Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Trwoga – Felieton Pawła Skuteckiego

 

Za dwadzieścia lat co trzeci Polak ma być w wieku powyżej 65 lat. Tak mówią, ale ja akurat w to nie wierzę, bo widziałem z bardzo bliska, jak potężne starania czynią różne środowiska, żeby odwrócić ten trend. Mimo wszystko wizja kraju pełnego emerytów może przyprawić o palpitację. 

Już dzisiaj niespecjalnie wiadomo, jakim cudem system wciąż jeszcze jakoś działa. W Polsce legalnie pracuje łącznie około 15 milionów osób, to znaczy za tyle osób ktoś płaci podatki, dla niepoznaki nazywane czasem składkami. 

Do tej liczby wliczana jest jednak armia osób, których pracodawcą jest bezpośrednio lub za jakimś pośrednictwem budżet państwa, czyli ponad 600 tysięcy nauczycieli, około 700 tysięcy urzędników każdego szczebla i pozostała drobnica: 100 tysięcy policjantów, tyleż samo żołnierzy itp., itd.

Ponoć dziesięć lat temu w szeroko pojmowanej budżetówce pracowało ponad trzy miliony osób. Dzisiaj pewnie jest to już jedna trzecia ogółu zatrudnionych. Sprawne państwo musi kosztować, ale musi też po prostu mieć pieniądze na swoje utrzymanie. A w praktyce wychodzi na to, że 10 milionów Polaków musi utrzymywać całą resztę: tych, którzy pracować – jeszcze lub już – nie mogą, tych którzy pracują na rzecz dobra wspólnego i cały pozostały aparat państwa plus kilka milionów uchodźców z Ukrainy. Dużo, prawda? 

Czasy, kiedy garstka urzędników wspieranych milicją i wojskiem potrafiła wprowadzić stan wojenny i kilka lat trzymać za pysk cały naród, dawno minęły. Dzisiaj potrzebne są skomplikowane narzędzia, cała ta misterna architektura manipulacji, perswazji i inżynierii społecznej wspieranej przez potężny walec medialny. Efekt może sprawić, że zadrżą serca i kieszenie, bo zwyczajnie system może nie wytrzymać kosztów, o ile nie jest zasilany dochodami z ropy czy gazu, a my pechowo akurat tych dóbr nie mamy w nadmiarze. Mamy za to węgiel, ale póki jeszcze EuroSojuz dycha, to musimy się wstrzymać z odcinaniem kuponów. 

Przeraża mnie ostatnio liczba znajomych i znajomych znajomych, którzy odchodzą z tego świata w wieku przedemerytalnym. Mamy do czynienia z jakąś epidemią zgonów młodych, sprawnych, zdrowych ludzi. Przynajmniej takie można odnieść wrażenie patrząc na serwisy społecznościowe i rozmawiając przy świątecznym stole o sąsiadach i kolegach z wojska. Jak ktoś był w wojsku, bo jak nie był, to kolegach ze studiów. I wychodzi na to, że jakaś naprawdę tajemnicza siła zabiera na drugi brzeg masę ludzi. Czasem bardzo znanych, tak ogólnopolsko, jak i regionalnie, lokalnie. Niektórzy wiążą tę kwestię ze słynnym wirusem, inni wręcz przeciwnie – ze sposobami, jakimi próbowano zatrzymać rzekomą epidemię. Tak, czy inaczej: strach. 

Mimo tego co mówią niektórzy, nie jestem fanem teorii spiskowych. Zdecydowanie w tej kategorii wolę praktykę spiskową. A właściwie to nie spiskową, a zdroworozsądkową. Przed wiekami rozumu strzegła brzytwa Ockhama, która to zasada kazała wybierać najprostsze rozwiązanie i nie komplikować spraw ponad miarę. Miało to uzasadnienie, jeśli wziąć pod uwagę teologiczne konstrukcje budowane w czasach wieków średnich. 

Dzisiaj posługiwanie się twardym, bezwzględnym rozumowaniem odartym z ideologii może prowadzić wprost do celi. Nie przesadzam: proszę gdzieś oficjalnie podzielić się opinią, że gatunek ludzki dzieli się na płeć męską i żeńską, albo choćby tak skandaliczną tezą, że kultura białego człowieka wierzącego w biblijnego Boga wydała nieporównywalnie wyższej klasy dzieła sztuki niż afrykańskie plemiona. Zarzuty murowane, a i wstyd wieczysty. To znaczy: dozgonny, bo wieczność to też termin raczej podejrzany. 

Zostawmy jednak te rozważania i wróćmy do konkretu: starzejemy się na potęgę. Oczywiście nie wszyscy, tylko ci, którzy przeżyją konfrontację z czymś, co kiedyś nazywało się służbą zdrowia, a dzisiaj już tylko jego „ochroną”. Od wielu już lat wszystkie kolejne rządy zajmują się „reformowaniem”, „urealnianiem” i „usprawnianiem” systemu, a nikt nie miał odwagi zapytać głośno, donośnie: dla kogo i po co jest ten cały „system”? Dla lekarzy, urzędników, koncernów farmaceutycznych, czy pacjentów, którzy za niego płacą? 

Ciągły, rażący w oczy konflikt interesów toczy polski system ochrony zdrowia od samych korzeni. Wszyscy mają coś do powiedzenia, oprócz pacjentów, dla których system wydaje się obcy, nieprzyjazny, a czasem wręcz wrogi. Polacy nie rozumieją dzisiaj o co toczy się spór, dlaczego mimo gigantycznych pieniędzy pompowanych w koncerny farmaceutyczne, szpitale, zastępy ekspertów i przychodnie równolegle i w tym samym tempie rosną lekarskie fortuny i… kolejki.

Wizja społeczeństwa, w którym liczba emerytów sięga jednej trzeciej skorelowana z jakością ochrony zdrowia budzi trwogę.

Paweł Skutecki

Kategoria:
Skuter01 shutterstock via pit pl