Specjaliści od PR-u, kształtowania wizerunku, szkolenia medialnego na pierwszej lekcji uczą podstawowej zasady: kiedy widzisz mikrofon, to musisz zakładać, że jest włączony, a to, co mówisz, może być nagrane. I wykorzystane.
Oczywiście nie dotyczy to słynnych biesiad u „Sowy i przyjaciół”, bo tam nagrywani nie mieli świadomości, że jakieś mikrofony w sałatce, czy innych krewetkach się znajdują.
Są też i tacy, którzy mawiają, że to całe rejestrowanie niby nieświadomego interlokutora, to zwykła ściema. Że ów chce coś ważnego przekazać miastu i światu, ale w sposób zawoalowany.
Z czym mamy do czynienie w przypadku Donalda Tuska i jego wynurzeń w TVN24? Przypomnę: „Demotywuje mnie świadomość, że będę musiał kandydować. (…) To jest tak upiorna myśl, że ja będę tam z powrotem siedział… na tej Wiejskiej”.
Kiedy te słowa obiegły internety i telewizje, zaczęło się tłumaczenie…
Pierwsza zareagowała redaktor Agata Adamek, do której były premier kierował (oczywiście poza tkwiącym w marynarce mikrofonu) te wiekopomne słowa.
„Kontekst ma znaczenie. Rozmawialiśmy o stylu obecnego parlamentaryzmu, w tym o zachowaniu marszałka Terleckiego wobec dziennikarzy, a więc przecież także wobec naszych Widzów” – napisała na Twitterze.
Konia z rzędem temu, kto znajdzie w tej wypowiedzi logikę (albo logistykę, jak to mawia red. Olejnik). Bo, co ma piernik do wiatraka? To marszałek Terlecki perfidnie włączył nagranie?
A teraz nieco o okolicznościach. Jak donoszą media specjalizujące się w „temacie”, całe zamieszanie wyglądało tak…
Subskrybenci serwisu streamingowego TVN24 GO mogą liczyć na przedpremierowe materiały i dodatkowe treści, niedostępne w kanale głównym TVN24. Pierwsza część rozmowy w programie „Jeden na jeden” Agaty Adamek z Donaldem Tuskiem trwała 22 minuty.
Druga, też na żywo, była dostępna tylko w TVN24 GO i trwała 8 minut. I właśnie wtedy doszło do rzeczonego nagrania. Ktoś w reżyserce po prostu w porę nie przełożył wajchy na konsoli… I te kilka sekund wyciekło…
Ale to nie koniec przecież. Bo ktoś na tym TVN24 GO tę wypowiedź nagrał i „puścił” w świat. Trzymając się „logiki” pani Adamek, pewnie to Ryszard Terlecki uczynił…
I na koniec tej sekwencji wydarzeń komentarz samego zainteresowanego D.T., autora tychże mądrości: „Myślę, że delikatnie się wyraziłem na temat Sejmu pod władzą PiS, bo to, co stało się z polskim parlamentaryzmem w ostatnich latach, to rzeczywiście coś upiornego”.
Dla mnie upiorne jest co innego. Mawia się, że ciekawe wypowiedzi, to „poza mikrofonem” się pojawiają. Teraz nasze życie, także to publiczne, nie jest już anonimowe. Sami się z tej anonimowości odzieramy. Facebook, czy Instagram pełen jest dowodów na to.
Już Orwell o tym pisał… O wielkich ekranach w każdym domu śledzących poddanych ideologii Wielkiego Brata.
Dożyliśmy takich czasów. Strach się odezwać, a nuż ktoś słucha i moja myślo-zbrodnia wyjdzie na jaw?!
I jeszcze jedna kwestia. Zresztą odnosiłem się już do tego wiele razy w tym miejscu… To bratanie się polityków z mediami.
Proszę zwrócić uwagę w jakiej dziwnej symbiozie żyją, choćby na opisywanym przykładzie się opierając. Warto obserwować programy z udziałem polityków, jak się wręcz mizdrzą do dziennikarzy prowadzących. Nie wiadomo, kto jest ważniejszy.
Choć ja mam dziwne przekonacie, że prowadzący… No bo jeśli nie będę się do niego odnosił z należytym szacunkiem, to mnie po prostu następnym razem nie zaprosi…
Na dodatek gospodarz programu pozwala sobie na wzniosłe monologi i głoszenie swoich poglądów. Wygłasza jakąś tezę i każe się do niej odnosić obecnym w studio. Nie daj Boże, że wypowiedź będzie niezgodna z jego myśleniem. Wtedy potrafi przerwać politykowi, a nawet zrugać. A ten potulnie zamilknie.
Są też tacy, którzy rzucają między polityków drażliwy temat i z nieukrawanym uśmieszkiem obserwują, jak owi wybrańcy narodu rzucają się sobie do gardeł… I kończy program cynicznym komentarzem w stylu… „Lubię patrzeć, jak panowie się spieracie… Tak merytorycznie”…
Dla jasności… dotyczy to wszystkich telewizji. To choroba całego establishmentu medialnego… Nie wykluczając także nas.
„Miś” Stanisława Barei; Bogdan Zagajny, reżyser filmu „Ostatnia paróweczka hrabiego Barry Kenta”: Na każdą rzecz można patrzeć z dwóch stron. Jest prawda czasów, o których mówimy i prawda ekranu, która mówi: „Prasłowiańska grusza chroni w swych konarach plebejskiego uciekiniera”.