Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

To był rok

Rok 2019 powoli przechodzi do historii. Z całą pewnością to był jeden z najbardziej intensywnych okresów w ostatniej historii, tak politycznej, jak społecznej, gospodarczej i kulturowej. Płonęły stolice nie tylko europejskich państw, Bliski Wschód znów stał się areną koszmaru, a u nas?

Zaczęło się od dramatu, do dzisiaj – po blisko roku – nie do końca przekonująco wyjaśnionego. Na scenę podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wszedł napastnik, zadał kilka śmiertelnych ciosów prezydentowi Gdańska. Na parę chwil wybuchła dyskusja o agresji w przestrzeni publicznej, zwłaszcza w kontekście tak zwanej mowy nienawiści, ale szybko ucichła.

Czy to naprawdę był mord polityczny? Atak szaleńca? Śmiertelne rozgrywki na pograniczu polityki i nie do końca przejrzystego biznesu? Wciąż tego nie wiemy i coś mi mówi, że nigdy się nie dowiemy.

To był rok poważnych konfliktów, nie tylko na linii rząd – poszczególne grupy zawodowe i społeczne, ale szerzej. Konfliktów pomiędzy starym a nowym. Przez cały rok, do dzisiaj, trwał i trwa konflikt między „wyjątkową kastą” sędziów a ministrem Ziobrą.

Problem w tym, że mimo rzekomo brutalnego pacyfikowania i dyscyplinowania sędziów, Polacy wciąż borykają się z wieloletnimi postępowaniami sądowymi w błahych sprawach, a to jest – obok stronniczości, niekompetencji i lekkiego traktowania ducha prawa – największy zarzut Polaków do systemu wymiaru sprawiedliwości. Dzisiaj jest w sądach ponad 15 milionów spraw, więc prawie każdego ten temat dotyczy osobiście. Niestety, wciąż nie widzę najmniejszej poprawy.

We wrześniu skończyła się reforma oświaty – ostatecznie (o ile w polskich realiach można używać tego określenia) zniknęły gimnazja. Miał być kataklizm, osamotnione dzieci błąkające się po ulicach i pogrom bezrobocia wśród nauczycieli, a jest… spokój. Nic złego się nie dzieje, mimo czarnych prognoz. Czasem naprawdę trzeba wszystko wywrócić do góry nogami, żeby było po staremu. Dzieciaków tylko żal. Tym bardziej, że nauczyciele wzięli przykład z rezydentów i przez wiele tygodni utrzymywali stan napięcia i zagrożenia odwołaniem matur. Są zawody, które moim zdaniem powinny być wyłączone z prawa do strajku i w tym zbiorze widziałbym tak lekarzy, jak i nauczycieli. Nie wolno nawet w najsłuszniejszej sprawie brać pacjentów ani dzieci jako zakładników.

W polityce też się dużo działo. Przemknęły przez polityczny nieboskłon całe partie. Tak szybko, jak się pojawiły, tak zniknęły. Robert Gwiazdowski – szanowany ekonomista – szybko odpuścił sobie marzenia o zawojowaniu świata przy pomocy kanapowej Polski Fair Play, a Robert Biedroń – szanowany celebryta polityczny – uznał jesienią, że Wiosna się skończyła i będzie teraz „lewszą” nogą lewicy. Nowej Lewicy.

Dwa razy szliśmy do urn. Najpierw, w maju, wybieraliśmy europosłów. Nie było zaskoczenia: mandaty wzięły tylko dwie duże partie (PiS i PO) oraz lekko przekraczająca próg efektem świeżości Wiosna. Rzecz jasna wszystkie ugrupowania ogłosiły swoje zwycięstwo, nie licząc tych, którzy znaleźli się pod pięcioprocentowym progiem uprawniającym do udziału w podziale mandatów.

Drugie wybory były dużo ważniejsze. Jesienią wybraliśmy nowy Sejm i Senat. Tutaj już mniej uważny obserwator polskiej sceny politycznej mógłby być zaskoczony. Zdecydowanie wygrało Prawo i Sprawiedliwość, dla którego wynik był porażką. Jak to możliwe? Ano tak, że choć ma nieznaczną większość w Sejmie, to jest ona po pierwsze niewielka, a po drugie opiera się na koalicjantach partii Jarosława Kaczyńskiego, czyli partiach Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Dodatkowo PiS przegrało Senat.

Drugi wynik zanotowała Platforma, co znowu jest i sukcesem, i porażką, bo 27 procent przy poparciu większości prywatnych i zagranicznych mediów, ciągłym wzbudzaniu emocji antyrządowych, to jednak jest klęska okraszona minimalną wygraną w Senacie. Chichotem historii jest wyraźna obecność na podium SLD, w którego sercu wielu już widziało wbity niejeden osikowy kołek. Do Sejmu dostał się także egzotyczny mariaż Ludowców z ugrupowaniem Pawła Kukiza oraz Konfederacja narodowców i wolnościowców.

Końcówkę roku zdominowała – z braku wyrazistszych wydarzeń – kultura: literacki Nobel dla oczerniającej nas w mowie, ale czarującej w piśmie Olgi Tokarczuk.

A ja i tak najbardziej zapamiętam minę Roberta Lewandowskiego, który nie dostał Złotej Piłki. I będę czekał na Mistrzostwa Europy, gdzie będzie miał być może ostatnią okazję pokazać, jak bardzo jurorzy się mylili.

Szampańskiej zabawy!

Paweł Skutecki

Kategoria:
Skuter 26 AFP