Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Umarła królowa, ale nie królestwo – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Brytyjska królowa zmarła. Nie jest to jakaś wyjątkowa sytuacja, skoro mówimy o 96-letniej pani, ale świat wydawał się być przekonany, że Elżbieta znalazła w królewskim skarbcu jakiś eliksir nieśmiertelności. 

Wielokrotnie obserwowałem i upajałem się wyrazem zdumienia na twarzach nie tak znowu najmłodszych dzieciaków, którzy dowiadywali się na jakimś etapie życia, że co prawda święty Mikołaj i wróżka Zębuszka nie istnieją, ale królowie i książęta jak najbardziej. I to nie gdzieś „za siedmioma górami, za siedmioma rzekami”, ale półtorej godziny lotu samolotem najtańszych linii.

W samej Europie mamy dzisiaj dwanaście monarchii, z czego dziesięć, to klasyczne monarchie dziedziczne, z książętami, księżniczkami i dworskimi intrygami żywcem wyjętymi z „Gry o tron”.

Co bardzo ciekawe, tylko połowa europejskich monarchii jest w strukturach Unii Europejskiej. Daje to do myślenia, prawda? O ile, oczywiście, uznamy, że monarchia jest mądrzejszym sposobem sprawowania rządów niż demokracja czy dyktatura. A patrząc na zamożność państw rządzonych przez królów i książąt trzeba się głęboko zastanowić, co o niej decyduje: system sprawowania władzy, czy pozostawanie poza Unią Europejską? 

Argumentów za tym, że monarchia lepiej się sprawdza niż inne formy sprawowania władzy jest mnóstwo, ale przeciwnicy od razu podnoszą krzyk, że przecież dzisiejsze monarchie są fasadowe, że dzisiejsi królowie i królowe mają tyle do powiedzenia w realnej polityce, co polscy posłowie głębokiej opozycji. 

I to prawda, jeśli chodzi o mechanizmy rządzenia, ale przecież jest jeszcze coś innego, dużo ważniejszego. Monarchia sprawia, że obywatele mogą opierać się na zaufaniu do stabilności państwa. Król daje fundament, oparcie tym, którzy w szaleńczym pędzie świata XXI wieku tracą oddech. Ludzie uwielbiają żyć życiem innych, sławnych, wyjątkowych. I tak po prawdzie wydaje mi się, że lepiej jeśli brukowce ekscytują się manierami członków dworu, niż dekoltem przelotnej gwiazdeczki, której za parę tygodni nie będzie kojarzył już nikt, oprócz jej chirurga plastycznego. 

Większość europejskich monarchii jest „od zawsze”, ale przecież można, w ramach eksperymentu intelektualnego, wyobrazić sobie, że Polacy na fali setek artykułów o królowej Elżbiecie, o europejskich monarchiach i zaletach tego typu sprawowania władzy postanawiają w referendum zmienić zupełnie system i przywrócić Królestwo Polskie. 

Aj, cóż by się działo… Sejm elekcyjny zwołany w Warszawie, jak tradycja nakazuje, obradowałby długimi miesiącami. Bo jak wyłonić tego, komu godność przystoi polską koronę mieć w opiece? Lud cały decydować nie powinien, bo to jednak trochę nie pasuje, żeby – za przeproszeniem i oczywiście pleno titulo – plebs wybierał papieża czy króla. Przedstawiciele społeczeństwa, choćby i wszystkich stanów, niech wybierają między najdostojniejszymi pretendentami do korony! 

Widzicie Państwo te umizgi, dworskie zabiegi, koterie, te spiski? Prawa strona już by chciała wystawić lidera głównej partii, ale klangor się rozlega okrutny: jakże to, bezdzietny kawaler na króla? Lewa strona odwrotnie, waha się między kolorem tęczy, a opcja niemiecka postuluje dżentelmena, który już całą Europą rządził, a przynajmniej berło z takim zapałem ściskał, że wydawać się mogło, iż posady kontynentu z jego determinacji jedynie siłę biorą. 

A te obietnice, słyszycie Państwo? Jedni chcą dawać po tysiąc plus, drudzy skupiają się tylko na elektorach po cichu im obiecując na własność spore kęsy narodowego majątku, który jeszcze się jakimś cudem ostał. 

Można oczywiście naigrywać się do woli, ale prawdą jest, że nasz system sprawowania władzy, oparty na Konstytucji przygotowywanej przez niechlubnej pamięci prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, jest chyba wzorcowym przykładem tego, jak nie należy konstruować mechanizmów nowoczesnego państwa. I pewnie każdy inny system byłby lepszy. Tylko najpierw musiałby się znaleźć większość sejmowa mogąca zmienić Konstytucję, tak by zapewnić choćby faktyczny trójpodział władzy, czy jednoznacznie określić zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi. 

Mówi się, że Prawo i Sprawiedliwość chce jeszcze tej jesieni zmienić system wyborczy, ordynację lub przynajmniej okręgi wyborcze. Wbrew pozorom wystarczy przecież podwoić liczbę okręgów wyborczych, co sprawi, że w każdym będziemy wybierali nie kilkunastu, a kilku posłów. W efekcie takiego prostego zabiegu realny próg wyborczy skoczy z pięciu procent do dwudziestu i tylnymi drzwiami zostanie wprowadzony system dwupartyjny na wzór amerykański. 

Można? Pewnie, że można. Pytanie tylko, czy będzie to z pożytkiem dla kraju. Jakby był król, to by robił wszystko, żeby zostawić swojemu dziecku kraj bogaty i dobrze zorganizowany. W demokracji nie patrzy się dalej niż do końca kadencji.

Marian Rajewski

Kategoria:
MArian19 Wikipedia