Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Chichot Kwaśniewskiego

Chichot Kwaśniewskiego

 

Doprawdy przeokrutnie komiczną sytuację mamy na horyzoncie. Wystarczyłoby, żeby po prezydenckie insygnia sięgnął ktokolwiek inny niż obecnie urzędujący Andrzej Duda. Co jak pokazują sondaże jest tak mało prawdopodobne, jak to, że tegoroczny budżet faktycznie zamknie się bez deficytu. A wszystko dzięki nieco już – niesłusznie! – zapomnianemu Aleksandrowi Kwaśniewskiemu.

Dlaczego tak się nie stanie i w czerwcu ponownie zobaczymy obecną Pierwszą Parę w Pałacu Prezydenckim, to mniej więcej wiadomo od dłuższego czasu. Zresztą chyba jako pierwszy gratulowałem Andrzejowi Dudzie reelekcji, już ładnych parę tygodni temu, co pewnie najbardziej skrupulatni Czytelnicy skutecznie wyłapali i zapamiętali, prawda? Teraz już mamy więcej danych, więc i kurs u redakcyjnych bukmacherów jest mniej korzystny, ale wciąż wart zachodu.

Niestety, będzie to mecz do jednej bramki. Zamiast ekwilibrystyki politycznej, wizerunkowej i intelektualnej będziemy oglądali coś, co będzie wyglądało, jak spotkanie Legii Warszawa z Centurią Chechło (tak, tak, jest taki klub na piłkarskiej mapie Polski). Na przeciwko ciężkozbrojnego, doskonale doświadczonego rycerza, stanie paru chłopków-roztropków i jedna panna z głową w chmurach.

Kandydatka środowiska Platformy Obywatelskiej nie jest w stanie sklecić rozumnego zdania, nie tylko zresztą o tym, gdzie się podziały miliony złotych, które się „zgubiły” podczas grabienia nas z naszych oszczędności. Pozostali kandydaci mają tyleż woli walki, ile pieniędzy na kampanię. Czyli nic. Może oprócz uśmiechniętego doktora reprezentującego już sam nie wie kogo, kiedyś rolników, a od kiedy stali się oni przedsiębiorcami rolnymi, to chyba już tylko członków własnego ugrupowania.

No dobra, nie ma co się znęcać, bo koń, jaki jest, każdy widzi. Ale! Co by się stało, gdyby jednak Andrzej Duda jakimś cudem przegrał wybory? No, oprócz tego, że przegrałbym parę zakładów, o niewielkie kwoty, bo o wysokie nikt się nie chciał ze mną założyć. Byłby taki cyrk, że starsi już panowie z Monty Pythona mogliby się uczyć z rozdziawionymi buziami.

Dzisiaj już mamy sytuację następującą: część sędziów wzajemnie się nie uznaje, część nie uznaje władzy wykonawczej i ustawodawczej, a część już sama nie wie kogo i za co uznawać.

Część posłów i senatorów nie uznaje władzy wykonawczej, część sądowniczej, a część tej i tej. Część członków rządu dla odmiany nie uznaje części sędziów i senatu, ale uznaje większą część sejmu.

Póki co wojsko uznaje władzę wykonawczą. Tyle dobrego, ale wyobraźmy sobie, że prezydentem zostaje ktoś „inny”. Zgodnie z Konstytucją wojsko ma podwójne zwierzchnictwo: prezydenta i rządu, z tym że tego pierwszego tak bardziej merytorycznie, a tego drugiego finansowo, co jakwiadomo zwykle bywa ważniejsze. I póki jest spokojnie, nie musimy się bać agresji Eskimosów, to da się żyć. Jak jeszcze (a zwykle tak bywa) prezydent wywodzi się z obozu rządzącego także w Sejmie, a w konsekwencji tego – tworzącego rząd, to nie licząc fochów i ambicjonalnych rozgrywek dworskich, da się żyć.

Co by się jednak stało, gdyby władza wykonawcza – zgodnie z Konstytucją przecież – rozpadła się na dwa wrogie obozy? Pamiętajmy kontekst: kto kogo i w jakim zakresie uznaje. Leżelibyśmy i prosili o mizerykordię, bo tej stajni już by nie posprzątał nikt.

I tutaj właśnie słyszę w tle chichot Aleksandra Kwaśniewskiego, którego dziełem jest obecna Konstytucja. On sam mówił wcześniej, że po 25 latach będzie trzeba głęboko się pochylić nad ustawą zasadniczą. Minęły już 23 lata, więc może to faktycznie najwyższy czas poukładać kraj od nowa. Od podstaw stworzyć sprawnie działający mechanizm w miejsce tych enigmatycznych, wzajemnie się wykluczających lub dublujących systemów sprawowania wszystkich trzech władz.

Bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że nie da się zreformować ani wymiaru sprawiedliwości, ani systemu ochrony zdrowia, ani finansów państwa, ani systemu emerytalnego, ani przede wszystkim ordynacji wyborczej bez nowej Konstytucji. Za daleko zabrnęliśmy. Trzeba wziąć maczetę i na gruzach tego co nam w spadku zostawił Aleksander Kwaśniewski zbudować wszystko od nowa.

Marian Rajewski

Kategoria:
Konstytucja RP