drinkers, Flapjack, Armii i Houk, potocznie zwanej Tymoteusz, powołanej do życia w 1996 roku, której twórczość opierała się wyłącznie na tekstach biblijnych, zaś muzycznie zawierała elementy muzyki metalowej, punk, reggae, folk i inspiracje elektroniczne. Zespół istnieje do dziś i ma w dorobku jedenaście albumów. 

Budzyński chętnie sięga także po pędzel. Swe malarstwo wykorzystuje w projektach okładek płyt, jakkolwiek funkcjonuje ono również niezależnie. Jego obrazy wystawiane były na wystawach w różnych galeriach, m.in. w warszawskiej Kordegardzie.

„Pod wulkanem”, to jego pierwsza od dwunastu lat płyta, którą sygnował własnym nazwiskiem. To taki Budzyński jakiego dobrze znam i na jakiego czekałem. Przynosi niezwykle spójną i konsekwentną muzykę. Album zawiera jedenaście utworów w nieco akustyczno folkowym klimacie, za które odpowiada prócz lidera: Stanisław Budzyński – gitary (prywatnie syn Tomasza), Tomasz Drozdek – perkusja, Beata Polak – instrumenty perkusyjne, Karol Nowacki – akordeon i klawisze, Jan Szczepaniak – waltornia, Mateusz Pospieszalski – saksofon oraz Michał Jacaszek, odpowiedzialny za ogólnie pojęte elektroniczne przestrzenie ambientowe. 

Tu warto przypomnieć ich wspólne dokonania – reinterpretację kultowego albumu „Legenda” Armii z 1991 roku oraz „Stutthof. Apel Cieni” wydaną w 2018 roku. Widać, że obaj muzycy mimo odmiennych stylistycznie światów doskonale się rozumieją. Nie do przecenienia jest także udział w przedsięwzięciu Budzyńskiego juniora, który brzmieniem gitar potrafił wspaniale wtopić się w muzyczny świat ojca i na swój sposób go uzupełnić. Jest on również współautorem wszystkich kompozycji, zaś za teksty odpowiedzialny jest senior Budzyński, który wykreował starannie przemyślaną opowieść. 

Znalazło się w niej miejsce na tęsknotę, niepewność, ale i nadzieję. Klimat tej płyty nieco przywodzi na myśl wspólne dokonania Brendana Perry’ego i Lisy Gerrard spod znaku Dead Can Dance i wytwórni 4AD, przy czym całość ma jednak swój bardzo indywidualny charakter. Album powstawał niespiesznie, niemal trzy lata. W zamian otrzymaliśmy prawdziwie urzekający, niesamowity świat dźwięków i słów. Dostojny, melodyjny, momentami tajemniczy i niepokojący, pełen niezwykłej aury. 

Warto bliżej przyjrzeć się kompozycji „Max Koniec Polski”, w warstwie tekstowej będącej jakby przesłaniem do Roberta Brylewskiego, współtwórcy Armii, oraz „Pieśń wieczorna” oparta na poezji cygańskiej poetki Papuszy. Trzeba też sporo uwagi poświęcić tytułowej kompozycji z albumu. To niemal osiem minut niezapomnianej i wielobarwnej podróży wśród gwiazd, szamanów, prawdziwie wychodzącej naprzeciw oczekiwaniom tych, którzy od lat z uwagą śledzą twórczość lidera Armii. 

To jest ten świat, do którego tęsknię, i w którym wypoczywam lecząc uszy pełne zgiełku i jazgotu. Mimo, iż do grudnia jeszcze sporo czasu – to mój typ na jedną z najważniejszych płyt roku.

A tak na marginesie, autorką okładki jest Nina, córka Tomasza Budzyńskiego i siostra Stanisława.

Krzysztof Wieczorek

Kategoria:
muza18