Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Skorupa – Felieton Mirosława Lisowskiego

„Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami” – rzekł Carl von Clausewitz. Prawda to znana od lat. Ale niestety wdrażana od wieków. Czy wręcz od zarania dziejów.

Inną „dewizą” jest to, że polityka jest cyniczna. Nie liczą się ofiary, ale interesy. Przypisywane Stalinowi słowa: „Śmierć jednego człowieka, to tragedia. Śmierć milionów, to tylko statystyka” – obrazują sposób myślenia człowieka radzieckiego.

I oto na naszych oczach, to wszystko się dzieje. Możemy włączyć telewizor i obejrzeć obrazy, które nie są fabułą filmu, ale brutalną rzeczywistością.

I tym razem kilka zdań ode mnie o telewizji, czy szerzej mediach…

Wielokrotnie w tym miejscu odnosiłem się do zjawiska ekshibicjonizmu medialnego. Nośniki, zwane socjal-mediami, wypełnione są zdjęciami osób publicznych, ale i też nikomu nie znanych, które uznały, że świat tylko czeka na to, by poznać każdą minutę ich życia. 

Chwilami robią to nachalnie. I odbiorca chętnie zablokowałby tę „nachalność”, ale bądź tego nie potrafi, bądź nie może…

Ilekroć głoszony jest sprzeciw wobec takich zachowań, najczęściej spotyka się to z twierdzeniem: taki jest teraz świat. Coraz mniej miejsca zostaje na wątpliwości. Na krytykę. Odrzucenie takiego postępowania.

Nie wolno się godzić na to, że spojrzenie na otaczającą rzeczywistość ogranicza się do kilku cali smartfona. I kilkudziesięciu znaków komentarza, bo na więcej technika nie pozwala… A i niestety coraz częściej ubogi zasób słów, i tego, co się ma do przekazania… No może poza tego, że właśnie zjadło się śniadanie, albo kupiło nową sukienkę.

Wojna za naszą granicą powszechnieje. Widać to w okienku telewizora… Wiadomości z frontu nie zajmują już całych wydań dzienników, ale połowę. Wracają tematy sprzed 24 lutego… Zauważalne stają się rzeczy, które umykały w konfrontacji z obrazami śmierci. 

I powraca nachalność postępowania, która nie jest już zależna od wielkości ekranu. Choćby darmowe promowanie siebie i rodziny. To staje się normą. Wynika nie tyle z „prikazu”, ale serwilizmu, który nakazuje uznać, że jak po raz 37. pokażę szefa i jego żonę, to moja pozycja zawodowa jedynie na tym zyska.

Obrazy wojny uodparniają. Nic już nie jest w stanie człowieka zaskoczyć… To także skutek medialnej indoktrynacji filmami i grami komputerowymi, które zabicie stu, czy dwustu przeciwników, sprowadza się do sposobu na miłe spędzenie czasu przed monitorem. W obliczu brutalności prawdziwego życia zaciera się granica między fikcją a rzeczywistością.

Jedna z osób, która przebywała kilka dni w Hiszpanii, była zdruzgotana tym, że nie znalazła chociaż drobnego dowodu na solidarność z walczącą Ukrainą. 

Mało tego – kiedy pokazała znajomym mieszkańcom tego pięknego kraju obrazy wojny w swoim telefonie, to usłyszała pytanie: A co to za film…? Kiedy nasz rodak wytłumaczył, że to nie jest żaden film, spotkał się z zaskoczeniem i zdziwieniem, że to ma naprawdę miejsce w Europie. 

Nie przyjmowali tego tak, jak my to robimy… No bo to daleko… Gdzieś tam na wschodzie. Jak to ujął cytowany już przeze mnie jeden z rzeczników prasowych amerykańskiego rządu: „przy granicy z Europą”.

Nie powinna specjalnie dziwić taka postawa. Na to liczył agresor: na tłuste, syte i rozleniwione społeczeństwo Zachodu. Nie będzie przecież umierać za Kijów, czy Mariupol… Po kilka dniach nawałnicy i bestialstwa schowa się w NATO-wskiej skorupie… I przeczeka. A później zaakceptuje stan powojenny. I wszystko wróci do normy.

Zapyta ktoś… I co dalej? Mamy szukać „swojej” skorupy? Wielu już ją znajduje. Udaje, że nie widzi. Ucieka od telewizyjnego, czy internetowego przekazu. Pomija złe wiadomości. 

I dlatego wspomniany, trochę przykładowy dla potrzeb tego felietonu Hiszpan, nie przyjmuje do siebie słów byłego prezydenta Rosji Medwiediewa, że celem rosyjskiej operacji jest „możliwość zbudowania wreszcie otwartej Eurazji – od Lizbony po Władywostok”. A że do Lizbony po drodze jest Madryt i Hiszpania…

Wracając do mediów… Polskich mediów. Po 24 lutego intensywnie obserwowałem telewizje informacyjne. Z wiadomych względów – wojna tuż, tuż… I rzeczywiście przekaz był bogaty…

Teraz, po 65 dniach, u jednych znów szczucie, u drugich brukselska połajanka Polski, u innych zaś… klasyczny serwilizm…

Gorzko jakość zabrzmiało to wszystko. Taki nastrój… Choć powinien być radosny, poświąteczny, wiosenny…

Najłatwiej byłoby wyłączyć telewizor i schować się w skorupie… Albo pójść po linii i czekać aż się wykrwawią… Jedni, albo drudzy…

Konfucjusz pisał: „Jeśli masz wroga nie walcz z nim. Usiądź na brzegu rzeki i poczekaj, aż woda przyniesie jego ciało”. 

pastedGraphic.png

Kategoria:
Mirosław Lisowski