Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Kobiety do środka! – Felieton Pawła Skuteckiego

Widać, że marzec jest dla rolników dobrym czasem do protestów. Tak było za komuny i tak też jest dzisiaj. Budząca się nieśmiało wiosna rozpala emocje w ludziach, którzy żyją z roli. Nie zawsze są to emocje pozytywne.

Przez wieki rolnicy byli uzależnieni od kaprysów przyrody. Pogoda mogła sprawić, że głodowały całe rodziny. A przecież susze, powodzie, gradobicia, pożary to tylko wierzchołek góry tragedii, które spotykały ludzi żyjących w symbiozie z naturą. Przyroda bywa oczywiście oszałamiająco piękna, hipnotyzuje swoim pięknem i obfitością darów, ale potrafi być bezwzględnie okrutna. Dostępne powszechnie ubezpieczenia nieco zmniejszyły ryzyko głodu i bezdomności na wsi, ale przecież nie zlikwidowały go całkowicie. Wciąż w obliczu potęgi natury bywamy kompletnie bezradni, jak to miało miejsce przecież nie tak znowu dawno w okolicy Rytla, gdzie nawałnica zrobiła spustoszenie, jakiego nie pamiętali najstarsi mieszkańcy.

Do nieobliczalności i nieprzewidywalności przyrody przywykliśmy. Uczą nas tego bajki, legendy, opowieści zmyślone i fakty historyczne. Jesteśmy od dziecka przyzwyczajeni do tego, że z żywiołem nie da się wygrać, można go próbować okiełznać, ale nigdy nie wolno stracić przed nim respektu.

Dzisiaj rolnicy mówią, że w porównaniu do polityków, natura bywa też łaskawa. Politycy od zawsze traktują wieś jako zaplecze armatniego mięsa i niskokosztowych wpływów do budżetu? Patrząc na historię trudno polemizować z takim poglądem. Patrząc tylko na ubiegły wiek widać wyraźnie, że mieszkańcy wsi byli traktowani instrumentalnie przez wszystkie rządy, wszystkie systemy polityczne i wszystkie partie, mimo że całą Europę przed koszmarem bolszewizmu obronili Polacy właśnie wtedy, kiedy premierem był chłop, Wincenty Witos.

W marca 1981 roku rolnicy postanowili okupować bydgoskie biura Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego, czym uruchomili lawinę, której ostatnim kamyczkiem był upadek PRL i całego Układu Warszawskiego. Mogło się wydawać, że na początku chłopi w Bydgoszczy chcieli tylko i aż rejestracji chłopskiej Solidarności, przynajmniej tak to wyglądało na poziomie najbardziej oczywistym. Tak naprawdę chcieli zmian, prawdziwych, głębokich zmian. Widać przecież było gołym okiem, że komuna doszła do ściany. System był niewydolny, jasne – ale przecież nie on pierwszy i nie ostatni. Niewydolność systemu nie jest jak się wydaje główną przyczyną buntów. Więc co?

Wydaje mi się, że systemy padają wtedy, kiedy ludzie zaczynają widzieć ich nędzę intelektualną, brak prawdziwej legitymacji do stanowienia prawa i obyczaju, pusty zbiór zasad moralnych i etycznych stanowiących fundament władzy. Brzmi to może zbyt górnolotnie, ale mówiąc wprost chodzi o to, że ludzie zamiast władzę szanować, poważać, a przynajmniej się jej bać, zaczynają się z niej śmiać. Taki można zarysować schematyczny cykl upadku danej władzy, czy nawet konkretnego systemu: najpierw ludzie liczą na to, że władza się zmieni, że kolejny rząd będzie lepszy, bardziej skupiony na rozwiązywaniu problemów, niż na ich tworzeniu. Później drwią z władzy, próbują maskować pozornie bezsilną wściekłość nieobyczajnymi żartami, ironią, satyrą, pospolitą drwiną. Wreszcie odmawiają posłuszeństwa.

Na którym etapie są dzisiaj polscy rolnicy? Mają za sobą nadzieje, że kolejny rząd stanie twardo po ich stronie, nie liczą też na mityczny rozum „zachodniej”, „cywilizowanej” Europy, która okazała się skupiona wyłącznie na końcu własnego nosa. Drwiny z debat o krzywiźnie banana i klasyfikacji gatunkowej ślimaka (ryba to, czy nie ryba?) mamy też już za sobą.

Teraz obie strony doszły do ściany. Dla Unii Europejskiej polscy (ale przecież nie tylko polscy!) rolnicy to źródło zbędnego dwutlenku węgla i czynnik ryzyka dla obszarów chronionych, a dla rolników Unia jest dzisiaj okrutnym, bezmyślnym i bezwzględnym okupantem. Bój idzie nie przekonanie kto ma rację, ale o fizyczny byt. Tak przynajmniej mówią rolnicy, którzy z mniejszym czy większym zrozumieniem przeczytali dokumenty unijne mówiące o zeroemisyjności, Zielonym Ładzie i innych sztandarowych projektach zdecydowanie lewoskrętnej elity Paryża i Berlina.

Polski rząd stoi okrakiem na pieniądzach, które Unia nam pożyczyła w ramach planu odbudowy. Koalicja Obywatelska lwią część programu wyborczego opierała na tych właśnie pieniądzach i teraz nie może powiedzieć unijnym liderom, że w jakiejś kwestii się nie zgadza, że wyżej stawia interes polskich rolników niż ideologię, na której opiera się wizja europejskiej przyszłości.

A rolnicy? Postrajkują, zrażą do siebie miastowych i wrócą pokornie do swoich gospodarstw pracować na odsetki od kredytów? Czas pokaże. Jedno wydaje się pewne: zbliżamy się do poważnego przesilenia.

Paweł Skutecki

 

pawel.skutecki@wolnadroga.pl

Kategoria:
Skuter07 Gerd AltmannPixabay