Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Etos etosem, ale samo się nie sprzeda – Felieton Mariana Rajewskiego

Przed wojną był wąski katalog zawodów, które zapewniały przynależność do narodowej elity. Byli to oczywiście kolejarze, nauczyciele, policjanci, profesorowie, ale też pocztowcy. Poczta Polska stanowiła bastion patriotyzmu, ale i wzór gospodarności. A dzisiaj?

Przedwojenni pocztowcy byli urzędnikami państwowymi, których obowiązywał etos zawodowy. Kiedy latem 1939 roku pomorscy Niemcy przygotowali listy z nazwiskami Polaków przeznaczonych do „likwidacji”, byli na nich także pocztowcy. Na ile słusznie Niemcy podejrzewali ich o wyjątkowy patriotyzm i wierność zasadom, może świadczyć obrona poczty gdańskiej. Wyszkoleni przez instruktorów Związku Strzeleckiego przez cały dzień 1 września pocztowcy odpierali huraganowe ataki uzbrojonych po zęby niemieckich żołnierzy. Po kapitulacji zostali pojmani i po kilku dniach rozstrzelani.

Międzywojenna Poczta Polska była instytucją, która w wielu miejscach kraju dosłownie reprezentowała państwo polskie. W mniejszych ośrodkach poczta – obok szkoły i kościoła – stanowiła o znaczeniu danej miejscowości. Potem, za czasów komuny, poczta również trzymała fason. Oczywiście listy, zwłaszcza te z zagranicznymi znaczkami, dość często miały zwyczaj gubić się gdzieś po drodze, ale poczta była pocztą. Zwykle były to ogromne gmachy w centrach miast, co natychmiast sugerowało, że mamy do czynienia z bardzo ważną instytucją.

A potem przyszły dla poczty mroczne czasy chaosu. Nikt nie miał i zdaje się, że wciąż nie ma pomysłu na Pocztę Polską. Próbowano rzecz jasna różnych modeli, ale działo się to wszystko w ogromnym bałaganie i bez żadnego planu. Jedni zamykali poczty i stawiali na placówki agencyjne, drudzy robili odwrotnie. Jedni inwestowali w rozwiązania elektroniczne, jak choćby podpis elektroniczny i tego typu sprawy, drudzy wciskali do pocztowych okienek gazety, książki i rajstopy.

Kolej też przeżywała w ostatnim stuleciu różne chwile, ale nigdy tak dramatycznie bezsensowne jak poczta. Za komuny było jak było, ale pociągi jeździły. Potem ekipa związana z Platformą miała różne pomysły, część spółek posprzedawała, część dworców pozamykała, a część torów rozebrała w diabły, ale całej kolei nie udało jej się sprywatyzować dzięki czemu mamy dzisiaj wciąż do czynienia z PKP, a nie wyłącznie z Deutsche Bahn. Bywało jak mówię różnie, ale polska kolej, głównie dzięki temu, że związki zawodowe kolejarzy bardzo twardo rozmawiały z każdym rządem mając za sobą całą, potężną Solidarność.

Można powiedzieć, że kolej jest wciąż doskonałym środkiem transportu, zarówno ludzi, jak i towarów: bezpiecznym, ekologicznym, wygodnym i co bardzo ważne – konkurencyjnym cenowo, a poczta, no cóż. W czasach Internetu można mieć duże wątpliwości odnośnie perspektyw tradycyjnej poczty? Guzik prawda!

Poczta wciąż ma co robić. W ubiegłym roku zrealizowała ponad 400 milionów „usług powszechnych”. Jest o co się bić, bo z roku na rok rynek nie maleje, a rośnie. Ten wzrost jest bardzo znaczący, bo w ubiegłym roku jeśli chodzi o całość rynku usług pocztowych w Polsce wzrósł on o 11 procent. Łącznie rynek listów i przesyłek kurierskich w Polsce był w ubiegłym roku wart ponad 14 miliardów złotych. Jest o co się bić, ale…

Poczta Polska jest niestety wciąż gdzieś na początku lat 90. Nie chodzi już o tych listonoszy, którzy zajmują się głównie nie tyle roznoszeniem listów i paczek, to wciskaniem awizo do skrzynek. Nie chodzi już nawet o te smutne panie z okienek, które czasem wydają się żywcem wyjęte z opowieści mistrza Barei. Nie chodzi wreszcie o to, że Poczta kompletnie przespała rewolucję paczkomatów i teraz średnio udolnie próbuje gonić liderów.

Chodzi o to, że Poczta Polska przestała być marką, która kojarzy się dobrze. Poczta dla młodych ludzi to symbol skrajnego obciachu. Znaczki klejone na ślinę, listonosz na rowerze, wieczne kolejki na poczcie, zgorzkniałe panie w okienku, a co najgorsze: drożyzna i dłużyzna.

Dzisiaj na poczcie jest wszystko, oprócz powagi instytucji, na której mogłoby opierać się państwo polskie. Sterty mydełek, krzyżówek, bielizny, batoników i Bóg wie czego jeszcze sprawiają, że Poczta Polska rywalizuje nie tyle z alternatywnymi operatorami pocztowymi, co z przekupami ze starych dobrych lat dziewięćdziesiątych. To trochę tak, jakby dzisiaj prywatni operatorzy śmigali wodorowymi lokomotywami, a PKP zamiast inwestować w technologie próbowało przyciągać klientów stoiskami ze skarpetami i kalendarzami.

Szanujmy kolej, bo przykład Poczty Polskiej pokazuje, jak niewiele brakowało, żeby wszystko zaorać i sprowadzić do ciekawego, ale kompletnie niefunkcjonalnego skansenu.

Marian Rajewski

marian.rajewski@wolnadroga.pl

Kategoria:
Marian16