W ubiegłym roku jedna z firm taksówkowych przeprowadziła badania pośród swoich współpracowników. Zainteresowała się bowiem tym, czego dotyczą rozmowy pasażerów z kierowcami podczas przejazdów.
Badania wskazały, że to Polacy chętniej podejmują rozmowę z obcą osobą siedzącą za kierowcą – co drugi „taksiarz” przyznał, że to pasażer najczęściej ją inicjuje. Tematyka tych rozmów czasami bywa złożona, nawet mimo krótkiego czasu spędzonego na tylnym siedzeniu taksówki, a to, czy pasażerowie są rozmowni, zależne jest zwykle od celu ich przejazdu.
Kierowcy zostali poproszeni o wskazanie najczęstszych tematów do rozmów z pasażerami. Wówczas koronawirus był na pierwszym miejscu – 65%. Rozmawiano o nim częściej niż o pogodzie (53%), która wydawałaby się być królową nieformalnych konwersacji. Kierowcy przyznają też, że pasażerowie chętnie podejmują również tematy związane ze zmianami w mieście oraz pracą, sportem i podróżami – co drugi badany kierowca wskazał je jako częste.
30% Polaków zwierza się kierowcom o swoich sprawach prywatnych, a 15% sercowych (sic!). Zdarza nam się też narzekać na korki (32%) albo rozmawiać o zdrowiu (29%).
Pewnie Czytelnik jest zdziwiony, że nic nie ma o polityce. Ano jest ona tematem dysput. Zostawiłem ją na koniec, gdyż o tym chcę skreślić kilka zdań.
4 na 10 kierowców przyznaje, że najczęściej rozmawia z pasażerami na tematy polityczne. No i ja byłem jednym z tych czterech podczas niedawnej podróży ulicami dużego miasta.
Gdy tylko wsiadłem do zamówionej taksówki, jegomość „za kółkiem” (około 60 wiosen) od razu mnie zaatakował: „Panie, co to jest? Na sejmie i w ogóle budynkach państwowych wiszą flagi ukraińskie! To gdzie my żyjemy?!”.
Nie zdążyłem otworzyć ust, a właściciel granatowego mercedesa zaszedł mnie z drugiej flanki: „Zobacz pan, co robią Niemcy? Nie pchają się tam, bo wiedzą dobrze, że już po tej Ukrainie. A my, jak zawsze – za wolność waszą i naszą!”. Tu mnie zatkała konstrukcja słowna tejże argumentacji…
A jegomość dalej nacierał: „Ruscy się zemszczą. Zobaczy pan. Po co nam to? Za wszystkim zawsze stoi Ameryka i Żydzi. Oni mają z tego interes. A my? Figę z makiem?!” (użył bardziej dosadnego porównania, ale nie przystoi go tu cytować, dlatego użyłem lekkiej transkrypcji słów owego obrońcy naszej państwowości).
Ale to nie koniec: „Panie, czy my nie mamy swoich zmartwień. Paliwo drożeje, a my tylko do tej Ukrainy dokładamy. Oni i tak się na nas wypną, kiedy Niemcy groszem sypną. Zresztą tyle się czyta o tym, jak ludzie się wkurzają. Po, co te PESEL-e im dają? Pewnie PiS i Kaczyński w wyborach dostaną ich głosy”.
Kiedy wreszcie przebiłem się przez ten potok słów i zaoponowałem, że oni nie będą mieli praw wyborczych, mój interlokutor zbył mnie krótkim: „Ja czytałem jakiegoś eksperta, który twierdził, że będę mogli głosować”.
A gdzie to przeczytał, zapytałem? I tu się z lekka usztywnił. Zmienił wyraz twarzy i rzucił: „Nie pamiętam”.
Struchlałem, bo minę miał taką, jakby mnie za chwilę z tego swojego pojazdu bojowego piątej kolumny miał wyrzucić na środku ulicy.
Atmosfera stała się ponura. Czekałem tylko na przybycie do celu podróży, by podziękować za ciekawą rozmowę i wysiąść. Jakoś przeżyłem.
A teraz trochę refleksji. Kiedy opowiedziałem mojemu znajomemu tę moją taksówką historię rzekł, że tak myśli spora część Polaków. I że nie można traktować wszystkich tylko hurra z tą pomocą.
Wiem, że tak myślących jest wielu. Ale te szowinistyczne wątki skądś się biorą. Część pewnie ze stereotypów. Jednak obrona zachowania Niemców, a ganienie Amerykanów, to już zupełne odwrócenie skali.
Mój adwersarz nie chciał powiedzieć, gdzie on wyczytał te mądrości o wyborach, ale można się domyślać, jakie jest jego źródło wiedzy. Pewnie tam, gdzie to onegdaj rozczulano się nad tragicznym losem żołnierzy Wermachtu, którzy musieli spędzać święta Bożego Narodzenia w okopach pod Stalingradem. A teraz piszą, że Ukraina wojnę już przegrała, a biedaczyna Putin podupadł na zdrowiu, tak się przejął wojną i losem swoich sołdatów.
Słucha pewnie polityków, sądząc po inwektywach kierowanych pod adresem rządzących – wywodzących się z określonej części sceny politycznej. Tych, co to biadolą, że ukraińskie zboże zagrozi polskim rolnikom, a zapora na granicy polsko-białoruskiej nigdy nie powstanie, a te już zbudowane 140 kilometrów, to jedynie atrapa w tektury… Albo, że przekop Mierzei Wiślanej, to rów, który zaraz zarośnie…
Mógłbym jeszcze tak długo… Ale nie rzecz w tym, żeby się naigrywać. Sprawa jest śmiertelnie poważna.
Za Wikipedią: „Piąta kolumna – określenie stosowane w opracowaniach historycznych i publicystyce, a także w propagandzie politycznej w odniesieniu do grup obywateli będących bądź uznawanych za wrogów wewnętrznych, dywersantów, sabotażystów, szpiegów”.
I na koniec… Józef Piłsudski (Kalisz, 7 sierpnia 1927 r.): „Polskę, być może, czekają i ciężkie przeżycia. Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.”