Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Z trzeciej strony: Katharsis

Okres Świąt Wielkiej Nocy, to czas, kiedy w świecie chrześcijańskim zaciera się granica między życiem a śmiercią… Kiedy przychodzi refleksja nad kruchością ludzkiej egzystencji; pojawia dystans do otaczającej rzeczywistości, która przy nieuchronności zejścia z tego padołu, staje się jedynie lichym obrazem ułudy…

Czas Zmartwychwstania Pańskiego, to też i dla wielu granica, a może bardziej punkt odniesienia do tego, co w życiu było złego. Co możliwe jest do naprawienia, zmiany…

Bo człowiek jest istotą rozumną, co pozwala budzić takie właśnie refleksje. A i wnioski, bo bez nich, to wszystko daremny trud.

Ta chwila, a i stan po części, to katharsis, czyli z greckiego „oczyszczenie” – uwolnienie od cierpienia, odreagowanie zablokowanego napięcia, stłumionych emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń (Wikipedia).

A czymże jest ten stan ducha… I znów sięgając do Wikipedii, to – za twórcą tejże, Arystotelesem – między innymi oczyszczenie duszy przez doznania artystyczne, a i uwolnienie od kompleksów psychicznych, które dezorganizują funkcje ego i człowieczą świadomość.

A zatem, to czas zadumy, przy wspomnianych doznaniach… To pora na prześwietlenie swojego życia… To moment na podsumowania, oceny, wnioski…

Zapyta ktoś: a po co ja o tym? Ano jeśli spojrzy się na to, co nas otacza, poprzez właśnie taką perspektywę, to każda niemal rzecz, która zdaje się być wprost zasadniczą, umyka bądź karleje, gdy przyłoży się do niej miarę egzystencjalnego oczyszczenia.

Bo wówczas, choćby strajk nauczycieli, czy inne polityczne „uniesienia”, stają się nie tak znów bardzo ważne…

W poprzednim felietonie wspominałem o moich różnych fascynacjach, że tak ujmę – słowno-muzycznych. Kilka osób zwróciło mi uwagę, że te moje wspominki o oprawcach – Leninie, czy Katarzynie II, to lekka przesada, by o nich pisać.

A ja myślę inaczej, gdyż to właśnie biografie takich ludzi (teraz „na tapecie” mam Adolfa Hitlera), sięgnięcie do ich życia, i czasu, kiedy rodziło się w nich zło, to też i katharsis, taki na swój użytek.

I wrócę ponownie do Władimira Iljicza Uljanow, czyli Lenina. Otóż, gdy budziła się w nim dorosła świadomość, znajdujemy rozważania o tym, jak zjednoczyć ponad setkę różnych narodowości carskiej Rosji wokół idei rewolucji…

Co może połączyć różnych Tatarów, Czuwaszów, Inguszy, Kabardyjczyków, Baszkirów, Buriaków, Żydów, Udmurców, Ukraińców, Maryjczyków, Łotyszy, Finów, Białorusinów, Mordwinów, Chińczyków, Rosjan, i wielu, wielu innych?

I Lenin znalazł taki sposób, i to, co ich wszystkich połączy… nienawiść! Cała idea czerwonej rewolucji oparta była właśnie na nienawiści, na jej ciągłym podsycaniu. Trochę w myśl zasady starożytnych Rzymian: „dziel i rządź”.

Tyle tylko, że Lenin nienawiść zastosował jako bardzo skuteczne i jakże tragiczne w skutkach narzędzie rządzenia.

Niestety ten mechanizm funkcjonuje też i teraz, bo nienawiść, czy też łagodna forma – zazdrość (i to nie tylko w sferze uczuciowej), kieruje ludzkimi odruchami.

I w tym miejscu owo katharsis warte jest przywołania… I czy, aby nie jest stosownym odniesieniem do naszych ułomności i nieuchronności tego, co każdego z nas czeka…?

Ale jest też coś, co nienawiścią nie jest… Co przeciwieństwem raczej jest, choć z zazdrością bywa łączone. To miłość! Choć Witold Gombrowicz pisał: „Miłość i nienawiść są dwoma obliczami tego samego”.

Wrócę do ostatniego mojego felietonu. Tam to wspomniałem o Januszu Radku i moim jego słuchaniu. Warto wyciszyć się przy takiej muzyce. Bogatej też i w słowa. Czyli też i katharsis…

I jak nie sięgnąć do wyznań: Żałuję każdego dnia, w którym żyłem bez Ciebie / Podróżowałem księżyce i słońca bez Ciebie / Żałuję każdego dnia, w którym żyłem bez Ciebie / sam.

Albo: Jeszcze raz niech spróbuje każdy z nas / to uczucie w sobie znaleźć / i rozpalić swego serca głaz.

I dalej: Każda miłość niespełniona / miłość nadaremna / miłość łzami przepełniona / to śmiertelny grzech / więc anioły święte, Boże ześlij nam i spraw / by dobrą miłość wielu z nas / odkryło jeszcze raz.

No cóż, żachnie się pewnie teraz Czytelnik, żem się roztkliwił… Może i tak, ale jeśli oczyszczenie ma mieć głos Janusza Radka, jego teksty lub brzmieć, jak Vangelis (jeden z moich ulubionych kompozytorów) albo film „Misja” z Robertem De Niro i Jeremy Ironsem oraz genialną muzyką Ennio Morricone (polecam!) – to niech tak będzie…

Bo każdy ma swoje katharsis…

Mirosław Lisowski - podpis

Kategoria:
strona09