Portal dwutygodnika
[wpseo_breadcrumb]

Felietony

Zasadniczo – Z trzeciej strony – Felieton Mirosława Lisowskiego

Często pierwszy tekst w nowym roku rodzi się w bólach. A bo to jeszcze świątecznie, zabawowo, refleksyjnie… A tu trzeba usiąść i coś z sensem napisać… 

I nie dla potomnych, bo gdzie te progi. Ale dla Czytelników, którzy może pochylą się nad trzecią stroną…

Można by pójść na łatwiznę i przywołać słowa wujka Ziutka, czy cioci Kasi z okolic świątecznego stołu. Bo jak wiadomo, to miejsce i pora na Polaków rozmowy…

A pewnie jest o czym… Drożyzna choćby…

Ale ja sięgnę gdzieś dalej… Głębiej? Nie że mądrzej, ale – parafrazując jednego z bohaterów „Misia” Stanisława Barei: – Zdzisław Dyrman. Zasadniczo.

I o to „zasadniczo” chodzi…

Przy niemal każdej okazji politycy różnych opcji często używają słowa „naród”, odmieniają je przez wszystkie przypadki. I równie często twierdzą, że mówią w jego imieniu. 

Oczywiście każdy uważa, że mówi prawdę. Nikt jednak nie może – albo nie chce – określić, co rozumie przez pojęcie „naród”. I nie chodzi tu o wyjaśnienie encyklopedyczne, lecz o pogląd w tym względzie konkretnego człowieka, mieniącego się reprezentantem narodu.

Wbrew pozorom ta kwestia nie jest taka jednoznaczna. Powie ktoś: „Naród, to naród”. I z jego punktu widzenia będzie to założenie słuszne, no bo, po co utrudniać sobie życie, skoro pewne rzeczy są już nazwane.

Jednakże, gdy podejdzie się do tego problemu poprzez aspekt historyczno-geograficzny przestaje być to już takie pewne.

No bo czym innym jest dla ludów Afryki i Azji „naród”, gdzie podstawowym kryterium organizacji społeczeństwa jest plemię, a czym innym dla Europy – wspólnotę tworzą przede wszystkim ludzie tej samej „krwi” i rasy wywodzący się od tych samych przodków. 

Jednakże w tym drugim przypadku współczesny świat dokonał znaczącego przewartościowania – ogromna migracja ludności sprawiła, że podstawy określenia „naród” tracą na znaczeniu i to nawet patrząc poprzez pryzmat wspólnego języka.

W tym miejscu nieodparcie może nasuwać się pytanie: co więc jest narodem? Wydaje się, że każdy winien sobie na to odpowiedzieć. 

Patrząc jednak z naszego podwórka na problem, to stwierdzić trzeba jedno – społeczeństwo, które zamieszkuje wspólne terytorium, tworzy wspólną szeroko rozumianą kulturę i posiada język niezbędny do komunikowania się, ugruntowuje świadomość wspólnych interesów i własnej kultury, a później historii. 

Czyli tworzy się świadomość narodowa, stająca się najistotniejszym elementem spajającym naród.

No i jeszcze jest „patriotyzm”. Słowo czasami już zapomniane, coraz rzadziej używane (a szkoda), traktowane często jako określenie pejoratywne. W czasie jednoczenia się Europy podkreślanie odrębności narodowej (a jej wyrazem jest właśnie patriotyzm) jest co najmniej niestosowne. 

Idąc dalej – wielu jest takich, którzy mówią: „Patriotyzm, to nacjonalizm”.

A teraz pojawia się coś nowego – Polak, ale i Europejczyk. Albo „obywatel Europy”. Takie miękkie przechodzenie do jakiegoś „obywatelstwa”, przynależności narodowej do nacji europejskiej.

Nie ma czegoś takiego, jak „naród europejski”. Ale po latach pracy brukselskich „elyt” (czytaj niemieckich), w tzw. przestrzeni publicznej takie określenia się już pojawiają. 

Mało tego – nowy rząd niemiecki wprost i oficjalnie mówi, że „europejska suwerenność jest kluczem do niemieckiej polityki zagranicznej”. I że będzie tej „suwerenności” bronił! 

Aż strach pomyśleć, jak ta obrona ma wyglądać.

Ale nie tylko kanclerz Olaf Scholtz i jego ekipa chce stać na straży „narodu europejskiego”. I wśród naszych rodaków (choć tutaj może się przydać cudzysłów) jest wielu takich, którzy już traktują Brukselę za swoją stolicę. 

Co tam konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej?! Wyroki TSUE, zalecenia Komisji Europejskiej, czy uchwały Parlamentu ze Strasburga, to są złotymi zgłoskami wypisane prawa „Europejczyków” znad Wisły.

I można by znów sięgnąć do kultowego „Misia”: „– Nie ma takiego miasta Londyn. Jest Lądek Zdrój”… I sparafrazować: „ – Nie ma takiego kraju Poland. Jest Paul Anka”.

Kończąc na poważnie… Na naszych oczach naprawdę buduje się „IV Rzesza”. Można łapać się za głowę, protestować, krzyczeć: „Skandal! Jak można tak obrażać naszych zachodnich sąsiadów!”.

Ale z faktami się nie dyskutuje. Każdy dzień przybliża nas do tej chwili, kiedy słowa Rafała Trzaskowskiego – „Po co nam CPK, skoro mamy lotnisko w Berlinie” – staną się wykładnią i pierwszym przykazaniem…

Agatha Christie pisała: „To straszne przekonać się nagle, że z niewiadomego powodu zdradza się własne zasady”.

pastedGraphic.png

Kategoria:
Mirosław Lisowski