Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-historia

Kolej na historię: Ofensywa styczniowa i wyzwolenie Bydgoszczy

W styczniu 1944 roku niemieckie siły zbrojne dysponowały potencjałem złożonym z dziewięciu i pół miliona żołnierzy, z czego prawie dwa i pół miliona walczyło na froncie wschodnim. Front wschodni wspierali też żołnierze innych narodowości wcielani do Wehrmachtu i Waffen SS – łącznie ok siedmiuset tysięcy. Armia Czerwona w tym czasie na froncie wschodnim miała blisko sześć i pół miliona żołnierzy oraz przytłaczającą przewagę broni pancernej, artylerii i lotnictwa.

W ciągu kilku miesięcy – do jesieni 1944 roku Sowieci zajęli Rumunię, Bułgarię, Jugosławię, a w połowie lutego następnego roku Węgry i zrujnowany Budapeszt. W ten sposób Stalin będąc pewien swojej potęgi i przewagi sił mógł podczas konferencji jałtańskiej dyktować warunki. Zachodnich gości na swym terenie rozmieścił tak, iż dzięki podsłuchom znał nie tylko ich rozmowy, ale i nastroje. Nawet trasa spaceru Roosvelta po ogrodzie była monitorowana przez ukryte czułe mikrofony kierunkowe. Za tę operację odpowiedzialny był syn Berii – Sergo.

Po ujawnieniu zbrodni katyńskiej Stalin zerwał stosunki dyplomatyczne z polskim rządem, zaś mocarstwa zachodnie, nawet po upadku powstania warszawskiego i spotkaniu Churchilla oraz Mikołajczyka z generalissimusem w Moskwie nie zrobiły niczego, by podjąć mediacje. Stalin, prowadząc własną grę mógł pozwolić sobie na zatrzymanie frontu. Ruszył dopiero 13 stycznia 1945 r., gdy w Warszawie już od miesiąca nie było Niemców, zaś miasto praktycznie nie istniało. Dysponował wówczas blisko czterema milionami żołnierzy. Nakazano im w ciągu piętnastu dni dotrzeć do Odry, a w trakcie kolejnego miesiąca do Łaby.

Było to realne, bowiem proporcje sił na większej części frontu wynosiły 10:1 na korzyść Rosjan. Dzięki tej przewadze, nie wdając się w ciężkie starcia, silniejsze zgrupowania przeciwnika okrążano, przemieszczając się szybko dalej na zachód. Pozbawione zaopatrzenia i pozostawione w beznadziejnej sytuacji siły niemieckie albo poddawały się, albo likwidowano je później.

Dzięki takiej taktyce już 15 stycznia Sowieci opanowali Kielce, dzień później Częstochowę i Radom, 17 stycznia Warszawę, a w kolejnych dniach Kraków, Łódź i Poznań. Do Bydgoszczy pierwsze oddziały dotarły 22 stycznia 1945 roku. Następnego dnia na południu miasta pojawił się pododdział 1. Brygady Pancernej z czołgami T-34 i stoczył ciężką walkę na ulicy Kujawskiej.

Następnie oddziały polskie wraz z Sowietami dotarły do Zbożowego Rynku, gdzie zdobyto więzienie. Drugi oddział ulicą Długą dotarł na Stary Rynek. Pod koniec dnia opanowano jedynie lekko uszkodzony Most Królowej Jadwigi, co miało duże znaczenie strategiczne. W nocy udało się przejąć zakłady DAG Fabrik i uwolnić kilka tysięcy przymusowych robotników. 26 stycznia odbito dworzec kolejowy oraz silnie bronione koszary przy ul. Artyleryjskiej. Do miasta wchodziły kolejne oddziały.

Jak wyglądał ów pochód? Zbigniew Raszewski w swojej książce „Pamiętnik gapia” opisywał krasnoarmiejców jako ludzi brutalnych, bez ogłady i dyscypliny, którzy na terenie miasta dokonali wielu bezsensownych szkód, kradnąc co tylko dało się unieść i gwałcąc wszystkie napotkane na drodze kobiety. Pomnik „Łuczniczki”, który przetrwał cały okres okupacji hitlerowskiej został bezsensownie ostrzelany. Reprezentacyjny budynek teatru miejskiego, uszkodzony podczas walk, po wyparciu Niemców bezmyślnie podpalono.

Po domach grasowali żołnierze szukając min, a w rzeczywistości gwałcąc kobiety i rabując, zaś na interwencje oficerów odpowiadali najczęściej: „bo tu uże Germania i wy wsie Germańcy”. Benon Brzezicha wspomina, że pierwsi Rosjanie weszli do miasta od strony Szubina 23 stycznia konno, co było sporym zaskoczeniem. W mieście panował głód, zaś żołnierze radzieccy, zamiast wspierać cywilów siali dodatkowy terror. Gdy walki ustały poszedł z bratem na ul. Marszałka Focha, gdzie paliły się poniemieckie wojskowe magazyny. Mieszkańcy brali z sobą przypadkowe haki i wyciągali z ognia puszki. Tym sposobem obaj bracia zdobyli ponad dwadzieścia puszek.

Teresa Zalewska wspominała jak radzieccy żołnierze wpadali do domu, plądrowali szafy i poszukując zegarków zabierali wełniane skarpety oraz ciepłą odzież. 6 lutego była w mieszkaniu tylko z mamą, bo ojciec nie wrócił z robót przymusowych. Mama na widok sołdatów uklękła i modliła się przed obrazem św. Andrzeja Boboli. Zdążyła dyskretnie wysłać ją po pomoc do wujka. Dziewczynka po powrocie usłyszała od sąsiadki, że mamę postawili pod piec i rozstrzelali. To samo zrobili z sąsiadami. Później pojawili się jacyś oficerowie, zabrali żołnierzy do gazika i odjechali.

Gdy po kilku dniach w mieście pojawiły się polskie władze sytuacja nie uległa znaczącej poprawie. Rozpoczęło się wywożenie mienia zakładów przemysłowych i zapasów magazynowych na wschód. Półtora tysiąca mieszkańców Bydgoszczy trafiło do łagrów na terenie ZSRR, za to, że w obawie przed śmiercią volkslistę, czyli przynależność do tzw. III grupy narodowości niemieckiej. Nastał czas aresztowań patriotów i działaczy podziemia przez Urząd Bezpieczeństwa. Wielu bydgoszczan „zniknęło” po cichu. Ich groby odnaleziono dopiero podczas odwilży w latach 50.

Choć zakończenie niemieckiej okupacji Polacy przyjęli z entuzjazmem, to wkrótce nastała trudna powojenna rzeczywistość.

Krzysztof Wieczorek

 

krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl

Kategoria:
histor02 T-34 w Bydgoszczy