Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

kultura-historia

Kolej na historię: Akcja „Główki” – początek

17 września 1943 roku, Warszawa. Maria Dąbrowska w liście do Anny Kowalskiej opisywała ów dzień jako słoneczny, z przecudną pogodą. Około 10.30 oczekiwała na tramwaj, jednak ani w stronę Marszałkowskiej, ani w przeciwnym kierunku nic nie jechało. Na placu Unii Lubelskiej dostrzegła pusty wagon linii 19, jadący od placu Zbawiciela. Dopiero po chwili zauważyła, że wszystkie szyby są wybite, a z ram sterczą drzazgi.

Jej znajomy, Stanisław Stempowski, wychodząc wcześniej z siedziby Komunalnej Kasy Oszczędności przy placu Unii Lubelskiej usłyszał strzały, wybuch i zobaczył tłum ludzi uciekający w stronę działek na rogu Polnej i placu Unii.

Wszystko zaczęło się tuż przed godziną dziesiątą rano. Na przystanku tramwajowym przy rogu Marszałkowskiej i Oleandrów stoi młody człowiek i uważnie patrzy w stronę Oleandrów. Po drugiej stronie kręci się drugi młodzieniec. Kilkanaście kroków dalej o ścianę domu opiera się zamyślony skrzypek, z futerałem pod pachą. Wnętrze sąsiedniej bramy kryje jeszcze dwóch milczących młodzieńców. W pewnej chwili do stojącego na przystanku podchodzi kolejny i pokazuje wzrokiem niewysokiego, krępego cywila w kapeluszu, idącego z psem, po czym odchodzi Marszałkowską w kierunku placu Zbawiciela. Obok wskazanego cywila podąża kobieta pchająca wózek dziecięcy.

Z przeciwnej strony idzie trzyosobowy patrol żandarmów, a naprzeciw na dwóch motocyklach nadjeżdża sześcioosobowy lotny patrol schupo. Z kierunku placu Unii Lubelskiej wyłania się tramwaj. Na przedniej platformie widać zielone mundury policji niemieckiej… Cywil z psem i kobieta z wózkiem skręcają w Marszałkowską. Chwila wahania i ten z przystanku rusza, przecinając drogę cywilowi w kapeluszu. Ku niemu podchodzi drugi z przeciwnej strony. Wymija trzech żandarmów, a po chwili ciszę przerywa suchy trzask pojedynczych strzałów.

Cywil w kapeluszu osuwa się na ziemię. Przypadkowi przechodnie uciekają. Żandarmi odbezpieczają broń, motocykliści hamują. Jeden z zamachowców pochyla się nad leżącym i wyjmuje mu z kieszeni portfel. Kobieta z wózkiem zaczyna bić pięściami zamachowca. Skrzypek otwiera futerał, wyjmuje stena i strzela w kierunku żandarmów. Jeden z nich upada, pozostali chowają się za tramwajem. Z przedniego pomostu wysypują się policjanci, strzelają też ci z schupo ukryci za motocyklami.

Nagle skrzypek przerywa ogień i ciska w Niemców z tramwaju wydobytą z futerału filipinkę. Wybuch, kurz i dym. Zamachowcy biegną w stronę samochodu w alejach Piłsudskiego. Wóz rusza błyskawicznie i zabierając wszystkich znika za rogiem.

Minęło zaledwie dziewięćdziesiąt sekund. Na ulicy pozostają ciała ośmiu zabitych Niemców. Jest wśród nich ten najważniejszy, rozpoznany mimo cywilnego ubrania, SS-Oberscharführer Franz Bürkl, uzależniony od morfiny sadystyczny morderca, który od września 1941 roku pracował na Pawiaku jako Zugführer, czyli szef zmiany, a przy tym jeden z zastępców komendanta Helmuta Heissa. Czerpał wyjątkową satysfakcję z torturowania i mordowania osadzonych. W ciągu dwóch lat z własnej inicjatywy zabił kilkudziesięciu więźniów. Rozstrzeliwał, wieszał, bił na śmierć. Zabijał gdy znalazł u kogoś pieniądze lub kosztowności. Do znęcania się wykorzystywał także swojego wilczura Kastora, który chętnie rzucał się na więźniów.

Z upodobaniem mordował także poza murami Pawiaka, m.in. polując na Żydów. Według zeznań świadków w maju 1942 roku zastrzelił trzech Żydów, w tym jednego, który akurat siedział na balkonie w pobliskim domu. Doszło do tego, że więźniowie wysyłali grypsy poza Pawiak, wręcz błagając o jego likwidację.

Zamach na Bürkla przygotowywano przez trzy tygodnie. Jego tożsamość potwierdził Bogusław Ustaborowicz „Żar”, wywiadowca „Agatu”, który miał za sobą pobyt na Pawiaku. Ludwik Żurek „Żak” zdobył księgę meldunkową domu przy Polnej 22, dzięki czemu ustalono miejsce zamieszkania SS-mana. Akcję powierzono Jerzemu Zborowskiemu „Jeremiemu”, dowódcy I plutonu oddziału „Agat”. To on zdecydował, że przeprowadzi ją pięć osób i dwóch kierowców, którzy zabezpieczą odwrót. Zespół był mały, by mógł się sprawnie ewakuować. Tworzyli go: sam „Jeremi” jako wykonawca wyroku, Bronisław Pietraszewicz „Lot”, Eugeniusz Schielberg „Dietrich” i Henryk Migdalski „Kędzior”, którzy odpowiadali za ubezpieczenie oraz Józef Nowocień „Konrad” – kierowca. Przebieg wydarzeń dyskretnie obserwował Adam Borys, ps. „Pług”, cichociemny i dowódca oddziału „Agat”. Akcja zakończyła się bez strat własnych.

W odwecie Niemcy dzień później rozstrzelali w ruinach getta trzydziestu sześciu więźniów Pawiaka, otrzymali jednak jasny sygnał, że Polskie Państwo Podziemne nie pozostawi zbrodni bezkarnie.

Pięć miesięcy później przekonał się o tym Franz Kutschera, a także inni których objęła rozpoczęta akcja „Główki” – likwidacja wytypowanych zbrodniarzy niemieckich, wyróżniających się wyjątkowym fanatyzmem i okrucieństwem – w odwecie za mordy na ludności cywilnej i żołnierzach podziemia. Łącznie w jej ramach w latach 1943-1944 wykonano kilkadziesiąt wyroków zatwierdzonych przez sądy podziemne.

Krzysztof Wieczorek

krzysztof.wieczorek@wolnadroga.pl

Kategoria: