Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

„Piątka” na karuzeli

W miarę zbliżania się terminu wykonania jedynego wiarygodnego sondażu poparcia dla partii politycznych, a mianowicie wyborów do Parlamentu Europejskiego, głównym aktorom naszej kabaretowej, publicznej sceny zaczyna ostro odbijać szajba. Część z nich dokumentnie się ośmiesza, plotąc wzajemnie sprzeczne bzdury. Inna część stara się zachować pozory powagi, a jeszcze inni wytoczyli na pole walki, znane już z przeszłości, ideologiczne działa, i walą z nich bez opamiętania. Charakterystyczne, że ci ostatni walą głównie w samych siebie, ale o tym za chwilę, gdyż to przypadek wymagający szczególnej uwagi.

Może zacznę od tych, co to udają poważnych, pro-społecznych oraz zatroskanych losem Państwa, którym od trzech i pół roku zarządzają. Tak, mowa oczywiście o obozie PiS i szeroko rozumianej prawicy.

Z pewnością nie tylko ci najbardziej uważni obserwatorzy zauważyli, iż prawica w kraju nad Wisłą różni się tym od krajów względnie normalnych (gdyż całkiem normalne w przyrodzie nie występują), iż doszła do władzy, jak również utrzymuje tę władzę spełniając przedwyborcze obietnice wrażliwe społecznie, pomocowe, wspierające, opiekuńcze, innymi słowy na wskroś… lewicowe. Używając tego przymiotnika mam oczywiście na myśli klasyczny socjalizm, a nie wszelkie chore, liberalno-lewackie ideologie, które niestety w obecnych czasach z ową klasyczną lewicą są błędnie utożsamiane.

Sam jakiś czas temu, na własny użytek nazwałem partię Kaczyńskiego katolicko-socjalistyczną i myślę, że w razie czego mógłbym prawdziwość tego określenia z łatwością obronić. Tak to się już w naszym kraju dziwnie poukładało, że wszyscy dostaliśmy światopoglądowego hopla i podział na prawicę oraz lewicę przebiega po linii stosunku do religii, zamiast do podatków.

Mniejsza zresztą o kwestie dialektyczne, faktem bezspornym jest to, że PiS realizuje swój projekt „Polski solidarnej”, a taki projekt wymaga ciągłego źródła finansowania, a jak niektórym – gdyż niestety nie wszystkim – wiadomo, pieniądze nie rosną na drzewach i zawsze komuś trzeba je zabrać, aby innemu komuś dać.

Tu powolutku dochodzimy do pierwszej szajby pod tytułem „piątka Kaczyńskiego”. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że sam Prezes doskonale zdaje sobie sprawę z kosztów, jakimi owa „piątka” obciąży budżet Państwa na najbliższe lata. Pół biedy, jeśli gospodarka będzie nadal rozwijać się w takim lub podobnym tempie, jak w tej chwili. Ale, w jaki sposób mają być finansowane te wszystkie projekty w razie ekonomicznego załamania, czy choćby spowolnienia?

Tego akurat nie potrafią wyliczyć najbardziej mądre głowy, nawet te mocno przychylne obecnej władzy. Tego nie potrafi wyliczyć także wyżej wspomniany Prezes, ale jak wszyscy wiemy, on nie jest od liczenia, tylko od strategii, a owa strategia jest wbrew pozorom nieszczęśliwie prosta.

Otóż po pokonaniu nas przez brukselskiego „kolonizatora” w kwestii reformy sądownictwa oraz skrajnym upokorzeniu naszego kraju przez „głównego sojusznika” w aspekcie ustawy o IPN, niewielu da się jeszcze nabrać na politykę godnościową, tożsamościową, na to całe wstawanie z kolan, i tym podobne zaklęcia. Pozostała już tylko polityka socjalnego cycka, z którego można ssać do woli, a władza jest od tego, żeby ten cycek wciąż obłaskawiał swe dzieci (czytaj: elektorat) dobrodziejstwem obfitości.

Wie o tym Jarosław Kaczyński, zdaje on sobie również sprawę, że wchodzimy w wyborczy maraton i stąd taka, a nie inna polityka. Co będzie później, to już niewiele kogokolwiek obchodzi, gdyż Polska, to nie Chiny i tu myśli się w kategoriach do końca kadencji, a nie do końca stulecia.

Skoro już jesteśmy przy myśleniu, to płynnie możemy z kolei przejść do tych, którzy w swojej szajbie totalnie się ośmieszają i których o myślenie raczej trudno podejrzewać.

Pomijając fakt, że Koalicja Europejska, to koktajl ognia z wodą, o czym już wcześniej zresztą pisałem, to wraz z upływem czasu następują w niej reakcje chemiczne, które coraz mocniej wskazują, iż ta mieszanka zmienia się w koktajl Mołotowa. Oczywistą oczywistością jest, że pan Schetyna do tytanów intelektu nigdy nie należał, ale nawet tak średnio rozgarnięty człek, jak on, powinien zdawać sobie sprawę, że kilkudziesięciu tzw. „biorących jedynek”, to on nie wygeneruje, gdy ordynacja przewiduje ich jedynie kilkanaście.

A jednak pan Grzegorz tego nie przewidział, no i się zaczęło. Ten chce „jedynkę” i tamten ją chce; temu nie pasuje dalszy numer na liście; tamtemu okręg, z którego ma startować; jeszcze innemu współtowarzysze na jego liście… Ogólnie problemów powstała cała masa.

Na domiar złego, takie wystrychnięte na dudka tuzy, jak pan Boni czy pani Hubner, biegają po mediach z fochem, którego nawet nie ukrywają. Latający Cyrk Grzegorza Schetyny rozpędził się do granic absurdu, a wszystko to okraszone wystąpieniami samego Mistrza, który w jednym i tym samym przemówieniu potrafi suchej nitki nie pozostawić na „PiSowskim rozdawnictwie” po to, żeby summa summarum skonkludować, iż on rozda jeszcze więcej.

Moim jednak zdaniem, paradoksalnie cały ten kabaret jakoś szczególnie totalnej opozycji nie zaszkodzi. Nastroje społeczne doszły już do takiego poziomu emocji, że wystarczy być czołowym anty-PiSowcem w warstwie retorycznej, aby przyciągnąć bądź utrzymać anty-PiSowski elektorat.

Strona merytoryczna przestała być ważna i dlatego mało kto zwraca w tej chwili uwagę zarówno na chaos, jak i wzajemną sprzeczność, czy wręcz kompletne idiotyzmy wygadywane przez szefa tzw. „totalsów”.

No i na koniec wisienka na torcie, czyli szwadrony nowych rewolucjonistów wymachujących tęczowymi sztandarami. Prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się aż tak całkowitego braku myśli taktycznej w ich szeregach. Już zapowiedź wprowadzenia karty LGBT+ przez – coraz bardziej skołowanego na swoim stanowisku – prezydenta Warszawy, nasunęła mi pewne podejrzenia, a późniejsza szczera wypowiedź jego zastępcy o docelowych planach zrównania małżeństw tradycyjnych z jednopłciowymi, z prawem tych ostatnich do adopcji dzieci, do końca przekonała mnie, że żadnej chłodnej oceny sytuacji wśród tych szwadronów nie ma.

Tak to już jest, że ideologiczne oraz jakiekolwiek inne zaślepienie odbiera jasność myślenia, czy też umiejętność zimnej kalkulacji, jakże niezbędnej w polityce. No i nastąpiło to, co nastąpić musiało, w sensie ugrupowanie Biedronia z mocnej kilkunastoprocentowej trzeciej siły na naszej scenie coraz wyraźniej topnieje do rozmiarów karzełka, który będzie miał poważny problem z przeskoczeniem wyborczego progu. I całe szczęście zresztą.

A propos Biedronia, to jego oblubieniec, niejaki pan Śmiszek, błysnął ostatnio skandaliczną wypowiedzią, w której bez ogródek stwierdził, że miejsce homofobów jest za kratkami i jeżeli „Wiosna” kiedyś dojdzie do władzy, to spowodują, iż zostanie wprowadzone prawo umożliwiające taką penalizację.

To jest kolejny przykład szczerego bałwanka, którego słowa odnoszą skutek odwrotny od zamierzonego. Społeczeństwo wszak nie lubi być straszone więzieniem, jak również nie lubi być straszone w ogóle. Dlatego na drugiej flance wypowiedź Grzegorza Brauna (którego zresztą od lat podziwiam i szanuję) o karaniu za czyny homoseksualne, uważam za równie niedorzeczną.

Do wyborów zostały jeszcze prawie dwa miesiące, a karuzela absurdu i groteski już kręci się całą parą. Co nas zatem czeka w najbliższych tygodniach, o tym nawet nie chcę myśleć, choć przecież będę musiał o tym pisać.

Czasami w lunaparkach zdarza się, że jakieś dziecko wypadnie z karuzeli, a ja zaczynam się bać, że my wszyscy możemy być takim dzieckiem.

Marian Rajewski

Kategoria:
MArian07 Wikislownik