Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Kręgi piekieł: Bucza, Srebrenica, Mniszek – Felieton Mariana Rajewskiego

 

Zmasakrowane ciała ofiar leżące na ulicach, odkopywane z masowych grobów trupy, przestrzelone czaszki i poobcinane kończyny – to nie jest wizja z chorej gry komputerowej, takie rzeczy dzieją się wszędzie tam, gdzie międzynarodowa opinia publiczna nie chce, albo nie umie patrzeć. Tym razem koszmarne obrazki pochodzą z ukraińskiej Buczy, gdzie Rosjanie mieli parę dni temu dokonać masakry. Już teraz powinni jechać tam światowi eksperci od zabezpieczania śladów, bo to, co było niemożliwe w latach 40., co było bardzo trudne w latach 90., dzisiaj jest w zasięgu techniki kryminalistycznej każdego z europejskich krajów. 

Odpowiedzialność za śledztwo powinna spocząć nie na Ukraińcach, ale na jakiejś międzynarodowej organizacji, która będzie gwarantowała bezstronność konieczną podczas późniejszych procesów karnych wytaczanych bezpośrednim i pośrednim sprawcom masakry.

Ukraińcy bardzo chcą pokazać to, co się wydarzyło w Buczy jako nową Srebrenicę, która była przecież bałkańskim Mniszkiem. Muszą jednak pamiętać, że sprawcy tych dwóch zbrodni pozostali nierozliczeni, z różnych zresztą przyczyn. O ile Niemcy generalnie nie odpowiedzieli za swoje wojenne zbrodnie, popełniane nie tylko w obozach koncentracyjnych, ale na całym zajętym przez siebie terytorium Rzeczypospolitej, to na Bałkanach do dzisiaj nie wiadomo, co tak naprawdę wydarzyło się w Srebrenicy i okolicznych miejscowościach.

Kiedy Niemcy weszli we wrześniu 1939 roku do Polski, mieli gotowe już listy Polaków przeznaczonych do wymordowania. Na Pomorzu nie musieli nawet „wchodzić”, bo przecież od lat mieszkali po sąsiedzku z Polakami. Znali się doskonale, mówili po polsku, handlowali i przyjaźnili się z polskimi sąsiadami. 

I nagle nazizm wywrócił im rozumy i sumienia na drugą stronę. Paramilitarne bojówki Selbstschutzu nie zabijały w ciemno, pukały do konkretnych drzwi i wyprowadzały konkretnych ludzi razem z całymi ich rodzinami. 

Potem w Mniszku, w okolicach Świecia, niedaleko Bydgoszczy, w nieczynnej żwirowni Niemcy, zwykli uzbrojeni Niemcy zamordowali strzałami w tył głowy około 10 tysięcy Polaków. Niektórych zakopywano jeszcze żywych, dusili się pod ciałami kolejnych, spadających do dołu ofiar. Niemieccy sąsiedzi wymordowali polskich sąsiadów z najpłytszych powodów: żeby przejąć ich gospodarstwa, żeby oczyścić świat z podludzi, z zemsty za faktyczne lub urojone przewiny. 

W Srebrenicy i okolicach ponad osiem tysięcy bośniackich muzułmanów zostało zamordowanych przez regularne serbskie wojsko – tyle oficjalna wersja wydarzeń. Podobnie jak w Mniszku, na polskim Pomorzu, także tam, w Bośni, krew niewinnych, cywilnych ofiar płynęła tygodniami. 

To nie był eksces pijanych żołdaków, tylko systematyczna, konsekwentnie prowadzona rzeź nieuzbrojonych mieszkańców okolicznych wsi. Kiedy byłem tam po ponad dwudziestu latach wciąż czuć było w powietrzu paniczny strach i zapach świeżej krwi. Nikt nikomu nie patrzył w oczy. Wrzód na sumieniu Europy i NATO, które biernie przyglądały się masakrze. 

Bucza jest inna, bo dzieje się tu i teraz, na naszych oczach, a mimo to widzimy wszystko bardzo niewyraźnie, jakby wszystkim stronom zależało na tej mgle. Obrazki, które obiegły świat pokazują kilka-kilkanaście ciał. Ukraińskie źródła mówią o około trzystu ofiarach, ale różnica jest tylko w skali piekła, które jak wiadomo ma wiele kręgów. 

To, co łączy Mniszek, Srebrenicę i Buczę to – z tego, co dzisiaj już wiemy – kwestia zaplanowania zbrodni, na wskroś racjonalnego stworzenia listy przyszłych ofiar i metodycznego wykonania obłąkanego planu.

Zbrodniarze z Mniszka w zdecydowanej większości uniknęli odpowiedzialności za swoje czyny, podobnie jak wykonawcy zbrodni ze Srebrenicy. Jak będzie teraz? Czy Ukraińcy potrafią tak zabezpieczyć dowody, żeby udało się potem postawić przed sądem i skazać konkretnych sprawców, zarówno tych, którzy trzymali broń, jak i tych, którzy wydawali rozkazy? I przede wszystkim, czy tym razem będzie determinacja społeczności międzynarodowej, żeby sprawę do końca wyjaśnić, postawić zarzuty i ukarać sprawców?

Wojna na Ukrainie jest postrzegana jako pierwszy konflikt nowego typu: rozgrywający się również w sferze informacyjno-propagandowej. Obie strony prześcigają się w tworzeniu wydarzeń medialnych pokazujących przeciwnika w jak najgorszym świetle. Tym razem pamięć ofiar wymaga, żeby zbrodnię ludobójstwa wyjaśnić poza medialną i propagandową mgłą. 

Muszą to zrobić instytucje zewnętrzne, muszą być konkretne dowody na konkretne sprawstwo. Minęło raptem kilka dni, to naprawdę można zrobić uczciwie, rzetelnie i tak, by można było wyniki śledztwa wykorzystać procesowo. Decyzja należy teraz do Ukraińców.

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian08 Supinsky AFP