Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

„Czajki” taśmą się nie sklei

 

Polacy psy wieszają na prezydencie Warszawy za to, że stołeczne ekskrementy płyną wartko wiślanym nurtem do Bałtyku. Niektórzy snują wizje, co mógłby mistrz prowizorki i życiowego pecha napsuć, gdyby jakimś cudem został prezydentem Rzeczypospolitej.

Zwykle to są dość zabawne scenariusze, ale ocierające się o śmiech przez łzy. Prawda jest jednak dużo, dużo gorsza i bardziej przerażająca. To nie jest kwestia osobnicza tego Midasa a rebours – w kampanii wyborczej naprawiającego wszystko taśmą klejącą. To symbol całego środowiska Platformy Obywatelskiej.

Drugi już raz w krótkim czasie warszawskie szambo wybiło na pół Europy i stołeczne ścieki popłynęły wprost do Wisły i dalej – do Bałtyku. Jak to możliwe, że w XXI wieku mogło dojść do tak kompromitującej katastrofy? Niektórzy stawiali tezy dotyczące terroryzmu, ale prawda jest dużo bardziej brutalna.

Jesteśmy dzisiaj przyzwyczajeni do tego, że na dnach mórz i oceanów kładzie się kable i rurociągi, że pod kanałem La Manche samochodem można się dostać z Francji do Wielkiej Brytanii, że w litych skałach przekuwa się tunele dla pociągów. I jakoś nic nie słychać o żadnych poważnych awariach.

Minęło już ładnych kilka dziesięcioleci od chwili, kiedy człowiek postawił stopę na księżycu. Technologia wydaje się być w rozkwicie, ale nie w Warszawie. Tam wciąż króluje prowizorka i łatanie wszystkiego taśmą klejącą.

Żeby zrozumieć, co się stało w kolektorze „Czajka”, musimy się nieco cofnąć w czasie. Jest rok 2010, w Warszawie rządzi i dzieli Hanna Gronkiewicz-Waltz. Wtedy podczas przetargu i umowy na budowę fragmentu instalacji pod Wisłą rozgrywa się pierwszy akt dramatu.

Żeby wyjaśnić sprawę najprościej: w stolicy do transportu szamba na odcinku ponad kilometra – pod dnem Wisły – zastosowano zamiast rur stalowych tańsze odpowiedniki. „Rury” zbudowane z plastikowych pierścieni o długości około 150 centymetrów i średnicy 160 cm łączonych na wcisk. Dlaczego tak się stało? Doprawdy trudno dzisiaj dociec, ale jest wielce możliwe, że sprawę mogłoby wyjaśnić Centralne Biuro Antykorupcyjne, gdyby oczywiście tylko chciało się zająć takim śmierdzącym tematem.

To oczywiście dopiero początek opowieści. W drugim akcie dochodzi do przebłysku świadomości. – Przecież to jest za słabe! Nie da rady! Nie utrzyma! – pomyślał któryś pomysłowy Dobromir z okolic stołecznego, jakże obywatelskiego ratusza. I jak pomyślał, tak zrobił. Taśma klejąca nie była jeszcze wówczas w modzie, więc… zalano wszystko betonem. Wiadomo: czego oczy nie widzą, do tego betonu nie żal.

Tyle tylko, że zaczyna się właśnie akt trzeci. Z wyliczeń wyszło, że zwykły beton byłby za ciężki dla plastikowej, misternej konstrukcji. Użyto więc beton napowietrzony, lżejszy niż beton konstrukcyjny. Ale… z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością przed zabetonowaniem rur w żaden sposób nie zakotwiono ich do konstrukcji tunelu. Nie ma tam żadnych podpór ani ławy fundamentowej. Warstwa betonu jest więc dużo wyższa i w efekcie cięższa niż to zakładał projekt.

Co się stało? Ano pękła rura. W ubiegłym roku po pierwszej awarii zastosowano stalowe zbrojenie wzmacniające konstrukcję, ale tylko na odcinku… stu metrów. Pozostałych ponad tysiąc wciąż – w każdej chwili – może spowodować kolejną katastrofę.

Można się znęcać nad projektantami, wykonawcami, urzędnikami piszącymi specyfikacje przetargowe, nadzorem budowlanym, nad wszystkimi warszawskimi, obywatelskimi nieświętymi, ale po co?

Mieszkańcy Warszawy, to specyficzny twór społeczno-ekonomiczno-polityczny. Doprawdy trudno powiedzieć, co by się musiało wydarzyć, żeby wygrał tam ktoś spoza „towarzystwa”, spoza „środowiska”.

Patrzę właśnie na poczet stołecznych prezydentów pod roku 1990. Nie licząc trzyletniej prezydentury Lecha Kaczyńskiego, która była wyjątkiem od reguły, stery stołecznej władzy trzymały w rękach postaci tyleż groteskowe, co po prostu nieudolne lub o bardzo niejasnych intencjach, że tak powiem oględnie. Nie wiem czy to wypełnia definicję syndromu sztokholmskiego, ale o to należałoby zapytać jakiegoś mądrego socjologa. Byle nie po warszawskich uczelniach…

Marian Rajewski

Kategoria:
Marian19