Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-muzyka

Kolej na muzykę: „Animals” – Pink Floyd. 2018 Remix (2022)

 

„Animals”, to dziesiąty album studyjny w dorobku brytyjskiej grupy Pink Floyd. Nagrany został między kwietniem a listopadem 1976 r., a wydany w Wielkiej Brytanii 23 stycznia 1977 r. Od tej chwili wielokrotnie wznawiany i wciąż cieszący się popularnością. 45 lat później, a dokładnie 7 października tego roku, otrzymaliśmy kolejną jego odsłonę, m.in. w wersji deluxe gatefold edition, zawierającej LP w wersji analogowej, a ponadto CD, DVD i Blu-ray po raz pierwszy z dźwiękiem przestrzennym 5.1. Całość zyskała nową szatę graficzną. 

Pół wieku temu już w pełni świadomie czekałem na tę płytę. Nieco wcześniej poznałem „The Dark Side of the Moon” oraz „Wish You Were Here”, po czym mój muzyczny świat mocno się przewartościował. Nowe dzieło Pink Floyd okazało się nieco zaskakujące, surowe (zwierzęce?), lecz mimo to dalej wręcz hipnotycznie wciągające… 

Całość otwierała akustyczna ballada „Pigs on the Wing” Rogera Watersa, a w zasadzie jedynie jej połowa, bowiem druga część pojawiła się dopiero na końcu płyty, spinając album niczym klamra. Te delikatne dźwięki mogły być mylące, bowiem niczym nie zapowiadały zasadniczej zawartości dzieła.

Kolejny utwór „Dogs” wyłaniał się z ciszy. Ponownie pojawiła się akustyczna gitara na tle delikatnych pasaży niezapomnianych klawiszy Ricka Wrighta. Po chwili do głosu doszedł Fender Davida Gilmoura, brzmiący jednak nieco inaczej, bardziej szorstko. Utwór ewoluuje i łagodnieje – to jednak jedynie pozory. W tle pojawia się niepokój, ujadające psy, a gitara Davida znów nabiera ostrości. Wszystko jest przemyślane, każdy dźwięk dokładnie na swoim miejscu. Solówek Gilmoura jest więcej i są coraz bardziej drapieżne. Utwór skrzy się od pomysłów i zmian nastrojów. Od ósmej minuty przeradza się w epicką opowieść, malowaną klawiszami Ricka Wrighta. Dalej kolejna zmiana tempa i nastroju (znów ta genialna gitara) i wreszcie kumulacja – zadziorny głos Rogera Watersa i rozwiązanie. Siedemnaście minut mija błyskawicznie. Co ciekawe, jest to jedyna kompozycja z płyty „Animals”, która jest wspólnym dziełem Watersa i Gilmoura. Tylko w niej można usłyszeć głos Davida. Utwór zdecydowanie na tym zyskał. To chyba jeden z ostatnich przykładów owocnej współpracy obu muzyków. Kompozycja powstała kilka lat wcześniej, zespół wykonywał ją podczas koncertów już w 1974 roku. Wówczas nosiła tytuł „You’ve Got to Be Crazy”. Od tamtego czasu zmieniła się, dojrzała. 

Druga strona tradycyjnej wersji analogowej zawierała dwie blisko dziesięciominutowe kompozycje, oraz wspomnianą na wstępie drugą część ballady „Pigs on the Wing”. Na początek pojawia się utwór „Pigs (Three Different Ones)”. Początkowe sekundy to klawiszowy motyw Wrighta (w tle oczywiście słychać chrumkające tytułowe świnie), po czym już po niespełna czterdziestu sekundach daje znać o sobie ostry, wręcz kąśliwy motyw przewodni. Wszystko podkreśla wyrazista, ciężka linia gitary basowej, dobarwiona rytmicznym dźwiękiem perkusyjnego „krowiego dzwonka”. Kompozycja tylko pozornie jest prosta. Uwagę przykuwa głos Watersa, momentami pełen wystudiowanej maniery, czasem przetworzony elektronicznie. Jest kpiący i pełen sarkazmu, sprawia wrażenie sardonicznego komentarza do muzyki. Całości dopełnia gilmourowska gitara, która wzbogacona całą gamą rozmaitych efektów tworzy niesamowitą atmosferę. To właśnie tu pojawia się niezapomniane brzmienie rewelacyjnie wykorzystanego Talk-Boxa. 

I kolejna perła – „Sheep”. Początek to niemal półtorej minuty delikatnych dźwięków wyczarowanych z piana Fendera, dzięki którym Rick Wright odtworzył niemal sielankowy obraz trawiastej łąki, ze stadem pasących się owiec. Po chwili jednak nastrój pryska, a beczenie owiec zdaje się być raczej wołaniem o pomoc. Śpiew, a właściwie z pasją wykrzyczany oskarżycielski tekst Rogera oraz gęsta, niemal hardrockowa muzyka buduje napięcie, które może rozładować jedynie powrót do otwierającej płytę ballady.

Album „Animals” okazał się kolejnym krokiem na drodze do dominacji Rogera Watersa w zespole. Autor tekstów posługując się alegorią, podzielił ludzi na trzy grupy: psy, świnie i owce. Każdej bezlitośnie wytknął przywary. W wizji Rogera świnie to władza – politycy i urzędnicy. Psy to karierowicze, bezwzględni biznesmeni, gotowi na wszystko dla osiągnięcia celu. Obie grupy bez skrupułów strzygą owce, czyli przeciętnych, szarych i najczęściej bezsilnych obywateli. Oczywiście taka charakterystyka jest dużym uproszczeniem, bowiem linie podziału nie są oczywiste, cechy mieszają się, a grupy mają częściowo wspólne interesy. Pomysł nie był zbyt oryginalny, jednak przez owe niejednoznaczności autorowi udało się uciec od banału. 

Warto zwrócić uwagę na okładkę pierwszego wydania płyty. Przedstawia potężną londyńską elektrownię Battersea, wówczas już częściowo nieczynną. Symbolizuje industrialną siłę, w domyśle także siłę zespołu (cztery kominy, oznaczające czterech jego członków). Może też obrazować jego powolną destrukcję, wszak jest już na etapie wygaszania. Zdjęcia do okładki i jej projekt wykonała współpracująca z zespołem firma Hipgnosis. 

Obecny projekt nawiązuje do tego sprzed czterdziestu pięciu lat. Być może miał symbolizować nowe spojrzenie na ów album. A muzyka? Dziś słuchałem jej niemal cały dzień. Nadal brzmi świetnie.

Krzysztof Wieczorek

Kategoria:
muza22