Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-historia

Wejdą, czy nie wejdą? – Kolej na historię

Kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego ponownie skłania do refleksji. Po raz kolejny powraca pytanie: czy był konieczny? Przez lata tworzono na ten temat liczne mity i półprawdy na tyle skutecznie, że dziś jedynie niewielu próbuje dociec jak było w istocie. Podzielone społeczeństwo jest dziedzictwem braku jednoznacznej oceny panowania dyktatury komunistycznej w Polsce. Po przemianach ustrojowych nastąpiła polityka „grubej kreski”, której konsekwencje dźwigamy do dziś.

Śmiertelne ofiary stanu wojennego są najbardziej tragicznym symbolem tamtych dni. W istocie nawet dziś nie wiemy, ile ich było – ilu poległo na ulicach, ilu zakatowało ZOMO, a ilu zmarło, gdyż wskutek represji, braku łączności i godziny milicyjnej nie otrzymali na czas koniecznej pomocy. 

W sierpniu 1989 r. powołano nadzwyczajną komisję sejmową, której przewodził Jan Maria Rokita. Jej prace skutecznie utrudniali dawni członkowie służb specjalnych oraz prokuratorzy i sędziowie z dawnego PRL. Chronili sprawców i swoje interesy. Zastraszano świadków, fałszowano wyniki śledztwa i w efekcie nikogo nie udało się postawić przed sądem, a żaden ze sprawców nie trafił do więzienia. 

Omerta, czyli zmowa milczenia, działa do dziś. I chyba właśnie dlatego przekazywanie młodemu pokoleniu prawdy o tamtym czasie jest obowiązkiem ludzi, którzy przeżyli i pamiętają stan wojenny z własnych doświadczeń.

Strajki w sierpniu 1980 roku były wyrazem protestu przeciwko chęci dominacji jednej partii, mającej monopol na „jedynie słuszną” ideologię, wspartą cenzurą, zakłamaniem, donosicielstwem i represjach. Masowy ruch oporu wobec komunistycznych rządów w Polsce był zjawiskiem masowym, a władza pojęła, że można go zatrzymać jedynie siłą. Rządząca krajem partia zaczynała tracić kontrolę nad społeczeństwem. Przez cały okres tzw. karnawału „Solidarności” zrobiono wszystko, by odpowiedzialność za kryzys i brak zaopatrzenia zrzucić na rodzącą się opozycję. Tłumaczono, że to wina „tych awanturników”. Żołnierzom odbywającym obowiązkową służbę wojskową ograniczano kontakty z najbliższymi tłumacząc, że w kraju są niepokoje i są potrzebni na miejscu.

Wyprowadzenie na ulice polskich miast wojska i demonstracja siły miała służyć zastraszeniu i likwidacji protestów społecznych. Stosunkowo wcześnie zaczęto powtarzać plotki o możliwej interwencji wojsk radzieckich. Padały na podatny grunt. 

Przeprowadzone wiosną 1981 roku wielkie manewry wojsk Układu Warszawskiego pod kryptonimem „Sojuz ’81” były demonstracją siły. Zaplanował je już pod koniec 1980 roku marszałek Wiktor Kulikow, naczelny dowódca Zjednoczonych Sztabów Generalnych Układu Warszawskiego. Miały zostać przeprowadzone na ogromną skalę, początkowo bez udziału Ludowego Wojska Polskiego. Odbyły się wiosną 1981 roku, a 24 marca przedłużono je bezterminowo. Miały posmak groźby interwencji, zwłaszcza po wydarzeniach bydgoskich, które mogły przerodzić się w strajk generalny. 

Groźba wydawała się realna, co potwierdziły kolejne gigantyczne manewry wojsk Układu Warszawskiego „Zapad ’81” we wrześniu 1981 roku, przeprowadzone w ZSRR w bezpośrednim sąsiedztwie polskich granic. Zmobilizowano ponad 50 tys. czołgów oraz 60 tys. wozów bojowych piechoty, nie licząc artylerii i wyrzutni rakiet. 

Polacy pamiętali czym zakończyła się ćwierć wieku wcześniej rewolucja na Węgrzech oraz wydarzenia w 1968 roku na terenie Czechosłowacji. Moskwa wywierała również presję na polskie kierownictwo polityczne grożąc redukcją dostaw gazu, ropy naftowej i innych surowców. 

Warto podkreślić, że także polskie kierownictwo partyjne także było podzielone. Istniała grupa (Grabski, Olszowski i Kociołek) dążąca do siłowej rozprawy z „Solidarnością”. Ich stanowisko zostało poparte przez sowieckie władze w liście do KC PZPR z 5 czerwca 1981 roku, w którym padło stwierdzenie, że „bratniej Polski nie opuścimy w biedzie i nie damy jej skrzywdzić”, co zabrzmiało dość groźnie.

25 listopada 1981 roku podczas narady MSW gen. Czesław Kiszczak stwierdził, że należy używać straszaka interwencji, mówiąc o koncentracji wojsk na granicy i możliwości wejścia wojsk nie tylko radzieckich, ale także czeskich i niemieckich. Gen. Jaruzelski zwrócił się do Komitetu Ministrów państw Układu Warszawskiego obradującego na początku grudnia 1981 roku w Moskwie o wydanie komunikatu, niedwuznacznie grożącego użyciem siły, który jednak na skutek sprzeciwu Rumunii i Węgier nie został przyjęty. 

Jak wynika ze współczesnej analizy dostępnych dokumentów Związek Radziecki trawiony pogłębiającym się kryzysem gospodarczym i pochłonięty zbrojną interwencją w Afganistanie nie był skłonny do rozwiązań siłowych, choć nalegał na szybkie uspokojenie sytuacji w Polsce. Generał Jaruzelski usłyszał, że powinniśmy ten problem rozwiązać sami. 

Niewątpliwie wprowadzenie stanu wojennego opóźniło o całą dekadę wprowadzenie zmian demokratycznych w Polsce, czy jednak w tamtych warunkach, gdy na Kremlu u władzy był Breżniew byłyby one możliwe? Ośmielam się wątpić.

Krzysztof Wieczorek

Kategoria:
histor26