Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Aktualności

Agenci czy idioci? – Felieton Mariana Rajewskiego

 Mówienie głośno o tym, że ten czy ów polityk reprezentuje bardziej interesy obce niż polskie, jest uznawane za niegodne debaty publicznej. Zarzucanie proniemieckości czy prorosyjskości polskim posłom, senatorom, wyższym urzędnikom państwowym, to przecież krótka ścieżka do trybunału stanu.

Ale niby kto miałby taką sprawę doprowadzić do końca, skoro każda z opcji zarzuca sobie wzajemnie jakieś nie-polskie sympatie i co gorsza idące za nimi działania?

Nie ukrywam, że też czułem niesmak, kiedy z ust lidera Prawa i Sprawiedliwości padały w stronę Donalda Tuska zarzuty o sprzyjanie niemieckim interesom. Oczywiście retoryka mediów i świata polityki ma swoje prawa, więc aktualny premier dostał prawym sierpowym mocny strzał.

„Niemiecki agent” brzmi bardzo poważnie, ale i… pompatycznie. W świecie bardzo poważnych interesów i służb specjalnych za nimi stojących wszyscy wiedzą doskonale, że jest bardzo, ale to bardzo wąska granica między agentem, a pożytecznym idiotą. O ile z tego pierwszego drwić nie wypada, bo budzi pewien respekt, to ten drugi kojarzy się z poczciwym wojakiem Szwejkiem. Niesłusznie!

Pożyteczny idiota jest to określenie, które zadomowiło się w polszczyźnie niedawno i przyszło do nas z języka rosyjskiego. Tak właśnie Włodzimierz Lenin miał określać dziennikarzy ze zgniłego zachodu piszących pozytywnie o rewolucji bolszewickiej i ukrywających jej błędy i niepowodzenia.

Czy to prawda, tego się już nie dowiemy. Na pewno jednak w czasie zimnej wojny sowieccy decydenci tak właśnie określali tych, którzy bez żadnego wynagrodzenia gorliwie służyli sprawie komunizmu w państwach kapitalistycznych. Komuniści wychodzili ze słusznego założenia, że przecież niesienie braterstwa i równości na bagnetach jest drogie i mało eleganckie, a przede wszystkim może być nieskuteczne. Lepiej więc zainspirować zwykłych Niemców, Francuzów, Anglików, Hiszpanów żeby zrobili rewolucję własnymi rękoma, święcie wierząc w jej sens i powodzenie.

Patrząc na dzisiejsze realia, warto wciąż zadawać naiwne pytanie: komu to służy? Bo często jest tak, jak mawiają policjanci kryminalni powtarzając za starożytnymi rzymianami, że ten uczynił, komu przyniosło korzyść. Jeden z najważniejszych obecnie polskich polityków forsuje rezygnację z budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, który według wszystkich analiz i wyliczeń będzie dla Polski szalenie atrakcyjny i opłacalny.

Na ewentualnej rezygnacji z inwestycji skorzystają przede wszystkim Niemcy. Dwie najbardziej prawdopodobne tezy, które należy wziąć pod uwagę są dla niego mało przyjemne: albo jest niemieckim agentem, albo… pożytecznym idiotą. Trudno znaleźć jakiekolwiek inne, trzymające się kupy wytłumaczenie.

A na przykład politycy, którzy tak głośno, histerycznie wręcz domagali się rezygnacji z budowy muru na granicy z Białorusią, to komu – świadomie czy nie, to obojętne! – służyli? Czyje interesy – świadomie czy nie! – reprezentowali politycy krytykujący wydatki poprzedniego rządu na modernizację polskiej armii?

Spór polityczny powinien omijać kwestie fundamentalne, takie jak bezpieczeństwo militarne czy gospodarcze Polski. Tymczasem można odnieść wrażenie, że bardzo wielu polityków traktuje te sprawy instrumentalnie. O ile agenci wszystkich służb walczą ze sobą brutalnie, ale w ukryciu, za parawanem uśmiechów i nienagannych garniturów, to pożyteczni idioci publicznie skaczą sobie do gardeł ku uciesze gawiedzi.

Marian Rajewski

 

marian.rajewski@wolnadroga.pl

Kategoria:
Marian01 cpk pl