Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Poza koleją

Twoja Kolej na opinie…

Ponieważ rubrykę „Twoja kolej na opinie…” wypełniają treścią autorzy z przeróżnych środowisk i grup społecznych, a my nigdy nie będzie krępować cenzurą prezentowanych przez nich poglądów, informujemy Czytelników, że mogą one być niekiedy niezgodne z poglądami redakcji, a także sympatiami politycznymi samych Państwa.

Przypominamy, że opinie można przesyłać na portal społecznościowy: https://www.facebook.com/Miroslaw.Stanislaw.Lisowski/ i email: opinie@wolnadroga.pl

Zamknijcie oczy, wyobraźcie sobie, myślcie…

Dwunastego maja 1983 roku na placu Zamkowym w Warszawie został zatrzymany Grzegorz Przemyk, rocznik 1964. Na posterunku milicji przy ulicy Jezuickiej został straszliwie pobity, przy czym widocznych dla oka śladów pozostało niewiele, gdyż bito go głównie w okolicy brzucha. Gdy zgodnie z relacją przyjaciół rodziny przewieziono pobitego chłopca do szpitala, chirurdzy wzięli go natychmiast na stół operacyjny. Operacja trwała aż pięć godzin, podczas których lekarze usiłowali pozszywać zniszczone biciem narządy wewnętrzne ofiary: rozbitą wątrobę, śledzionę oraz rozlane jelito grube. Niestety, operacja nie przyniosła ratunku pobitemu chłopcu. Zmarł w sobotę 14 maja.

Reżim Jaruzelskiego wystąpił z własną wersją tej zbrodni: „Śledztwo w sprawie tragicznej śmierci Grzegorza Przemyka podało Życie Warszawy – zbliża się do końca. Zapewne już niedługo rozpocznie się rozprawa sądowa, można mieć nadzieję, że poznamy wówczas całą prawdę o przebiegu i okolicznościach tego tragicznego wydarzenia”. Wszystkim jednak odpowiada, szczególnie nie odpowiada znanym, cynicznym graczom politycznym.

Rzecznik junty Jaruzelskiego, zawsze usłużny i nieliczący się z obiektywną prawdą Jerzy Urban (wspaniale nadal egzystuje w Rzeczypospolitej) oświadczył wówczas na spotkaniu z dziennikarzami, że nie wszystkie szczegóły tej ponurej zbrodni zostaną ujawnione, aby nie wywoływać niepokoju w społeczeństwie i nie dawać żeru korespondentom zagranicznym.

Sprawę próbuje się wyciszać, zamazywać, stwarzać półprawdy. Junta popełniła błąd, dostarczyła bowiem ruchowi „Solidarności” męczenników. Każdy ruch społeczny mający swoich świętych nie zginie, ale odrodzi się z popiołów i wyciągnie kiedyś karzącą rękę w stronę swoich ciemiężycieli.

Naród polski nie zapomni pomordowanych górników, zastrzelonego w Nowej Hucie młodego robotnika, zakatowanego bestialsko maturzysty: krew ta zrodzi mścicieli. Każdy człowiek, który pochyla się nad grobami Grzesia Przemyka, czy innych bestialsko zamordowanych przez ubeckich siepaczy, aby tam złożyć kwiaty czy zapalić świecę, wyraźnie deklaruje się jako przeciwnik krwawego, zbrodniczego reżimu.

Mijały lata. Sprawiedliwości nie stało się zadość, chociaż Polska zaistniała na mapie politycznej świata, jako suwerenne, niezależne państwo. Ludzie dawnego reżimu są wszędzie, nawet na najwyższych urzędach. Nadal mają wpływy, władzę, pozycje, wywierają wpływ na opinię publiczną, w końcu wreszcie pobierają sute emerytury. Co najgorsze: społeczeństwo toleruje ten stan rzeczy z dużą obojętnością… Przerażające!

I co się właściwie w naszej ponoć wolnej od wpływów komuny Rzeczypospolitej tak naprawdę zmieniło? Należałoby zapytać o to Leopolda Przemyka, ojca zakatowanego chłopca, niestety nie doczekał sprawiedliwości – zmarł w 2013 roku.

No i nieodparcie nasuwa się pytanie: co się dzieje z naszym narodem, skoro toleruje podobne wyroki, wydane niby w majestacie prawa? Trzeba też zapytać tych pokrętnych, a może tchórzliwych (tylko zastraszenie mogłoby tutaj cokolwiek tłumaczyć!) sędziów: Celeja, Małka i Snopińską, czy mają dzieci i wnuki? I czy potrafią spokojnie popatrzeć im w oczy, pamiętając o tragedii 19-letniego maturzysty z placu Zamkowego, którą tak lekko i nieuczciwie potraktowali?…

Wszystkim, którzy doprowadzili do tego, że przez trzydzieści sześć lat nie udało się polskim sądom zakończyć procesu w sprawie morderstwa popełnionego na Grzesiu Przemyku, polecam lekturę książki znanego amerykańskiego pisarza, Johna Grishama „A Time to Kill” („Czas zabijania”), na podstawie której nakręcono film o tym samym tytule.

Mała parafraza: jesteśmy w sali sądowej w Warszawie, gdzieś z boku siedzi samotny, smutny człowiek. Pojawia się na salach sądowych od wielu lat. Nazywa się Leopold Przemyk. Apeluje, protestuje, kołacze do różnych drzwi. Kiedyś miał syna, pierworodnego syna, który pisał wiersze. I był to z gruntu dobry chłopak, miał przyjaciół, dziewczynę, kochał muzykę, czytywał poezję. Kilku bandziorów okrutnie go pobiło za to, że z kolegą poszedł na spacer na plac Zamkowy… A może pobito go śmiertelnie za działalność opozycyjną jego matki? To wszystko nieważne. Nie było podstaw prawnych do zatrzymania go czy przewiezienia na komisariat. Trzech zbirów zomowców, najwyraźniej sadystów niezasługujących na zaliczenie ich do rodzaju ludzkiego, zakatowało go na śmierć. A oni i inni ich kumple, a także wyżej postawieni mocodawcy i planiści przestępstw wobec narodu pobierali za podobne czyny wysokie emerytury. Dziwicie się ojcu tego chłopca, że domagał się sprawiedliwości i żądał kary?

Marzanna (dane osobowe do wiadomości redakcji)

 

 

Kategoria: